niedziela, 19 lipca 2009

Fakt, że reformy z 1990 roku za które zapłacilismy olbrzymią cenę wyrzeczeń, zmian, często strat, bo te reformy obok pozytywów wniosły mnóstwo zjawisk negatywnych zostały w duzej mierze zaprzepaszczone, wypaczone. Kolejne rządy odwróciły się od ich podstawowych załozeń i dzisiaj kolejny raz płacimy za to nieuzasadnioną cenę. Czas wziąć się do naprawy finansów państwa . Według Profesora L. Balcerowicza muszą zostać zrealizowane następujące przedsięwzięcia, by zasypać dziurę w budżecie i zahamować powiększanie długu publicznego.
1 Wrócić do założeń planu Jerzego Hausnera z 2004 roku. Była to, zdaniem prof. Balcerowicza, ostatnia tak kompleksowa próba zreformowania finansów publicznych. Plan Hausnera składał się z trzech części. Pierwsza dotyczyła restrukturyzacji gospodarki (m.in. górnictwa i publicznych zakładów opieki zdrowotnej). Druga zakładała oszczędności w wydatkach z państwowej kasy, m.in. zmniejszenie etatów w administracji. Trzecia przewidywała zmiany w systemie ubezpieczeń KRUS i pracowniczych. Tylko część z tego została wówczas zrealizowana. Z tym punktem ogólnie zgadzam się, ale mam wątpliwości co do szczegółów jego realizacji.
2 Ciąć wydatki na cele socjalne. Profesor Balcerowicz jest przekonany, że choć to trudne i bolesne, nie stać nas na to, aby lekką ręką wydawać pieniądze np. na becikowe, które kosztuje budżet miliard złotych rocznie, i ulgi prorodzinne za kolejne 6 mld zł. W tym punkcie całkowicie się nie zgadzam z koncepcją Prof. Balcerowicza. To jest problem starzenia się społeczeństwa. Dlatego musimy wygospodarować te środki finansowe i nie kwestionować ich wydatków co do zasady. Natomiast mozemy dyskutować na temat sposobów tych wydatków.
3 Uszczelnić system podatkowy, który jest dziś skomplikowany, niezrozumiały, niekoherentny. Tymczasem im prostszy system podatkowy, tym lepsza ściągalność. Najgorszym z możliwych wyjść jest podnoszenie podatków, gdyż powoduje to spadek konsumpcji, ale niekoniecznie musi spowodować wyższe wpływy do budżetu. Nic dodać nic ująć. W całości się zgadzam z ww. koncepcją i uważam, że jest to numer jeden działań naprawczych budżetu naszego państwa.
4 Powrócić do prywatyzacji. Państwowe firmy zawsze przegrywają konkurencję z prywatnymi. Ich stabilności i kondycji finansowej nie sprzyja także "polityczna karuzela stanowisk". Nawet w kryzysie, kiedy spółki tracą na wartości, warto je prywatyzować. Pieniądze z ich sprzedaży zasilą budżet. Albo przynajmniej restrukturyzować, przygotowując do prywatyzacji, kiedy sytuacja na rynku się poprawi. Nie robiąc nic, generujemy straty.Co do zasady zgadzam się z wyżej przedstawioną koncepcją, ale uważam, że powinniśmy mieć w każdej dziedzinie firmy z państwowym kapitałem, aby sprawnie kontrolować zjawiska w gospodarce. Szczególnie w strategicznych działach takich jak np. energetyka, paliwa itp.
5 Uprościć prawo, ustabilizować porządek prawny i jak najmniej je zmieniać. To sprzyja stabilności gospodarki i zaufaniu do państwa. A skomplikowane prawo jest, zdaniem ekspertów, jedną z głównych barier rozwoju naszej gospodarki. Drugi co do ważności problem. Należy rozszerzyć ten problem do głupiego stosowania prawa w systemie wykonawczym, a szczególnie w prokuraturach, sądownictwie i instytucjach kontrolnych, których w spóściźnie po komuniźmie mamy wyjątkowy przerost. W ogóle problem tzw. "trzeciej władzy" wymaga gruntownej reformy. Jest to najbardziej psujący nasz system państwowy podsystem, który blokuje i psuje rozwój we wszystkich działach.
