środa, 3 listopada 2010

Wyznaczniki wewnętrzne polityki zagranicznej ChRL .

O Chinach coraz głośniej w świecie. Najludniejsze państwo na globie zadziwia. Od trzech dziesięcioleci legitymuje się najwyższym wzrostem gospodarczym, a ostatni kryzys na światowych rynkach, wbrew przepowiedniom, też nie załamał chińskiego kolosa. W roku 2009 Chińska Republika Ludowa wykazała się ponownie najwyższym wzrostem w skali światowej w wysokości 8,7 proc. PKB – dla wielu niebotycznej, mierzonej raczej w skali marzeń niż dokonań. Gdyby kwestia ograniczała się tylko do wzrostu gospodarczego, to – choć ważny – mógłby on jeszcze być przemilczany. Jednakże, co naturalne, w ślad za tym bezprecedensowym dźwignięciem się w górę idą procesy i zjawiska, które karzą przyglądać się ChRL o wiele uważniej niż dotąd. Według wszelkich międzynarodowych statystyk, to właśnie w 2010 roku, Chiny wyprzedzą Japonię i staną się drugą największą gospodarką świata po USA (jeśli nie liczyć UE jako jednego organizmu gospodarczego, wtedy będą trzecie). Natomiast w 2009 roku jako największy eksporter na globie wyprzedziły w tych statystykach Niemcy. Ministerstwo Handlu ChRL (MOFCOM), wspólnie z Ministerstwem Finansów i Chińską Akademią Nauk Społecznych opublikowało w dniu 18 kwietnia 2010 roku raport na temat handlu zagranicznego Chin. Raport ukazał się z okazji odbywających się Targów Kantońskich (107th China Import and Export Fair). Przewiduje on, iż do 2020 roku obroty handlu zagranicznego Chin zwiększą się ponad dwukrotnie i mogą osiągnąć wolumen 5,3 bln USD. Wskazano też konieczność poprawy jakości w sektorze eksportowym i obniżki ceł importowych celem dążenia do większego zrównoważenia bilansu handlowego. Według raportu, eksport towarów wyniesie w roku 2020 2,4 bln USD, co stanowić będzie 10,1% światowego eksportu. Jednocześnie chiński import osiągnie wartość 1,9 bln USD, lub 8,2% światowego importu. Raport jest uważany przez władze oraz analityków za „mapę drogową", dającą teoretyczne podstawy reformie chińskiej polityki handlu zagranicznego oraz jego mechanizmów w ciągu najbliższej dekady. Według słów wiceministra handlu, Zhang Shan, przekształcenie tej polityki stanowi dla Chin pilną potrzebę w okresie po globalnym kryzysie. Publikacja podaje, iż światowy kryzys spowodował skurczenie się chińskiego handlu zagranicznego w 2009 r. do poziomu najniższego od 30 lat, osiągając prawie 14% spadek obrotów. Jednocześnie ujawnił serię poważnych problemów ukrytych za optymistycznymi danymi, w czasie gdy chińska wymiana handlowa rozwijała się nieefektywnie, kosztem np. zanieczyszczenia środowiska naturalnego. Obecnie struktura eksportu musi zmienić się w kierunku zaawansowanych technologicznie wyrobów, produkowanych w mniej energochłonnych zakładach przyjaznych środowisku. Analitycy oraz ekonomiści z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych są zgodni, iż Chiny powinny zwiększać import towarów innowacyjnych technologicznie, energii i surowców oraz niektórych produktów rolnych i dóbr konsumpcyjnych. Nadwyżka w handlu zagranicznym Chin osiągnęła 1,3 bln USD w ciągu ostatnich trzech dekad, a rezerwy walutowe na koniec marca 2010 roku wynoszą 2,45 bln USD.
Napędzając odbudowę światowej gospodarki po kryzysie, chiński handel zagraniczny wzrósł w I kwartale 2010 roku o ponad 44%. Chiny chciałyby umocnić swoją pozycję gospodarczego mocarstwa i przyczynić się do rozwoju globalnego handlu według wieceministera handlu Zhong Shan.
Tymczasem to wcale nie koniec chińskiej stale się wydłużającej listy sukcesów. Paleta jest naprawdę ogromna: premier Wen Jiabao w referacie o pracach rządu, wygłoszonym na początku marca 2010 roku na dorocznej sesji parlamentu, zapowiedział ponowny wzrost rzędu 8 proc. PKB i założył, że tamtejszy deficyt budżetowy nie przekroczy 3 proc. PKB, tzn. spełniałby on jak najbardziej tzw. kryteria z Maastricht w ramach Unii Europejskiej. Również inflacja, choć są z nią ostatnio spore trudności, ma być utrzymana na poziomie rzędu 3 proc. Innymi słowy: stabilność gospodarcza i szybki wzrost mają nadal, jak w poprzednich dekadach, stanowić „znak firmowy” chińskich reform. Gdyby chińskie sukcesy ograniczyć tylko do gospodarki, można byłoby mówić co najwyżej o kolejnym dalekowschodnim ekonomicznym „tygrysie”, tyle że tym razem bardziej opasłym, o większych gabarytach. Trzeba jednak podkreślić, że w ślad za niebywałymi, przyznajmy, sukcesami gospodarczymi, o czym tak chętnie mówią chińskie władze, zaczynają iść zasadnicze zmiany w zupełnie innych dziedzinach, na które też należałoby zwracać coraz większą uwagę. ChRL w zakresie technologii do niedawna to „królestwo” podróbek, atrap i rynkowego chłamu, w błyskawicznym tempie podnosi jakość wypuszczanych produktów elektronicznych i w sferze wysokich technologii. Każdy, kto choć odrobinę orientuje się, co się na światowych rynkach w tych dziedzinach dzieje (a takich w dobie rewolucji informatycznej jest coraz więcej), musi przyznać, że na chińskim rynku elektronicznym dokonują się ostatnio zmiany iście kopernikańskie. Co daje nadzieje na kolejne dokonania w dziedzinie high tech dzięki, którym w 2018 roku staje się realne wysłanie swojego taikonautę na Księżyc. Kolejna dziedzina godna uwagi to kwestia radzenia sobie z tzw. wyzwaniami globalnymi, w tym przede wszystkim z ekologią i ociepleniem klimatu. W obydwu tych dziedzinach ChRL nie miała i nie ma, zresztą słusznie, „dobrej prasy”: proces szybkich reform okupiono dewastacją środowiska naturalnego, a Chiny zastąpiły niedawno USA i stały się największym trucicielem powietrza na globie. Chińskie odpowiedzi na te wyzwania są różne. W konsekwencji ChRL zakazała wydawania w supermarketach plastykowych torebek i zastąpiła je ekologicznymi; już w przyszłym roku Chiny mają zastąpić dotychczasowych liderów, Niemcy i Hiszpanię, i przodować w produkcji baterii solarnych; Chiny zobowiązały się do 2020 roku ograniczyć o 40-45 proc. w stosunku do poziomu z roku 2005 poziom emisji dwutlenku węgla, tym samym znacznie wyprzedzając inne największe państwa świata; zapowiadają też budowę nowego systemu przemysłowego oraz modelu konsumpcji, które z założenia mają opierać się na niskiej emisji CO2. Dynamika tego rozwoju przekłada się na pozycję ChRL w międzynarodowych organizacjach i instytucjach, czego ewidentnym przekładem może być Bank Światowy w którym to podczas konferencji , która odbyła się 22 kwietnia 2010 roku zostały podjęte rozmowy o przyznaniu większego prawa głosu w BŚ państwom, których wzrost gospodarczy uczynił z nich ważnych globalnych graczy. BŚ planuje też podniesienie kapitału. Dyskusja dotycząca przyznania takim państwom jak Chiny, Brazylia, Indie i Rosja silniejszej pozycji w Banku Światowym, to „preludium do większej walki” o wpływy w Międzynarodowym Funduszu Walutowym” . Prezes Banku Światowego Robert Zoellick powiedział , że planowane jest podniesienie kapitału tej instytucji - pierwsze od 20 lat - o 3,5 mld dol. Fundusze mają być pozyskane zarówno od państw najbogatszych, jak i krajów rozwijających się. Podniesienie kapitału pozwoliłoby BŚ na odbudowanie swojej „siły rażenia”, po udzieleniu - w czasie kryzysu finansowego - kolosalnych pożyczek państwom rozwijającym się. Złagodziło to m.in. takie skutki załamania światowej gospodarki, jak globalny spadek popytu, czy utrudniony dostęp do kredytów. Zmiana struktury wpływów w BŚ, dająca większą siłę głosu państwom, które stały się niedawno potęgami gospodarczymi pozwoli bankowi uzyskać dodatkowy miliard dolarów. Jest to jednak punkt zapalny w obradach BŚ ponieważ oznacza to, że zmniejszą się wpływy innych krajów, zwłaszcza europejskich. Zoellick przyznaje, że o ile udało mu się uzyskać kompromis w sprawie podniesienia kapitału banku, to jednak sprawa siły głosów poszczególnych państw w tej instytucji nie leży w jego gestii. „To decyzja udziałowców”. W takich okolicznościach na szeroko rozumianym Zachodzie, jak też w nie mniejszym stopniu w państwach rozwijających się, szczególnie w Afryce i w Azji, rozpoczęła się debata na temat „chińskiego modelu rozwojowego”. Z tej bogatej w treści debaty wyłania się cały szereg ciekawych i ważnych wniosków. Do najważniejszych z nich zaliczyłbym:
• pragmatyczne, pozbawione ideologii podejście rządu do reform;
• trzeźwą ocenę własnych możliwości i szans, połączoną z chłodną kalkulacją nowych opcji, wyłaniających się na stale zmieniającej się arenie międzynarodowej;
• aktywny udział państwa w procesach gospodarczych, w przeciwieństwie do neoliberalnej ortodoksji, opowiadającej się za „słabym państwem”;
• prowadzenie procesu rozwojowego przez silne państwo, które, jak podpowiada bogata chińska tradycja, może istnieć tylko i wyłącznie wtedy, gdy stoją na jego czele świadome swych celów, znakomicie wykształcone i dobrze dobrane elity;
• stąd można mówić o powrocie do merytokracji, tak bardzo widocznym w wypracowanym zgodnie z ideami „ojca reform” Deng Xiaopinga systemie rotacji kadr oraz, co ważniejsze, zastępowaniu jednej generacji przywódców państwa kolejną, za każdym razem młodszą i lepiej wykształconą;
• świadome stosowanie zasady „rynek przed demokracją”, a więc trzymanie się formuły, zgodnie z którą reformy rynkowe mają poprzedzać wszelkie eksperymenty o charakterze demokratycznym;
• akceptacja podstawowych praw człowieka, rozumianych jednak w formule uniwersalnej,
a więc z położeniem nacisku na wikt i opierunek, czyli na zagwarantowanie obywatelom podstawowych potrzeb w sensie materialnym, a nie – jak na Zachodzie – indywidualnych wolności obywateli;
• neoautorytaryzm, oparty na przywracanych i dostosowywanych do wyzwań współczesności zasadach patriarchalnego z ducha konfucjanizmu, połączonego z zasadami komunitaryzmu, co łącznie stanowi zaprzeczenie indywidualistycznego liberalizmu;
• daleko idące, w chińskiej tradycji bezprecedensowe, otwarcie na świat i tym samym korzystanie z procesów globalizacyjnych;
• w stosunkach z zagranicą trzymanie się tradycyjnych pięciu zasad pokojowego współistnienia (pancha shila), czyli głośne opowiadanie się za przestrzeganiem reguł suwerenności, integralności terytorialnej państw i ich samostanowienia oraz wzajemnego poszanowania.
Chiński model, choć niedopracowany i jakkolwiek go rozumiemy, zdaje się budzić zainteresowanie, a nawet poklask przynajmniej w niektórych elitach intelektualnych Zachodu, podobnie jak cieszy się rosnącą uwagą, a nawet swego rodzaju „wzięciem” w wielu państwach afrykańskich i azjatyckich, jednak w samych Chinach widać w tej dziedzinie sporo sceptycyzmu.
Chińczycy znacznie lepiej niż ktokolwiek inny zdają sobie sprawę z tego, że ich model jest niedokończony, że cały tamtejszy proces transformacji jeszcze trwa, że – owszem – gospodarkę już w dużej mierze zreformowano i zmodernizowano, a kraj skutecznie włączono w światowy krwiobieg gospodarki kapitalistycznej doby globalizacji, jednakże kraj nadal boryka się z poważnymi niedomaganiami i trudnościami. By przedstawić najpoważniejsze, jakie wymieniają chińscy eksperci:
• Chiny nadal są „państwem na dorobku”, jeśli spojrzeć na dochody per capita obywateli znajdują się jeszcze na początku drugiej setki w zestawieniu wszystkich państw na globie. Mamy tam ciągle nie mniej oznak i przejawów państwa rozwijającego się, aniżeli już rozwiniętego;
• proces tak spektakularnych i przynoszących niebywałe sukcesy reform (gaige) i otwarcia na świat (kaifang) przyniósł też ze sobą bezprecedensowe rozwarstwienie społeczne i stratyfikację terytorialną. Według najlepszego znanego wskaźnika tego rozwarstwienia, tzw. współczynnika Gini, Chiny, z litery i prawa ciągle państwo komunistyczne, są obecnie nawet bardziej rozwarstwione aniżeli USA, będące przecież kolebką światowego, wolnorynkowego kapitalizmu!
• dewastacja środowiska naturalnego jest uznanym faktem. Ocenia się, że zdecydowana większość demonstracji i napięć społecznych, szacowanych na dziesiątki tysięcy w ciągu roku, bierze się właśnie z tego powodu. Ludzie po prostu mają dość skażeń i zatrucia, a zarazem braku odpowiedzialności ze strony tych, którzy do tych zanieczyszczeń (wody, ziemi, powietrza) doprowadzają;
• reformy, owszem, przyniosły sukcesy, ale jednym z najpoważniejszych „skutków ubocznych” tych niebywałych zmian jest niemal kompletne rozbicie systemu świadczeń socjalnych, kiedyś przecież, w „epoce Mao Zedonga”, będącego podstawą legitymacji ówczesnego reżimu. To jeden, nie jedyny powód tego, iż Mao, przecież tyran, jest w niektórych chińskich kręgach do dziś dobrze wspominany;
• załamał się system wartości i cały kodeks moralny. Sama, tak bardzo teraz widoczna, wiara w pieniądz, zwana baijinzhuyi, to zdecydowanie za mało. A nowego kodeksu brak!
Chińscy politycy i eksperci nie dodają tego do powyższego katalogu i nie obnoszą się z tym, chociaż doskonale wiedzą, że ojciec tych reform Deng Xiaoping pozostawił im "w spadku” swoje strategiczne wizje i dyrektywy, które do dziś obowiązują. Najgłośniejsze z nich nakazują: „nie wyrywać się przed szereg”, „nie podnosić głowy”, „nie udawać liderów”. To dlatego Chiny w początkach ubiegłego roku odrzuciły amerykańską koncepcją tworzenia G-2, takiego konglomeratu czy duumwiratu, który miałby zarządzać światową gospodarką. Jeszcze nie czas! – powiadają przedstawiciele Państwa Środka . To ciągle jeszcze jest faza transformacji i porządkowania własnego podwórka. Jeszcze nie czas na ekspansję i zmiany – oficjalnie dopowiadają – skupiając się ostatnio tylko na jednym azymucie: reunifikacji (przynajmniej gospodarczej) z Tajwanem . A jednak inni, nie za bardzo rozumiejący chińskie wewnętrzne uwarunkowania, za to zachwyceni i pełni podziwu dla ich sukcesów, za chińskim modelem coraz częściej się oglądają. Chiński model, o ile o takim w ogóle można mówić (niektórzy preferowali termin „pekiński konsensus”, mający być zaprzeczeniem neoliberalnego „konsensusu waszyngtońskiego”) jest jeszcze niedojrzały, znajduje się w budowie. To, z czym mamy dzisiaj w Chinach do czynienia, to systemowa hybryda, połączenie komunizmu (w rozumieniu systemu politycznego) z kapitalizmem. Chiny nie dopracowały się jeszcze ani dojrzałego systemu socjalnego, choć ostatnio mocno nad tym pracują, ani nie są tym bardziej, choć też by chciały, modelowym państwem prawa, ani nie mają unikatowych rozwiązań instytucjonalnych, godnych pozazdroszczenia. Silne państwo, oświecone elity (merytokracja), patriarchalizm i swoisty ekonomizm to jeszcze za mało. Sukcesy gospodarcze można święcić, nawet na wiele sposobów, ale niejako po drodze można się też wywrócić z powodu społecznych napięć i poczucia niesprawiedliwości ze strony obywateli. Na szczęście ciągle dość trzeźwe i pragmatyczne chińskie władze o tym wiedzą i – jak dotąd – są wstrzemięźliwe, powściągliwe i wręcz ugodowe na scenie zewnętrznej. Jednak ten układ zależy nade wszystko od dalszych sukcesów. Dużą rolę w tych procesach odgrywa chińska mentalność mająca swe podłoże w swojej kulturze, rozwiązaniach systemowych i instytucjonalnych.
Od końca lat 80-tych średni rokroczny wzrost PKB wyniósł 9.7%; w 2007 roku było to ok. 11 %. W pierwszym kwartale 2010 roku wzrost gospodarczy w Chinach znowu sięgnął 11,9%. Utrzymanie obecnych tendencji stwarza możliwość wzrostu gospodarczego nawet na poziomie 12%. Oznacza to powrót chińskiej gospodarki do przedkryzysowego tempa rozwojowego, ale też stwarza możliwość przegrzania koniunktury. Inflacja spadła w marcu 2010 roku do 2,4% z 2,7% w lutym, ale warto też zauważyć, że wzrosła stopa inflacji towarów potrzebnych do produkcji z 5,4% do 5,9%. Chiny wykorzystują okres w światowej gospodarce, kiedy to one mają olbrzymie rezerwy walutowe , podczas gdy inni zwiększają swoje zadłużenie. W tych warunkach Pekin zamienia swoje rezerwy w atrakcyjne inwestycje, w dużym stopniu w strategiczne surowce. Według serwisu Thomson Reuters od 2007 r. chińskie koncerny podpisały za granicą 256 umów o wartości 68,6 mld USD na przejęcia w branżach energetycznej (ropy i gazu) oraz wydobywczej (chodzi tu o zasoby innych surowców strategicznych). Wśród tych umów są również kontrakty w Afryce i są to z punktu widzenia efektywności najatrakcyjniejsze kontrakty – najczęściej narzucone przez chińskie firmy. Ta efektywność przekłada się na kolejne nadwyżki walutowe, które znowu trzeba dobrze zainwestować. W ostatnim czasie ceny chińskich mieszkań wzrosły o 11,7 % w stosunku do 2009 roku. Wzrósł też niepokój o rosnącą bańkę w nieruchomościach. By zmniejszyć to niebezpieczeństwo rząd wprowadził mechanizmy ograniczające tempo wzrostu kredytów, ale też zmierza do (przynajmniej częściowego) wycofania sztucznych bodźców wzrostu, a także do zaostrzenia polityki pieniężnej. Na nawoływania do uwolnienia kursu chińskiej waluty Pekin odpowiada ostrym sprzeciwem tonowanym komunikatami, że zrobi to, jednak we właściwym czasie. Równolegle PKB Singapuru wzrósł w ciągu trzech pierwszych miesięcy 2010 roku o 32% kw/kw i o 13,1% r/r. Według rządowych prognoz w 2010 roku PKB wzrośnie o 7,9% r/r. W I kw. produkcja przemysłowa wzrosła o 132% kw/kw (decydująca rolę odgrywa tu przemysł elektroniczny i farmaceutyczny).
Ostatni raz dynamika wzrostu gospodarczego ChRL przekroczyła 11 proc. w pierwszym kwartale 2006 r. Wówczas bank centralny szybko zareagował i podnosząc stopy procentowe ograniczył dostępność kredytów i zmniejszył atrakcyjność inwestycji. Obecnie takie posunięcie może nie wystarczyć i niemal pewne jest, że w ciągu kilku tygodni władze monetarne pozwolą umocnić się juanowi, którego kurs od 2008 r. jest sztywno powiązany z dolarem (kurs ustalono na 6,83 juanów za 1 dolara). Wcześniej w 2010 roku podejmowano różne kroki mające ograniczyć akcję kredytową, zwłaszcza jeśli chodzi o kredyty hipoteczne, jednak mimo tego w marcu 2010 roku nieruchomości drożały najszybciej od 2005 r., czyli odkąd Chińczycy monitorują ceny rynkowe. W 70 miastach za nieruchomości mieszkaniowe i komercyjne w marcu płacono przeciętnie o 11,7 proc. więcej niż rok temu. Inflacja konsumencka powyżej 2 proc., a producencka na poziomie bliskim 6 proc. dają powody do obaw o przegrzanie gospodarki, ale w marcu wraz z rekordowym wzrostem PKB, dynamika cen spadła, co zmniejsza prawdopodobieństwo, że Ludowy Bank Chin podniesie stopy procentowe. Chińczycy uznają ten instrument za broń ciężkiego kalibru i z wypowiedzi przedstawicieli banku centralnego wynika, że zanim Chiny pójdą za przykładem Australii czy Indii, gdzie cykl podwyżek już został rozpoczęty, skorzystają z innych dostępnych metod walki z inflacją. Dzięki dynamicznemu rozwojowi chińskiej gospodarki setki milionów mieszkańców Chin wzbogaciło się na tyle, aby utrzymać stopę życiową powyżej poziomu absolutnej biedy. Udział samych Chin w redukcji biedy w państwach rozwijających wyniósł aż 75% na przestrzeni ostatnich 20 lat. Pomiędzy 1990, a 2004 r. liczba osób utrzymujących się z mniej niż 1 USD dziennie zmniejszyła się o 246 mln, podczas gdy liczba mieszkańców wzrosła o 156 mln. To podniosło wewnetrzny popyt. Udało się w znaczącym stopniu zmniejszyć nierówności regionalne (które wszakże nadal pozostają ogromne), a także podnieść wiele wskaźników społecznego rozwoju – analfabetyzm spadł o ponad połowę, z 37% w 1978 r. do 10% w 2005 r., zaś śmiertelność noworodków z 41 zgonów/1000 urodzeń do poziomu 23 w 2005 r. Tak imponujące wskaźniki są przede wszystkim efektem stopniowego, konsekwentnego wdrażania kompleksowych reform gospodarczych. Reformy te, zapoczątkowane pod koniec lat 70-tych XX wieku, polegały pierwotnie głównie na ograniczeniu kolektywizacji, zwiększeniu ekonomicznej efektywności w zakresie produkcji rolnej oraz stopniowej liberalizacji cen. W pierwszym okresie reformy ograniczały się jedynie do sektora rolnego i obszarów wiejskich; dopiero od 1984 roku przeniesiono je także na regiony zurbanizowane i uprzemysłowione. Wprowadzane stopniowo i niezbyt odważnie, reformy nie od razu dały pozytywne efekty – gwałtowny wzrost inflacji pod koniec lat 80-tych był jedną z przyczyn gwałtownych protestów społecznych, których kulminacją stały się krwawe wydarzenia na Placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie (czerwiec 1989). Przemiany ekonomiczne nabrały szybkiego tempa w latach 90-tych, po zmianach w kierownictwie państwowym ChRL i w nowych uwarunkowaniach międzynarodowych, charakteryzujących się zasadniczymi przemianami w środowisku geopolitycznym Chin. Reformy polegały wówczas na decentralizacji podatkowej, zwiększeniu niezależności przedsiębiorstw państwowych, utworzeniu zdywersyfikowanego systemu bankowego oraz rynków giełdowych, a także na szybkim rozwoju sektora prywatnego oraz otwarciu gospodarki kraju na wymianę międzynarodową i zagraniczne inwestycje. Koncepcja i teoretyczne założenia chińskich reform gospodarczych, zwłaszcza w latach 80-tych XX wieku, stoją w sprzeczności z koncepcjami zrodzonymi z dorobku filozoficznego liberalnej szkoły ekonomicznej Adama Smitha. Chińskie kierownictwo zdecydowało się sięgnąć do teorii opracowanych przez Friedricha Lista, nieco zapomnianego na Zachodzie XIX-wiecznego niemieckiego ekonomisty, których osią był postulat stworzenia systemu ekonomicznego opartego nie na wolności i sile przedsiębiorczości jednostek, ale na działaniach całej wspólnoty (narodu, państwa). Szeroko analizowano też teorie zachodnioeuropejskiej „społecznej gospodarki rynkowej” z lat 50-tych i 60-tych XX wieku. Celem strategicznym do dziś pozostaje niezmiennie wprowadzenie (w założeniach do roku 2020) „dojrzałej socjalistycznej gospodarki rynkowej”. Realizowany przez trzydzieści lat eksperyment ekonomiczny przyniósł tym razem pozytywne efekty, a chińskie reformy gospodarcze przyczyniły się do niemal dziesięciokrotnego zwiększenia PKB kraju. Jednak aż do początku obecnego stulecia (a więc niemal przez ćwierć wieku trwania chińskich reform) postępy gospodarcze Chin nie były szerzej zauważalne i odczuwalne na świecie. Działo się tak w efekcie znacznego odseparowania gospodarki chińskiej od światowego systemu ekonomicznego. Sytuacja ta zaczęła jednak ulegać zmianie po wejściu Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO) w grudniu 2001 roku. To od tego właśnie momentu masowo importowane towary „Made in China” zaczęły stawać się silną konkurencją dla zagranicznych przedsiębiorstw i wyrobów, a coraz bogatsze i sprawniejsze firmy chińskie zaczęły podbijać światowy rynek i skutecznie konkurować z koncernami międzynarodowymi. To wtedy nagle i dość niespodziewanie dla Zachodu okazało się, że tanie produkty z Państwa Środka są w stanie negatywnie oddziaływać na kondycję gospodarek rozwiniętych państw świata, doprowadzając nawet do upadku wielu branż, wzrostu bezrobocia itd. W 2007 roku chińska gospodarka – mierząc ją według parytetu siły nabycia –znalazła się na drugim miejscu na świecie po amerykańskiej, choć według przeliczenia w kategoriach per capita (5,300 USD na mieszkańca) Chiny są wciąż krajem o średnio-niskim dochodzie. Co więcej, w grudniu 2009 roku okazało się, że dotychczasowe szacunki co do rozmiarów samej gospodarki Chin były mocno zawyżone. Nowe, poprawione oceny Banku Światowego wskazują, że ekonomia Państwa Środka jest o 40 % mniejsza, niż sądzono dotychczas. Zdaniem części ekspertów, gospodarka chińska ma duże szanse, aby utrzymać wysokie tempo wzrostu pomimo negatywnych procesów, które zaczynają pojawiać się ostatnio w gospodarce światowej. Co więcej, ten szybki wzrost gospodarczy może utrzymywać się jeszcze przez dłuższy czas, wbrew dominującemu wśród zachodnich ekonomistów przekonaniu, że podstawowym ograniczeniem dotychczasowego tempa i zakresu rozwoju gospodarki Chin może być niekorzystna sytuacja gospodarcza w państwach – importerach towarów i produktów chińskich (lub wytwarzanych w Chinach). Najnowsze analizy sugerują bowiem, że chiński boom ekonomiczny ma głównie wewnętrzne źródła (związane z rosnącym poziomem krajowej konsumpcji), zaś wzrost dynamiki eksportu jest tylko dodatkowym impulsem rozwoju, a nie jego podstawową przyczyną. Analizy te wskazują też, że chińska gospodarka jest w zasadzie uniezależniona od światowych cykli ekonomicznych, związanych z kondycją gospodarki amerykańskiej. W ostatnich kilku dekadach Chiny zawsze rozwijały się wtedy, gdy w USA panowała recesja lub zastój gospodarczy, i na odwrót – gdy w Chinach następowało spowolnienie, w USA (a więc także i w większości państw rozwiniętych) trwał właśnie boom. Istnieje pewien punkt krytyczny, w którym załamanie się zagranicznego popytu na towary produkowane w Chinach – a co za tym idzie ograniczenie chińskiego eksportu i zagranicznych inwestycji bezpośrednich w Państwie Środka – sprawi, że chińska gospodarka nieuchronnie wyhamuje, a być może nawet wejdzie w fazę recesji. Nie jest to sytuacja niewyobrażalna – takie ograniczenie zagranicznego popytu na dobra chińskie może być wynikiem choćby poważnego załamania się koniunktury ekonomicznej na Zachodzie, lub też decyzji politycznych o charakterze protekcjonistycznym (np. w sytuacji, gdy zalew tanich produktów chińskich doprowadzi do fali upadków wielu branż i pogorszenia sytuacji ekonomicznej państwa). Zagrożenia zachodniego protekcjonizmu , silna potrzeba rozwijania nowych runku zbytu dla chińskiej produkcji oraz pozyskiwanie surowców na korzystnych warunkach, a także wpływanie na międzynarodowe rynki surowcówe są głównymi determinantami chińskiej aktywności w Afryce z punktu widzenia rozwoju gospodarczego ChRL.

piątek, 22 października 2010

Przedstawiciele partii prowadzą kontrowesyjną politykę to niech te partie finansuja ich ochrone.

Dwóch kolejnych, czołowych polityków rozważa przyjęcie ochrony BOR-u. Chodzi o europosła PiS Zbigniewa Ziobro i przewodniczącego SLD, Grzegorza Napieralskiego.
Były minister sprawiedliwości przyznał w rozmowie z Polsat News, że faktycznie szef BOR, gen. Marian Janicki poinformował go o przyznaniu mu ochrony BOR-u. Decyzję taką podjął szef MSW.Pan Ziobro ma wątpliwosci. Polityk PiS przyznał, że musi sam to jeszcze przemyśleć. Stwierdził, że ceni swoją prywatność, która w ten sposób byłaby ograniczona.Przyjęcie ochrony rozważa także szef SLD Grzegorz Napieralski. Kurski i Miller dostali ochronę. Ziobro dostanie? Wcześniej ochronę BOR-u na terenie całej Polski dostał europoseł PiS Jacek Kurski. Ponadto, jak dowiedziała się PAP, biuro chronić będzie też byłego premiera Leszka Millera. Ochronę BOR ma także wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO). Jak powiedział dzisiaj, nie prosił o przydzielenie mu ochrony i nie miał na to żadnego wpływu. Dodał tylko, że domyśla się, iż ma to związek ze "zbrodnią łodzką". Dzisiaj, właśnie w związku z wydarzeniami w biurze poselskim PiS w Łodzi, z Kurskim i Ziobrą spotkał się Janicki. We wtorek 62-letni Ryszard C. wtargnął do tamtejszego biura i zastrzelił Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego i ciężko ranił nożem 39-letniego asystenta posła Jarosława Jagiełły - Pawła Kowalskiego.Po piątkowym spotkaniu Kurski powiedział dziennikarzom, że gen. Janicki poinformował, iż z polecenia szefa MSWiA Jerzego Millera została mu przydzielona na terytorium Polski ochrona osobista. Europoseł J. Kurski potwierdził, że jego nazwisko znajdowało się na liście, którą miał przy sobie Ryszard C. Szef MSWiA mówił w czwartek w Sejmie, że po zatrzymaniu w Łodzi znaleziono u niego kartki z groźbami karalnymi, dotyczącymi nie tylko znanych osób, ale także takich, o których media nie informują. Wcześniej MSWiA zaproponowało ochronę również prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu, ten jednak odmówił. Politycy PiS tłumaczyli, że Kaczyński ma już własną ochronę, ponieważ ochrona BOR została mu odebrana. Prezes PiS od marca 2009 roku nie ma ochrony BOR.Według informatora PAP, ze źródeł zbliżonych do resortu spraw wewnętrznych, ochronę otrzymał Leszek Miller.Szef MSWiA relacjonował w czwartek w Sejmie, że Ryszard C. "stwierdził, że w jedną z poprzednich sobót wybrał się do Warszawy, aby zabić polityka SLD". - Do zamachu nie doszło, ponieważ nie rozpoznał tego polityka.Zgodnie z ustawą o BOR, ochrona biura przysługuje najważniejszym osobom w państwie. Objęty jest nią prezydent i jego najbliższa rodzina, marszałkowie Sejmu i Senatu, premier, wicepremierzy, szefowie MSZ i MSWiA oraz byli prezydenci RP (ale nie ich rodziny).W wyjątkowych sytuacjach szef MSWiA może jednak, ze względu "na dobro państwa" zdecydować o objęciu taką ochroną innych ministrów lub polityków. Tak było ostatnio w przypadku ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego i ministra zdrowia Ewy Kopacz, którzy taką ochronę dostali ze względu na pracę nad zaostrzeniem przepisów o obrocie dopalaczami i zamykanie sklepów z tym towarem.
O ile nie mam wątpliwosci co do ochrony ministrów Pani Kopacz i Pana Kwiatkowskiego oraz wicemarszałka Niesiołowskiego to pozostałe propozycje wzbudzaja mój sprzeciw. Są to osoby, które same sobie zasłużyły na swoją pozycje swoimi działaniami. Na te działania pozwalały ich partie, czasem zachęcały, gdyż uznawały ich kontrowesyjne "gierki" za skuteczną metodę pozyskiwania nowego elektoratu to teraz niech te partie ze swoich srodków finansowych zapewnią swoim charcownikom bezpieczeństwo. Tnie sie srodki ubogim warstwom społecznym w ramach oszczędnosci to dlaczego mamy płacic za polityczne "gierki"?

czwartek, 21 października 2010

Zabójstwo człowieka jest barbarzyństwem.

I nic tego nie usprawiedliwia i nic usprawiedliwić nie może. Zdarzenie w Lodzi jest wyjątkowym wydarzeniem kompromitującym nas jako Naród, Państwo, itd. Problem nie leży w kwestii osoby popełniającej tak straszny czyn, ale w dziedzinie niewłasciwej formy uprawiania polityki, prowadzenia politycznej polemiki, popełnienia politycznych przestepstw. Nadużywanie uprawnień przez osoby pełniące okreslone funkcje państwowe, sądownicze czy samorządowe jest przestępstwem!!! To wydarzenie powinno być punktem zwrotnym, gdyż przejscie nad nim do porządku dziennego będzie kolejnym zagrożeniem dla kolejnych osób. Osądzenie lub stwierdzenie niepoczytalnosci zatrzymanego, który dopuscił się tego strasznego czynu jest tematem odrębnym. Ludziom żyjącym z polityki musi dotrzeć do umysłu, że z powodu ich decyzji inni cierpią lub osiągają niezasłużone dochody lub zaszczyty. POLITYKA I POLITYCY MUSZĄ SIĘ ZRESETOWAĆ!!! A MEDIA NIE MOGĄ ŻEROWAĆ NA GŁUPOCIE I INNYCH UŁOMNOSCIACH POLITYKÓW!!! DOJRZAŁ CZAS, ABY ZACZĄĆ PROMOWAĆ NAUKOWCÓW, TWÓRCÓW, BIZNESMENÓW WNOSZĄCYCH WARTOSĆ DODANĄ DLA NASZEGO PAŃSTWA I SPOŁECZEŃSTWA!!!

poniedziałek, 4 października 2010

UE - ChRL

Premier Chin Wen Jiabao oświadczył, że jest gotów poczynić "wspólne wysiłki" z Unią Europejską, by zreformować światowy system finansowy i pokonać kryzys. Zadeklarował także chęć zakupu greckich obligacji rządowych przez Chiny i zapowiedział podwojenie w pięć lat wymiany handlowej z Grecją. Od Europy żąda zminimalizowania barier handlowych wobec chińskich towarów. Grecja to pierwszy etap siedmiodniowej podróży Wena po Europie. W poniedziałek ( 04.10.2010. )uda się do Brukseli, gdzie 4 i 5 października będzie uczestniczył w szczycie Azja-Europa, a 6 października weźmie udział w szczycie UE-Chiny. Oprócz tego szefowie państw i rządów najbogatszych państw świata należących do G20 spotkają się w Korei Płd. na początku listopada. Spotkanie to może być dla nich okazją do rozmów na temat reformy międzynarodowego systemu finansowego. W wydanym wspólnie z premierem Grecji Jeorjosem Papandreu oświadczeniu obaj przywódcy napisali, że narody świata powinny koordynować swoją politykę gospodarcza, by światowy ożywienie gospodarcze mogło znaleźć odpowiednie oparcie. Premier Chin zadeklarował także w sobotę, że jego kraj kupi greckie obligacje rządowe, kiedy Ateny znów zaczną je emitować. Zapowiedział też, że w ciągu pięciu lat Pekin podwoi wymianę handlową z Grecją. Ze swoich rezerw walutowych Chiny już kupiły i mają greckie obligacje. Będą utrzymywały pozytywne stanowisko, kupując obligacje, które wyda Grecja . Grecja planuje powrót na rynek obligacji w przyszłym roku. Grecja potrzebuje zagranicznych inwestycji, by wypełnić warunki udzielenia wartej 110 mld euro pomocy finansowej z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej. Pomoc ta uratowała ją w maju przed niewypłacalnością, jednak zobowiązała również do wprowadzenia rygorystycznego programu oszczędnościowego.
Grecja i Chiny zobowiązały się do stymulowania wzajemnych inwestycji. Chiny planują podwoić wymianę handlową z Grecją, która do 2015 roku sięgnie 8 mld dol. Dodał też, że Chiny planują dać greckim armatorom linię kredytową wartą 5 mld dolarów, by zwiększyć zakup chińskich statków. Przy okazji wizyty chińskiego premiera prywatne firmy podpisały kilkanaście umów w takich dziedzinach, jak żegluga, budownictwo czy turystyka. Te porozumienia będą miały znaczący efekt. Występując w niedzielę w greckim parlamencie, Wen zaapelował do Unii, by uznała gospodarkę Chin za gospodarkę wolnorynkową w pełnym tego słowa znaczeniu i rozluźniła obowiązujące wciąż restrykcje dotyczące importu chińskich towarów z sektora zaawansowanych technologii.
Premier stara się przekonać podczas tej podróży swoich unijnych rozmówców, że działające w Chinach międzynarodowe firmy, które eksportują swe towary do UE, obowiązują restrykcyjne przepisy licencyjne. Te zaś dają lokalnym producentom niezasłużoną przewagę konkurencyjną. Unia Europejska jest największym partnerem handlowym Pekinu; w 2009 roku import towarów z Chin do państw unijnych wart był 215 mld euro. Jest to swego rodzaju dyktat, delikatniej mówiąc - cena chińskiego wsparcia greckiej gospodarki. Należy postawić pytanie czy całej UE opłaca się oddanie kolejnych segmentów swojego rynku w zamian za chińskie kredyty. Czy chińska pomoc będzie większa od ich zarobku na unijnym rynku? Czy UE nie jest wewnętrznie samodzielnie rozwiązać greckiego problemu? Czy Grecja nie będzie "koniem trojańskim" w unijnym systemie? Jest ostra rywalizacja o pozycję na swiatowym rynku. Jeżeli stworzymy dla chińskich firm swobodę dostępu do unijnego rynku to w pewnym momencie będziemy mieć problem z suwerennoscią. Problem jest wyjątkowy i dlatego należy mieć na uwadze, że łatwo jest brać kredyty, ale ciężko je spłacać! To była droga do zawalenia się systemu RWPG! Czym się to skończyło wszyscy wiemy. W tej ekonomicznej wojnie powinnimy zachować więcej przezornosci. Unia Europejska nie może być traktowana jak Afryka!

poniedziałek, 27 września 2010

Gaz ze wschodu i z południa przez Niemcy i Francję.

W przededniu sezonu grzewczego Rosja najwyraźniej nie jest gotowa do kompromisów - rozmowy w Moskwie "zakończyły się one niczym". "W historii tych negocjacji Gazprom już dwa razy wychodził Polsce naprzeciw w zamian za obietnicę podpisania nowych porozumień". "W zeszłym roku koncern sprzedał Polskiemu Górnictwu Naftowemu i Gazownictwu dodatkowo około 1,5 mld metrów sześciennych gazu, co w warunkach stosunkowo ciepłego grudnia pozwoliło (Polsce) załatać dziurę w bilansie gazowym. W lutym tego roku, gdy w Polsce wprowadzono surowe ograniczenia dla przemysłowych odbiorców gazu i Warszawa wróciła do rozmów z Moskwą, dostawy znów zostały zwiększone" - interes leżal po obu stronach, nikt nikomu nie robil przyslugi!.
"Polska ma szansę wyjść z opresji również tym razem, ale pod warunkiem, że na antygazpromowskie posunięcie zdecyduje się Ukraina". PGNiG ma kontrakt na 350 mln m sześc. paliwa z niemieckim E.On-Ruhrgas; jednak koncern ten nie ma technicznych możliwości dostarczenie tego gazu bezpośrednio do Polski - może jedynie przekierować do Polski część rosyjskiego surowca, przesyłanego przez Ukrainę dla jego odbiorców na Węgrzech. "Legalnie taką operację można przeprowadzić tylko za zgodą Gazpromu, ponieważ to on jest właścicielem gazu do granicy z Węgrami i to on zleca usługi związane z tłoczeniem". "Operację taką można - naturalnie - przeprowadzić potajemnie, jednak jest wątpliwe, by Kijów chciał ryzykować stosunkami z Moskwą w imię politycznych korzyści Polski i komercyjnych interesów E.On-Ruhrgas". "Premier Donald Tusk mimo wszystko chce się spotkać z ukraińskim kolegą Mykołą Azarowem, aby przedyskutować taką możliwość". "Ukraina, która także zabiega o zmianę warunków dostaw rosyjskiego gazu, może wykorzystać odmowę udzieloną Polsce jako argument w targach z Rosją". "Rosja nie zamierza ustępować". "Tym bardziej, że obowiązujące porozumienia międzyrządowe, choć nie idealnie, to jednak bronią jej interesów jako dostawcy i inwestora w infrastrukturę przesyłową". "Podpisane na ich podstawie wieloletnie kontrakty na tranzyt paliwa i dostawy do Polski wygasają dopiero - odpowiednio - w 2019 i 2022 roku". Po piątkowych (24,09,2010) rozmowach w Moskwie polskie Ministerstwo Gospodarki poinformowało, że strony znacząco zbliżyły się do porozumienia; że ich wstępne ustalenia uzyskały akceptację Komisji Europejskiej oraz że następne, finalizujące spotkanie ma się odbyć na początku października. Szef dyrekcji generalnej KE ds. energii Philip Lowe, który uczestniczy w rosyjsko-polskich negocjacjach, był mniej kategoryczny - oświadczył tylko, że Moskwa i Warszawa chcą zwiększenia dostaw i demonstrują zainteresowanie jak najszybszym zakończeniem negocjacji. Ich kolejna runda - według Lowe'a - planowana jest na 7-10 października. Strona rosyjska odmawia komentarzy. Rozmowy dotyczą aneksu do umowy rządów Polski i Rosji, przewidującego zwiększenie dostaw rosyjskiego gazu do Polski do 10,3 mld m sześc. rocznie i wydłużenia ich do 2037 roku. Dokument określa także warunki tranzytu gazu z Rosji przez terytorium Polski na okres do 2045 roku. Aneks sporządzono po tym, gdy na początku 2009 roku surowiec przestał do Polski dostarczać rosyjsko-ukraiński pośrednik RosUkrEnergo. Spółka ta w połowie należy do Gazpromu. Z rynku została wyeliminowana na mocy porozumienia premierów Rosji i Ukrainy, Władimira Putina i Julii Tymoszenko. Aneks nie został podpisany, ponieważ uwagi do dokumentu zgłosiła Komisja Europejska. Ma ona wątpliwości, czy porozumienie jest zgodne z prawem Unii Europejskiej. Jej zastrzeżenia dotyczą zasad ustalania taryfy za tranzyt rosyjskiego paliwa przez Polskę oraz zarządzania polskim odcinkiem gazociągu Jamał-Europa, którym ten surowiec jest transportowany do Niemiec.
W projekcie aneksu ustalono, że operatorem polskiego odcinka gazociągu jamalskiego ma zostać należąca do Skarbu Państwa spółka Gaz-System. Obecnie funkcję operatora pełni kontrolowana przez PGNiG i Gazpromu spółka EuRoPol Gaz. Ponadto uzgodniono, że taryfa tranzytowa dla rosyjskiego gazu będzie obliczana tak, by zapewnić roczny zysk netto EuRoPol Gazu na poziomie 21 mln zł. PGNiG ostrzegło już, że w związku z brakiem uzupełniających dostaw gazu pierwsze ograniczenia dostaw paliwa dla odbiorców przemysłowych mogą wystąpić na przełomie października i listopada.
Problem wywoła UE to niech go rozwiąże. Łatwo powiedzieć nie zgadzam się, ale trudno wziąsć odpowiedzialnosć za tą decyzję. Problem polega na szantażu. Zatem należy realnie rozważyć w odpowiedzi rozwinięcie stosunków z Południem i spróbować znaleźć rozwiązanie na zwiekszenie dostaw z Algierii, Libii, a także Norwegii po to aby zmiękczyć pozycję Rosji. Długofalowo opłaca się ograniczenie importu jednej zimy, kosztem unieruchomienia produkcji nawozów i wymuszenia na przestawienie sie częsci odbiorców na inne źródła energii. W układzie europejskim nie jestemy skazani na kaprysy Rosji. W Moskwie muszą zrozumieć, że oni robią wiekszy interes sprzedając nam gaz niż my gdy go kupujemy. Swoimi nierozważnymi decyzjami mogą spowodować diametralne zmiany, z powodu których więcej stracą niż im się wydaje. Niech wezmą sobie książkę historii i przeczytają o "swińskiej wojnie" z 1905 - 1911 roku pomiędzy Serbią i Austrowęgrami. Jest bardzo poważny problem, a zarazem bardzo poważny sprawdzian dla systemu unijnego. Jeżeli w tym układzie będziemy stroną przegraną to układ unijny nic nie jest warty! Przedstawiciel unijny nie jest od tego aby przeszkadzać, czy tylko obserwować. Jest przede wszystkim od tego by rozwiązywać problemy i wspomagać członków unijnych w rozwiazywaniu swoich problemów. Nie może być tak, że unijny przedstawiciel jednostronnie chroni interesy jednego członka UE, kosztem drugiego czy narażając na problemy interesy drugiego! Wielkie hasło "BEZPIECZEŃSTWO ENERGETCZNE UE" jest totalną pomyłką w obecnym wydaniu.

niedziela, 19 września 2010

Porządek prawny.

Od miesięcy pod Pałacem Prezydenckim odbywają się nielegalne demonstracje. Wszyskie media się nimi podniecają. Ale jedno zasadnicze zastrzeżenie - jeżeli w najmniejszej "pipidówce" jaka grupa mieszkańców chce legalnie zorganizować jakąs manifestację to musi wszcząć okreloną procedurę, aby uzyskać na to zgodę. Natomiast w najważniejszym miejscu politycznie odbywa się harmider kompromitujący nas na całym swiecie i co? Uważam, że władze Warszawy, Policja i Prokuratura nie stanęły na wysokosci zadania i nie dopełniły swoich obowiązków.To nie był problem Pana Prezydenta tylko własnie ww. instytucji!!! Pan minister Jacek Michałowski nie powinien rozwiązywać problemu na własną rękę tylko wezwać pierwszego lepszego prawnika z Kancelarii i zobowiązać go do wszczęcia procedury prawnej okreslającej kto jest odpowiedzialny za bałagan pod oknami Kancelarii i podjąć działania w kierunku personalnych rozliczeń. Wtedy problem sam by się bardzo szybko rozwiązał, bo odpowiedzialne osoby poczułyby swoją odpowiedzialnosć i zagrożenie dla swojego bytu na zajmowanym stanowisku.

piątek, 17 września 2010

Delikatna sprawa.

Mam duże wątpliwoci co do sposobu załatwienia sprawy listu gończego za czeczeńskim przywódcą. Wiąże nas europejska lojalnosć i zbliżenie prawa. Problem był rozpatrywany przez brytyjczyków i duńczyków. W sprawie nic nowego nie zaszło. Dlatego polski wymiar sprawiedliwosci powinien skierować temat do unijnego wymiaru sprawiedliwosci, który wraz z unijną dyplomacją powinien rozwiązać problem i nie obciążać nim kolejnych członków Unii Europejskiej. My współczujemy Narodowi Czeczeńskiemu, ale mamy dosć swoich problemów, żeby brać na barki ich problemy. Służymy im gosciną i na tym powinna kończyć się nasza rola. Rozjemcą możemy być wtedy, gdy o to wystąpią obydwie strony. Aktualnie jest to niemożliwe. Dlatego Czeczeni powinni rozumieć naszą sytuację i nie stwarzać nam kłopotliwych sytuacji, bo w ten sposób stwarzają nam problemy i radykalnie ograniczają nasze możliwosci pomocy ich członkom. W naszej polityce zagranicznej nie powinno być sprawy czeczeńskiej. To powinna być domena unijnej dyplomacji, a my powinnismy pilnować, aby ta sprawa w unijnym "młynie" nie zgineła.