Sejm deliberuje właśnie nad nowelizacją budżetu, która zakłada m.in. powiększenie deficytu budżetowego o 9 mld zł. Prof. Balcerowicz zawsze mówił o ogromnym zagrożeniu dla gospodarki, jakie powodują zbyt duże wydatki z kasy państwa. Wydawanie publicznych pieniędzy w nadmiarze jest pokusą dla niektórych polityków i jest dobrze odbierane przez część wyborców. Niestety, nadal wielu ludzi głosuje na fałszywych świętych mikołajów, którzy mówią: dam, dam, dam, udając, że pieniądze to kopalina, leżą na ulicy albo rosną na drzewach. Wydawanie nadmiernych sum z budżetu prowadzi do większego deficytu w kasie państwa, zaciągania większych długów przez państwo i najczęściej do podwyżki podatków. Wniosek jest więc prosty: za obietnice fałszywych świętych mikołajów zapłacimy wszyscy. Jerzy Hausner proponował m.in. re-formę KRUS, ograniczenie przyznawania rent rodzinnych, zasiłków chorobowych i zmianę formuły indeksacji emerytur, ale dlaczego nie skupił sią na przerośniętej administracji, efektywności gospodarowania środkami finansowymi w sferse bezpieczeństwa, służbie zdrowia, ZUS-ie itp. . Po 2005 r. wrócono do polityki psucia finansów publicznych - takie hulaj dusza, piekła nie ma. Był okres prosperity, więc lekką ręką na zasadzie polityczno-socjalnego rozdawnictwa zdecydowano się na szeroki program ulg - zmieniono też zasady waloryzacji rent i emerytur, odłożono likwidację wcześniejszych emerytur co spowodowało kolejny wielomiliardowy ubytek w budżecie. Kryzys światowy, który wybuchł jesienią ubiegłego roku, odsłonił chorobę finansów naszego państwa. A to zły pomysł, by podwyższać podatki? Przecież niewielkie podniesienie podatków pośrednich, np. VAT, nie spowoduje spustoszenia w kieszeniach, a da solidne wpływy do kasy państwa. W Polsce i tak mamy bardzo wysokie podatki, które hamują rozwój gospodarki. Dlatego tą drogą nie powinniśmy iść, podobnie jak nie wolno nam gwałtownie podwyższać deficytu, czyli powiększać dziury w całym sektorze finansów publicznych. Na szczęście w przypadku powiększania dziury mamy stosunkowo wąskie pole manewru - bo w ustawie o finansach publicznych i konstytucji mamy zapisy hamujące zadłużanie się państwa. To może je obniżmy, jak chce prezydent Kaczyński? Jeżeli doprowadzi to do zwiększenia wpływów z podatków, to proszę bardzo. Ale to trzeba najpierw udowodnić. W takiej chwili trafna wydaje się opinia szefów Centrum im. Adama Smitha, którzy mówią, że warto wrócić do słynnej ustawy o przedsiębiorczości autorstwa Mieczysława Wilczka z końcówki lat 80. Przyświecała jej idea: co nie jest zakazane, jest dozwolone. Pozwolono ludziom prowadzić swobodne interesy, przekonywano do idei prostych podatków. Na pewno była to ważna ustawa. Należy jednak wziąć pod uwagę to, że wówczas szalała inflacja, było mnóstwo interwencjonizmu państwowego, wciąż mieliśmy przecież w części gospodarkę centralnie planowaną. Ale sama idea wprowadzania prostych przepisów jest oczywiście słuszna. W Polsce wielu ciągle uważa, że im więcej ustaw uchwali się, tym lepiej. To jest czysto socjalistyczne podejście, tak jak w hucie: im więcej surówki, tym lepiej. Tymczasem musimy ustabilizować porządek prawny w taki sposób, by mieć dobre prawo i jak najmniej je zmieniać. My jako wyborcy musimy się zastanowić, na kogo zagłosować, by nie dochodziło do psucia prawa. Mam nadzieję, że obecny rząd dotrzyma obietnicy uproszczenia prawa, do czego zobowiązała się m.in. sejmowa komisja "Przyjazne państwo". Brakuje tylko wymiernych efektów działania tej komisji. Zajmuje się drobiazgami, zamiast brać się za bary ze szkodliwym prawem. Nie chcę oceniać działalności komisji, tylko czekam na wynik jej prac. Oczekiwałbym raportu z działalności komisji. Niech publicznie ogłoszą, co im się udało zrobić. Mijają prawie dwa lata, od kiedy komisja powstała, i trzeba pokazać efekty. Ale jednorazowe oczyszczenie prawa nie wystarczy. Trzeba dodatkowo spowodować, że złe prawo nie będzie się odradzać: nie możemy dopuścić do głosu tych, którzy prawo psują. Dziurawe, niedobre prawo to też problem dla budżetu, bo przez absurdy w przepisach wyciekają pieniądze z państwowej kasy. Teraz rząd robi wszystko, by zapchać tę dziurę. Planuje nawet wyciśnięcie 8,5 mld zł z dywidend spółek Skarbu Państwa, m.in. PKO BP. Ale czy to dobry sposób na łatanie deficytu? Nie gest rozpaczy? Zawsze trzeba wiedzieć, przed jakim wyborem się stoi. Jest przejawem pójścia na łatwiznę i ucieczką od rzeczywistości potępianie jednego rozwiązania bez oceny alternatywnego rozwiązania. Tymczasem wiemy, że dług publiczny szybko rośnie, że płacimy duże odsetki za kolejne przyrosty długu. Ja nie dołączam więc do chóru potępiających wyciąganie dywidendy ze spółek państwowych. Pies pogrzebany jest gdzie indziej - spółki, z których wyciąga się dywidendę, powinny być sprywatyzowane. Albowiem w państwowych spółkach jest za dużo polityki - kręci się karuzela stanowisk, przez co państwowa firma przegrywa konkurencję z firmą prywatną, bo mało kto w takiej sytuacji może się skupić na merytorycznej działalności. Nie znam kraju, w którym brak prywatyzacji wyszedłby komukolwiek na zdrowie. Politycy po prostu nie są dobrymi właścicielami przedsiębiorstw. Zajmujemy się drobiazgami, zamiast brać się za bary ze szkodliwym prawem. Tymczasem wiemy, że dług publiczny szybko rośnie, że płacimy duże odsetki za kolejne przyrosty długu. Reasumują podzielam zdecydowana wiekszość poglądów Prof. L.Balcerowicza, ale stanowczo sprzeciwiam sie koncepcjom oszczędności na młodych małżeństwach i ich dzieciach. To jest najważniejsza wiekowo grupa społeczna, która powinna mieć szczególne wsparcie.

Brak komentarzy: