poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Przykład głupoty.

Wprowadzenie całorocznej jazdy samochodów ze światłami w dzień miało nam zapewnić zmniejszenie o 20% liczby wypadków. Niestety liczba wypadków i ofiar wzrosła, a koszt całorocznej jazdy na światłach w dzień kosztuje nas kilka miliardów złotych i pół miliona ton dwutlenku węgla. Przepis obowiązuje w Polsce od kwietnia 2007 roku. Wprowadziliśmy go wówczas, gdy Europa zaczęła się wycofywać z tego pomysłu. Od nowego roku zrobiła to Austria. Pytanie. Kiedy ktoś się weźmie i wreszcie ten durny przepis zmieni? Najwięcej pożytku mieli z niego Policjanci.Należy wrócić do normalności i światła właczać, gdy są potrzebne.

Kryzys był i jest nieunikniony.

Rząd Filipin planuje wydawanie biedakom kartek na ryż, uprawniających do zakupu tego zboża po niższych, subwencjonowanych cenach - poinformowali przedstawiciele filipińskich władz. Coraz droższa żywność jest przyczyną niepokojów społecznych w wielu krajach. Sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun wyraża obawę, że światowy wzrost cen żywności może doprowadzić do "globalnego kryzysu" . Światowy Program Żywnościowy (WFP) nazywa kryzys żywnościowy na świecie "cichym tsunami", które może pogrążyć ponad 100 milionów ludzi w głodzie i ubóstwie.Kartki na ryż mają pomóc najbiedniejszym z biednych w Manili. Poza stolicą rząd planuje pomoc finansową dla rodzin w 20 najbiedniejszych z 81 filipińskich prowincji.Filipiny pokrywają z importu ok. 10 proc. krajowego zapotrzebowania na ryż. W tym roku ma to być 2,1 miliona ton. Dotychczas podpisano kontrakty na połowę tej ilości, płacąc rekordowo wysokie ceny.Associated Press odnotowuje, że cena ryżu z Tajlandii - największego na świecie eksportera tego zboża - przekroczyła 1 tys. USD za tonę.Prezydent Filipin Gloria Macapagal Arroyo wypowiedziała wojnę spekulantom, gromadzącym ryż w nadziei na dalszy wzrost cen. Obiecała też zainwestować 1 miliard USD w zwiększenie produkcji ryżu i poprawę mechanizmów dystrybucji.Z kolei izraelski dziennik ekonomiczny "The Marker" informował, że dwie sieci supermarketów wprowadziły racjonowanie ryżu, zezwalając na zakup dwóch opakowań na klienta. Izraelczycy tłoczą się w sklepach, żeby zdążyć z kupieniem ryżu przed kolejnymi podwyżkami.Izraelczycy w zeszłym tygodniu dotkliwie odczuli podwyżki. W supermarketach ryż podrożał o ok. 60 proc. Więcej zapłacić trzeba także za mąkę i makarony - odpowiednio o 25 proc. i 12 proc.Premier Wietnamu Nguyen Tan Dung zagroził surowymi karami spekulantom, próbującym zarobić na obawach społeczeństwa przed brakiem ryżu.Znaczny wzrost cen tego zboża pchnął ludzi podczas weekendu do panicznego robienia zapasówNguyen Tan Dung, cytowany przez wietnamskie media w niedzielę wieczorem, zapewniał, że zapasy ryżu w Wietnamie są "całkowicie adekwatne" do spożycia krajowego i ostrzegał, że każda organizacja, czy osoba, która dopuści się spekulacji, zostanie surowo ukarana.Wietnam zajmuje drugie miejsce - po Tajlandii - na światowej liście eksporterów ryżu.W Mieście Ho Chi Minha (d. Sajgon) na południu Wietnamu ludzie szturmowali sklepy, robiąc zapasy ryżu, którego cena podskoczyła tam podczas weekendu nawet o 100 proc. - donoszą w poniedziałek wietnamskie media.Państwowe media nazywają weekendową panikę "gorączką ryżową" i również zapewniają, że ryżu nie zabraknie.Sekretarz generalna wietnamskiego stowarzyszenia producentów żywności Nguyen Thi Nguyet twierdzi, że w ostatnich dniach ryż zaczęły wykupywać, w nadziei na rychłe zyski, firmy zajmujące się na co dzień handlem nieruchomościami, a także eksporterzy pieprzu i orzechów. Ryż magazynują też w celach spekulacyjnych hurtownicy w delcie Mekongu.W zeszłym miesiącu rząd wietnamski zapowiedział ograniczenie tegorocznego eksportu ryżu o 1 milion ton, żeby ochronić krajowy rynek tego zboża. W 2007 roku Wietnam wyeksportował 4,5 miliona ton ryżu.Agencja Reutera zamieszcza dziś zestawienie informacji o najpoważniejszych protestach w ostatnich tygodniach.BURKINA SAFO - Związki zawodowe wezwały w tym miesiącu do strajku generalnego w proteście przeciwko gwałtownie rosnącym cenom żywności i paliw. Rząd przedłużył zawieszenie ceł importowych na podstawowe artykuły spożywcze. W marcu doszło do zamieszek z powodu drogiej żywności.KAMERUN - W zamieszkach, które wybuchły w lutym z powodu wzrostu kosztów utrzymania zginęło co najmniej 24 ludzi. Obrońcy praw człowieka mówią nawet o 100 ofiarach śmiertelnych. Rząd podniósł płace w sektorze państwowym i zawiesił cła importowe na podstawowe artykuły spożywcze.WYBRZEŻE KOŚCI SŁONIOWEJ - W końcu marca policja w Abidżanie użyła gazu łzawiącego, żeby rozpędzić demonstrantów protestujących przeciwko gwałtownym podwyżkom cen.MAURETANIA - Gwałtowne protesty przeciwko podwyżkom cen zbóż rozpoczęły się w listopadzie ubiegłego roku.MOZAMBIK - Co najmniej sześć ofiar śmiertelnych zamieszek, wywołanych w lutym podwyżkami cen paliw i wzrostem kosztów utrzymania. Rząd zgodził się na obniżkę cen paliwa dieslowskiego dla mikrobusów jeżdżących jako taksówki.SENEGAL - 26 kwietnia ponad 1 tys. ludzi przemaszerowało ulicami Dakaru z pustymi workami na ryż, protestując przeciwko rosnącym cenom żywności.RPA - W kwietniu wielotysięczny marsz protestacyjny związkowców w Johannesburgu w proteście przeciwko wzrostowi cen żywności i energii elektrycznej.HAITI - Protesty przeciwko rosnącym cenom ryżu doprowadziły do upadku rządu. W zamieszkach zginęło co najmniej sześciu ludzi.ARGENTYNA - Trzytygodniowy strajk farmerów na przełomie marca i kwietnia, spowodowany posunięciami rządu, zmierzającymi do opanowania cen żywności. Rząd wprowadził m.in. zakaz eksportu niektórych artykułów spożywczych.BANGLADESZ - Protesty robotników przeciwko rosnącym cenom żywności, co najmniej 50 rannych. Ceny detaliczne pszenicy, oleju jadalnego i roślin strączkowych podwoiły się w ciągu 12 miesięcy.WIETNAM - Władze grożą surowymi karami spekulantom, wykupującym ryż.INDONEZJA - Protesty przeciwko wzrostowi cen soi.AFGANISTAN - Protesty uliczne w Dżalalabadzie przeciwko wysokim cenom żywności. To są kolejne dowody i przykłady skutków nadchodzącego kryzysu.
W Polsce według ekspertów ceny żywności mogą wzrosnąć w tym roku o 10-15%.Teraz koszty żywności stanowią 26% w wydatkach przeciętnego Polaka. Już w marcu br produkty żywnościowe były droższe niż w 2007 roku o: ryż – 16%, produkty mleczarskie – 15%, sery żółte – 26%, tłuszcze roślinne 12%, jabłka – 61%, cytrusy – 24%.Problem jest na tyle nabrzmiały, ze zajeły się nim ONZ-towskie agendy, które zorganizowały Konferencje w dniach 28-29.04 w szwajcarskim Bernie na temat niedoboru zywności. W spotkaniu wezmą udział przedstawiciele ONZ, Światowej Organizacji Handlu (WTO) oraz Banku Światowego. Organizacje te mają zamiar złagodzić skutki rosnących cen żywności oraz zapobiec zwiększeniu się niedoboru jedzenia. Podczas spotkania mają także być poruszone takie kwestie jak biopaliwa oraz wybór pomiędzy protekcjonizmem a otwarciem gospodarki. Na wtorek planowana jest konferencja prasowa, podczas której Ban Ki-moon (Sekretarz Generalny ONZ), Josette Sheeran (dyrektor Światowego Programu Żywnościowego), Robert Zoellick (prezes Banku Światowego), Jacques Diouf (szef FAO) oraz Lennard Bage (przewodniczący Międzynarodowego Funduszu Rozwoju Rolnictwa) przedstawią rezultaty rozmów.
Ban Ki-moon podkreślił, że jeśli nie uda się zapobiec eskalacji kryzysu, może to zagrozić wzrostowi gospodarczemu, postępowi społecznemu a także politycznej stabilności oraz bezpieczeństwu. Do światowego kryzysu żywnościowego przyczyniły się takie czynniki jak wzrost populacji, duży popyt ze strony krajów rozwijających się, powodzie oraz susze. Spowodowały one wzrost cen żywności na całym świecie, co doprowadziło do zwiększenia się problemu głodu. Zdaniem Pascala Lamy, Dyrektora WTO, kryzys żywnościowy wzmocnił potrzebę otwarcia gospodarek. Jego zdaniem subsydiowanie rolnictwa przez bogate kraje zrujnowało rolnictwo krajów biednych. Otwarcie gospodarki powinno nieco zmniejszyć ten problem.
FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa) ostrzegło, że gwałtowny wzrost cen zboża wywołał zamieszki w 37 biednych krajach. Ban Ki-moon ocenił, że liczba najbiedniejszych ludzi, których nie stać na zakup jedzenia wzrosła w ostatnim czasie aż o 100 mln. Przywódcy Światowego Programu Żywnościowego zaapelowali o jak najszybsze znalezienie dodatkowych środków w wysokości 755 mln USD, które mają być przeznaczone na najpilniejsze wydatki.
ONZ zaznacza jednak, że pomoc pieniężna może być zastosowana jedynie doraźnie a w dłuższej perspektywie należy wypracować bardziej skuteczne metody. Organizacja podkreśla konieczność poprawy światowego systemu gospodarczego, systemu dystrybucji oraz sposobów promocji nowych produktów rolniczych. Według Juana Somavii, przewodniczącego Międzynarodowej Organizacji Pracy, stosowanie tymczasowych rozwiązań będzie oznaczać powrót do sedna problemu oraz brak czerpania korzyści z globalizacji.

niedziela, 27 kwietnia 2008

Bałkańskie rurociągi.

Pod koniec kwietnia br. do Rosji ma przyjechać z wizytą premier Grecji Kostas Karamanlis. Celem jego wizyty jest omówienie z władzami Rosji dużych projektów energetycznych. Temat dywersyfikacji źródeł surowców energetycznych nadal jest ważną kwestią w rozmowach europejskich polityków, w tym w rozmowach z Rosją. W najbliższych dniach takie rozmowy w Rosji podejmie Karamanlis. Podczas spotkania z premierem Grecji mają być omawiane projekty realizacji gazociągu Południowy Potok, oraz ropociągu Burgas - Aleksandrupolis. Z tą wizytą rosyjski MSZ wiąże nadzieje na osiągnięcie ostatecznego porozumienia w tych kwestiach. Według słów Putina „potencjał energetyczny Rosji oraz położenie geograficzne Grecji i Bułgarii oferują wspaniałe perspektywy współpracy.”
Projekt gazociągu Południowy Potok dotyczy planów dostawy rosyjskiego gazu do państw Europy dwoma gałęziami. Pierwsza – południowa ma przebiegać przez Bułgarię i Grecję do Włoch, druga gałąź – północna ma biec przez Bułgarię i Serbię do Austrii. Ropociąg Burgas - Aleksandrupolis ma łączyć bułgarski port Burgas nad Morzem Czarnym z greckim Aleksandrupolis nad Morzem Śródziemnym. Popłynie nim rosyjska i kaspijska ropa, omijając Bosfor. Przepustowość ma wynosić 50 mln ton rocznie.
Cenę inwestycji, której celem jest omijanie zatłoczonej cieśniny Bosfor w Turcji, szacuje się na 900 mln dolarów (709 mln euro). W sumie negocjacje w sprawie budowy ropociągu, określanego niegdyś "rurami prawosławia", trwały aż 14 lat.
Wśród innych projektów pokrywającymi się z celami polityki energetycznej UE w zakresie dywersyfikacji i zwiększenia bezpieczeństwa dostaw gazu ziemnego jest budowa gazociągu Transadriatyckiego (TAP), który został wybrany, jako projekt priorytetowy w ramach Transeuropejskich Sieci Energetycznych. Gazociąg TAP będzie transportował gaz ziemny przez terytorium Grecji, Albanii, następnie odcinkiem podmorskim dotrze do Włoch Płd., a stamtąd na rynki Europy Zachodniej. Gazociąg TAP ma planowaną długość 520 km, z czego odcinek podmorski 115 km. Odcinek lądowy zostanie połączony z istniejącym greckim systemem przesyłu gazu, który z kolei na wschodzie jest połączony z Turcją. Moce przesyłowe gazociągu TAP mają osiągnąć wartość 20 mld m3. Szacuje się, iż gazociąg zostanie zbudowany i oddany do użytku najwcześniej w 2011 r. Decyzja inwestycyjna zostanie podjęta prawdopodobnie w drugiej połowie 2009 r. Według ekspertów energetycznych w Atenach, biorąc pod uwagę stopień zaawansowania projektu Południowy Potok, który znajduje się jeszcze w fazie wstępnych badań, gazociąg TAP zdobywa decydującą przewagę.

Limity CO2.

Komitet Stały Rady Ministrów nie rozpatrzył projektu rozporządzenia dotyczącego podziału uprawnień do emisji CO2 . Rząd odłożył decyzję w tej sprawie do 7 kwietnia 2008. Brakiem rozstrzygnięć odnośnie podziału praw do emisji gazów cieplarnianych zaniepokojone są zakłady przemysłowe. Przedsiębiorstwa z poszczególnych branż wciąż nie wiedzą, ile dwutlenku węgla będą mogły wyemitować bezpłatnie, a na ile będą musiały dokupić dodatkowe uprawnienia.Prawa do emisji dwutlenku węgla to przede wszystkim problem energetyki, cementowni, firm chemicznych, hutnictwa, przemysłu szklarskiego, ceramicznego, papierniczego. Komisja Europejska przyznała Polsce na lata 2008-2012 prawo do rocznej emisji 208,5 mln ton CO2, czyli o prawie 80 mln ton mniej niż domagała się strona polska.Najwięcej uprawnień, bo około 50 proc., trafi do sektora energetycznego. - Szacujemy, że w 2008 roku energetyce może brakować uprawnień do emisji około 25 mln ton CO2. Później jeszcze więcej, bo produkcja i zużycie energii rosną. O skutkach będziemy rozmawiać, kiedy rząd przyjmie program, ale niech wreszcie go przyjmie - postuluje Franciszek Pchełka z Towarzystwa Gospodarczego Elektrownie Polskie.- Energetyka zje wszystko i nawet nie podziękuje, a my nie mamy już technicznych możliwości obniżania emisji bez ograniczania produkcji. Proponowane cementowniom uprawnienia są za małe - przekonuje z kolei Jan Deja, dyrektor biura Stowarzyszenia Producentów Cementu. Jego zdaniem, koszty zakupu brakujących uprawnień cementownie będą musiały uwzględnić w cenach swoich produktów. Przemysł chemiczny ma dostać prawo do emisji około 5,3 mln ton CO2 rocznie, czyli o 1,5 mln ton za mało.

Biopaliwo 85.

Ministerstwo Gospodarki przygotowało projekt rozporządzenia określający wymagania jakościowe dla nowego biopaliwa ciekłego E85. Biopaliwo to będzie zawierać 70-85 proc. bioetanolu i 15-30 proc. benzyny. Określenie przez resort gospodarki wymagań jakościowych dla nowego biopaliwa E85 umożliwi jego sprzedaż klientom indywidualnym. Dotychczas przepisy umożliwiały stosowanie go jedynie w wybranych flotach pojazdów.Zgodnie z rozporządzeniem, wprowadzane do obrotu biopaliwo ciekłe E85 będzie zawierać 70-85 proc. bioetanolu i 15-30 proc. benzyny. Stosowanie tego rodzaju paliwa powoduje mniejsze, niż w przypadku paliw konwencjonalnych, zanieczyszczenie powietrza.Rozporządzenie MG sprzyjać będzie również realizacji nałożonych na Polskę zobowiązań unijnych, dotyczących zwiększenia udziału biokomponentów w paliwach transportowych. Ponadto wytwarzanie tego typu biopaliwa wymagać będzie zwiększenia upraw roślin energetycznych, co przyczyni się do rozwoju tego sektora rolnictwa.Biopaliwo E85 może być stosowane w pojazdach wyposażonych w silniki z zapłonem iskrowym, tzw. flex power. Sprzedaż aut z takim silnikiem prowadzi m.in. Ford, Volvo, Saab, Chevrolet, Cadillac, a także Hummer. Samochody spalające biopaliwo E85 mogą być również tankowane benzyną.Zgodnie z dotychczas obowiązującymi przepisami w Polsce można stosować w powszechnym obrocie dwa rodzaje biopaliw ciekłych, tzn. czysty ester oraz mieszankę 20 proc. estru z olejem napędowym (tzw. biopaliwo B20).

Studenci 2007/2008

Na początku roku akademickiego 2007/2008 w szkołach wyższych wszystkich typów kształciło się 1937,4 tys. studentów, tj. o 0,2 % mniej niż w roku poprzednim. Kobiety stanowiły 56,4% wszystkich studiujących - podał Główny Urząd Statystyczny. Naukę na pierwszym roku rozpoczęło 501,6 tys. osób, tj. o 14,1 tys. więcej niż w roku poprzednim, w tym w szkołach niepublicznych o 9,8 tys. więcej. Studenci według kierunków studiów Najwięcej osób na pierwszym roku studiuje na kierunkach ekonomicznych i administracyjnych (115,9 tys. osób, czyli 10,2 tys. więcej niż w roku poprzednim). Grupa ta stanowi 23,1% wszystkich studentów na pierwszym roku. Jednocześnie w porównaniu z rokiem akademickim 2006/2007 zaobserwowano spadek zainteresowania kierunkami społecznymi (2,4 tys. mniej studentów na pierwszym roku), informatycznymi (1,3 tys. osób mniej) oraz inżynieryjno-technicznymi (spadek o 0,8 tys.). Zmniejszyła się również ogólna liczba studentów na tych kierunkach; w roku akademickim 2007/2008 na kierunkach społecznych kształciło się 270,1 tys. osób (3,9% mniej w porównaniu z rokiem poprzednim), na kierunkach informatycznych – 95,2 tys (6,5% mniej), na inżynieryjno-technicznych – 132,6 tys. (5,2% mniej).Liczba studentów na studiach stacjonarnych wynosiła 940,2 tys. i była o 1,1% mniejsza niż w roku ubiegłym. Liczba studentów studiów niestacjonarnych w porównaniu z rokiem ubiegłym wzrosła o 0,6% i wynosiła 997,2 tys.Uczelnie publiczne na studiach pierwszego i drugiego stopnia oraz na studiach magisterskich jednolitych kształciły 1276,9 tys. osób (co stanowi spadek o 1,9% w porównaniu z rokiem akademickim 2006/2007), natomiast uczelnie niepubliczne - 660,5 tys. osób (tj. o 3,1% więcej niż w roku poprzednim). W publicznych szkołach wyższych na studiach stacjonarnych uczy się 62,9% studentów, gdy tymczasem w szkołach niepublicznych grupa ta stanowi jedynie 20,7% ogółu studentów. Liczba studentów (Stan w dniu 30 XI 2007 r.) Na polskich uczelniach studiuje coraz więcej studentów cudzoziemców. W roku 2007/2008 było ich 13,7 tys., czyli o 1,9 tys. osób więcej niż w roku akademickim 2006/2007.Znacznie wzrosła liczba absolwentów. W roku akademickim 2005/2006 szkoły wyższe opuściło 394,0 tys. absolwentów, natomiast w roku akademickim 2006/2007 - 410,1 tys.Obserwuje się zwiększone zainteresowanie studiami podyplomowymi. W roku akademickim 2007/2008 na tego rodzaju studiach kształciło się 173,1 tys. słuchaczy, tj. o 15,2% więcej niż w roku poprzednim. O 16,4 tys. wzrosła liczba dokształcających się kobiet, które stanowią 68,6% wszystkich słuchaczy. Największą popularnością cieszyły się kierunki ekonomiczne i administracyjne – 54,7 tys. słuchaczy (wzrost o 13,7% w porównaniu z rokiem poprzednim), kierunki pedagogiczne – 39,4 tys.(wzrost o 23,3%) oraz kierunki medyczne – 23,5 tys. (wzrost o 3,8%). Ponad dwukrotnie zwiększyła się liczba słuchaczy kierunków architektury i budownictwa (obecnie 1,9 tys. osób).W roku akademickim 2007/2008 odnotowano 32,9 tys. uczestników studiów doktoranckich, tj. o 3,4% więcej niż w roku poprzednim. Największym zainteresowaniem cieszyły się nauki humanistyczne (10,1 tys. uczestników) oraz techniczne (5,7 tys. uczestników), najmniejszym – nauki muzyczne (61 uczestników) oraz sztuki plastyczne (97 osób). Jednocześnie w tym samym roku otwarto 7,3 tys. przewodów doktorskich, czyli o 981 mniej niż w roku poprzednim. Od kilku lat spada również liczba obcokrajowców przeprowadzających przewody doktorskie w Polsce – w tym roku wyniosła 375 osób.

sobota, 26 kwietnia 2008

Elektrownia atomowa w Bułgarii.

W najbliższych tygodniach ruszy budowa drugiej bułgarskiej elektrowni atomowej w naddunajskim mieście Belene - poinformował we wtorek minister gospodarki i energetyki Petyr Dymitrow. Kosztem ok. 4 mld euro powstaną dwa bloki o mocy 1000 MW każdy. Pierwszy powinien zacząć działać w 2013 r., drugi - w 2014 roku.
0-->
Dymitrow poinformował, że bankiem, który będzie koordynował proces finansowania budowy jest francuski BNP Paribas. Porozumienie z nim zostało podpisane w poniedziałek. Według ministra, zainteresowanie inwestorów jest duże i nie będzie trudności z finansowaniem inwestycji.Elektrownia ma zrekompensować deficyt energii elektrycznej, który powstał po zamknięciu czterech starszych reaktorów elektrowni w Kozłoduju. Było to jednym z warunków członkostwa Bułgarii we Wspólnocie.Pierwsze dwa reaktory w Kozłoduju zamknięto w 2002 r., a następne - 31 grudnia 2006 r., tuż przed przystąpieniem kraju do UE.Kilka dni temu Dymitrow poinformował, że Bułgaria domaga się od UE podwojenia środków finansowych, przyznanych jako rekompensata za zamknięcie czterech reaktorów kozłodujskich. Na mocy obecnych porozumień z UE Sofia powinna otrzymać łącznie 550 mln euro. Rzecznik komisarza unijnego ds. energetyki Andrisa Piebalgsa potwierdził, że negocjacje są w toku.Przetarg na budowę nowej elektrowni wygrał rosyjski Atomstrojeksport. Partnerami rosyjskiej firmy będą niemiecki Siemens i francuska Areva. Kontrakt o wartości 3,97 mld euro podpisano w styczniu b.r. podczas wizyty prezydenta Rosji Władimira Putina w Sofii.Projekt budowy drugiej elektrowni atomowej powstał w latach 80. Na budowie w Belene pracowali wówczas m.in. polscy pracownicy i specjaliści z wstrzymanego projektu w Żarnowcu. W 1991 r. ówczesne władze zamroziły budowę. Pierwszym etapem nowej inwestycji będzie zburzenie zbudowanych na początku lat 80. betonowych fundamentów dla reaktorów. W sierpniu ma rozpocząć się budowa nowych.

Energetyka, a CO2 w Polsce.

W Polsce istnieje poważne ryzyko pojawienia się luki mocy w wyniku rosnącego zapotrzebowania na energię jak i zaostrzających się wymagań w zakresie ograniczania emisji zanieczyszczeń - alarmowali uczestnicy piątkowej debaty "Redukcja emisji CO2 - restytucja mocy".
0-->
Od 2013 roku sektor energetyki ma uzyskiwać uprawnienia do emisji CO2 w systemie otwartych aukcji, co przełoży się na drastyczny wzrost cen energii zarówno dla odbiorców przemysłowych, jak i gospodarstw domowych - informowali przedstawiciele polskich władz i gospodarki podczas warszawskiej debaty. "W 2005 r. 25 członków UE emitowało około 2 mld ton CO2. Redukcja ma nastąpić o 21 proc., czyli będzie można w 2013 r. wyemitować 1 miliard 588 mln ton" - poinformował prof. Krzysztof Żmijewski, przewodniczący Społecznej Rady Konsultacyjnej Energetyki. W związku z rozdziałem emisji CO2 na zasadzie aukcji profesor wyraził obawę, że w tym przetargu nie wszyscy będą mieli równe szanse. Dochody uzyskane z systemu handlu uprawnieniami do emisji mają być przeznaczone na wspieranie inwestycji w pozyskiwanie energii przez odnawialne źródła energii oraz technologie wychwytywania i składowania CO2. Obawy w sprawie wprowadzenia systemu aukcji na emisje CO2 przedstawił także dr Zdzisław Muras, dyrektor Departamentu Przedsiębiorstw Energetycznych w Urzędzie Regulacji Energetyki. "Polska zdecydowanie jest przeciwna formie 100 proc. aukcji. Trzeba zwrócić uwagę, że tego typu rozwiązanie nie będzie sprawiedliwe. W Unii Europejskiej są kraje o różnej wielkości produkcji energii obciążonej emisją CO2; we Francji wynosi ona od 2 do 10 proc., ale np. w Polsce - do 95 proc. czy w Estonii - 98 proc.". Przemysł w Polsce odbiera 40 proc. energii. - Jeżeli jej cena będzie bardzo wysoka, to - uważa Muras - może okazać się, że wszelka produkcja może przestać być opłacalna. Redukcja emisji CO2 nie może być hamulcem rozwoju gospodarczego. Polska gospodarka jest zależna od sektorów energochłonnych, a więc będących źródłem znacznej emisji CO2. To oznacza, że obowiązkowa redukcja emisji może być dla gospodarki bolesna, zwłaszcza gdy przedsiębiorstwa za prawa do emisji będą musiały płacić. "Polska w przeciągu dwóch tygodni przedstawi raport, na bazie którego będziemy chcieli zanegować niektóre propozycje Komisji Europejskiej" - poinformował dr Zdzisław Muras.

Elektrownia słoneczna.

Warta 130 milionów dolarów inwestycja w eSolar. Spółka ta chce wykorzystać zwierciadła do produkcji pary. Metoda, którą właściwie zarzucono w latach osiemdziesiątych, teraz znów zaczęła interesować inwestorów.Pieniądze pozyskane przez eSolar pochodzą z ramienia filantropijnego Google, czyli Google.org, firm venture capital [inwestujących krótkoterminowo i średnioterminowo w ryzykowne przedsięwzięcia] Idealab i Oak Investment Partners. Przeznaczone zostaną na zbudowanie pierwszej działającej elektrowni słonecznej w proponowanym przez eSolar systemie.Długofalowym celem eSolar jest stanie się realną alternatywą dla paliw kopalnych - powiedział Robert Rogan, doktor z uczelni Cal Tech i wiceprezes ds. rozwoju. - Google zainwestowało w nas pieniądze, ponieważ zobaczyli, że ta technologia może być konkurencyjna wobec pozyskiwania energii z węgla.Technologia firmy polega na koncentrowaniu światła przy użyciu luster i zamianie wody w parę, która z kolei napędza standardowe turbiny. CSP [Concentrated Solar Power, czyli Skoncentrowana Energia Słoneczna], czasem nazywane również energią słoneczną termiczną, to obiecujący zastępca elektrowni na paliwa kopalne, w szczególności te opalane węglem, które produkują obecnie ponad połowę energii w USA. Sam system istnieje od lat, po raz ostatni był popularny we wczesnych latach osiemdziesiątych, gdy ropa osiągnęła, skorygowaną o inflację, cenę 82 dolarów za baryłkę. Wyższe ceny ropy powodują wzrost cen energii z elektrowni na paliwa kopalne i ułatwia konkurowanie z nimi alternatywnym technologiom pozyskiwania energii. (W tej chwili ropa jest sprzedawana za ponad 115 dolarów za baryłkę, więcej niż kiedykolwiek.)Plan Google'a odnośnie zielonej energii nazywa się jak wzór: RECzasy jednak się zmieniają i elektrownie węglowe oraz gazowe stają się coraz droższe w budowie. Jest ku temu wiele powodów: banki udzielając kredytów wliczają ryzyko związane z prawami o redukcji zanieczyszczeń, materiały budowlane podrożały, ceny gazu i węgla wzrosły podążając za szybującą w górę ceną ropy. Tak zmienny rynek powoduje wzrost znaczenia energii wiatrowej, ale nie jest ona wystarczająco stała. W rezultacie wielu zwolenników czystej energii zwraca się w stronę energii słonecznej termicznej.- Są nadzieja i optymizm, ale też odrobina sceptycyzmu - powiedział Ryan Wiser, analityk ds. energii odnawialnej z Lawrence Berkeley Labs. - Nikt nie wie, czy te technologie mogą współzawodniczyć cenowo z innymi.Nie powstrzymało to jednak Masdar, funduszu inwestującego w czyste technologie z Abu Dhabi, przed przekazaniem 1,2 miliarda dolarów firmie zajmującej się energią słoneczną termiczną Torresol. Konkurencyjna firma Ausra otrzymała ponad 40 milionów dolarów od inwestorów venture capital. Abengoa, kolejny gracz na rynku, podpisała wartą 4 miliardy dolarów umowę z przedsiębiorstwem komunalnym Arizona Public Utilities, a Brightsource ma zbudować elektrownię o wydajności 900 megawatów dla kalifornijskiej firmy PG&E. Stirling Energy Systems, zaadaptowała z kolei silnik Stirlinga [przyp. tłum. Silnik Stirlinga przekształca energię cieplną w energię mechaniczną. Działa dzięki rozprężaniu i sprężaniu gazu zależnie od temperatury. Źródło ciepła (bądź chłodzenia) jest dowolne], wynalazek sprzed prawie 200 lat, i otrzymała 100 milionów dolarów.eSolar planuje produkcję gigawata energii.Krótkoterminowo, tego rodzaju działania napędzają prawa stanów z południowego zachodu, które wymagają wykorzystania energii słonecznej. Newada, Arizona, Nowy Meksyk i Kolorado ustaliły, że 15-20 procent energii musi pochodzić ze słońca.Średnioterminowo, jakiekolwiek prawo, które nakłada cenę na emisję dwutlenku węgla, zarówno poprzez opodatkowanie lub pozwolenia na emisję, którymi można handlować, pomoże firmom inwestującym w czystą energię, a utrudni życie elektrowniom na paliwa kopalne.Jednak w ujęciu długoterminowym tym, co kieruje wszystkimi konkurentami w tej dziedzinie jest wizja wytwarzania energii słonecznej konkurencyjnej cenowo wobec tradycyjnych metod.- Gdy tylko koszty się zrównają, energia słoneczna rozkwitnie - stwierdził Rogan. - To kwestia czasu, miejsca i technologii. W tej chwili wszystko jest na najlepszej drodze.Jednak ilość konkurencyjnych firm czyni wybranie zwycięzcy niewiarygodnie trudnym.- Jest tyle różnych projektów... ale dopóki nie będzie więcej elektrowni, ciężko określić, które rozwiązanie jest najlepsze - powiedział Wiser.eSolar uważa, że ich algorytmy śledzące słońce i nakierowujące zwierciadła są najlepsze. Ponadto zdaniem firmy, modułowa budowa, która pozwala na konstrukcję względnie małych elektrowni produkujących od 33 do 500 megawatów, umożliwia szybkie wdrożenie tej technologii i jest konkurencyjna pod względem kosztów.- Wszyscy budują superkomputery Cray'a, a my serwery kasetowe - powiedział Rogan, tworząc przy okazji analogię do informatyki. - Jeśliby odebrać wszelkie subsydia, nasza technologia kosztuje prawdopodobnie połowę tego, co inne.Prezes Ausra, Bob Fishman, który był kiedyś dyrektorem działu gazu naturalnego w dużym przedsiębiorstwie komunalnym Calpine, nie zgadza się z twierdzeniem eSolar, że "mniejsze jest lepsze."- Przyjrzałem się temu i istnieje bezpośrednia zależność między rozmiarem i kosztami. Jeśli chcą budować elektrownie o mocy 30 megawatów, niech próbują - powiedział Fishman. - Jak myślicie, dlaczego buduje się duże elektrownie węglowe, a nie małe?Zarówno eSolar, jak i Ausra planują wybudowanie działających elektrowni pokazowych pod koniec tego roku. W przeciągu następnych pięciu lat wielu innych konkurentów również zakłada uruchomienie elektrowni. Jeż niedługo wszystkie ich deklaracje będą dokładnie badane przez analityków, takich jak Wiser, ale jak na razie ciężko o twarde dowody.
- Obserwujemy rynek skoncentrowanej energii słonecznej - powiedział Wiser, - ale nie przeprowadzaliśmy jeszcze dokładnych badań, tak jak w przypadku energii z ogniw fotowoltaicznych.To oznacza, że wszystkie problemy, takie jak przesyłanie energii z pustyń na całym świecie do potrzebujących jej miast i przechowywanie jej do wykorzystania w nocy, pozostają obszarem sporów między samymi zainteresowanymi firmami.Jednak pomimo różnych podejść, wszyscy zajmujący się energią słoneczną zgadzają się, że jakakolwiek metoda pozyskania energii z odnawialnej energii jest lepsza niż budowanie kolejnych elektrowni węglowych.- Wszystkie te rozwiązania są potrzebne - powiedział Rogan. - Jedna elektrownia nie rozwiąże problemów świata z zanieczyszczeniami.

Energetyka atomowa w Polsce.

Propozycja budowy elektrowni jądrowej w Polsce znajdzie się w przygotowywanym przez Ministerstwo Gospodarki dokumencie "Polityka energetyczna Polski do 2030 roku", który ma powstać jeszcze w tym półroczu. Koszt budowy takiej elektrowni to co najmniej kilka miliardów euro. Zakładano, że może ona powstać w Żarnowcu, ale lokalizacji jeszcze nie wybrano. - Nie ma możliwości pominięcia w naszym bilansie energetycznym za kilkanaście lat energii jądrowej - mówi "Rz" dyrektor Departamentu Energetyki Ministerstwa Gospodarki Zbigniew Kamieński.Teraz większość energii w Polsce pochodzi z elektrowni konwencjonalnych wykorzystujących węgiel (ponad 90 proc.). Spośród naszych sąsiadów tylko Białoruś nie ma elektrowni atomowych. W Europie budowane są reaktory we Francji i Finlandii. Podobne plany, i to zaawansowane, mają m.in. Bułgaria i Słowacja.Nowy zapis w "Polityce energetycznej" o potrzebie produkcji w kraju energii jądrowej to dopiero początek drogi. Rząd może zająć się tym dokumentem - jak zapowiada Kamieński - dopiero w czwartym kwartale. Prawdziwa walka o atom na pewno rozegra się w Sejmie, bo potrzebne będą nowe ustawy.Badania wskazują, że Polacy cały czas boją się energii atomowej. Ze styczniowego sondażu GfK, przeprowadzonego na zlecenie "Rz", wynika, że 56 procent rodaków jest jej przeciwnych.

Rynek paliw płynnych.

Wytwarzanie paliw zdominowane jest przez Polski Koncern Naftowy Orlen SA i Grupę Lotos SA, które posiadają łącznie siedem rafinerii: w Płocku, w Jedliczach i w Trzebinii (PKN ORLEN) oraz w Gdańsku, Czechowicach, Gorlicach i Jaśle (Grupa LOTOS). Łączna roczna zdolność przerobowa tych rafinerii wynosi ok. 24 000 tys. ton. Istnieją również mniejsi wytwórcy paliw, którzy wytwarzają paliwa poprzez komponowanie paliw z gotowych frakcji ropopochodnych. Bez gazu ciekłego, którego całkowita produkcja w Polsce w latach 2001-2005 nie przekroczyła 300 tys. ton. Z uwagi na położenie geograficzne oraz istniejącą infrastrukturę przesyłową głównym źródłem dostaw ropy naftowej do Polski jest Rosja. Dostawy z tego kierunku zapewnia rurociąg „Przyjaźń” należący do jednoosobowej spółki Skarbu Państwa − Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych „Przyjaźń” SA. Moce przesyłowe tego rurociągu wynoszą ok. 43 mln ton ropy naftowej rocznie, a przy zastosowaniu środków chemicznych poprawiających przepływ ropy można je zwiększyć nawet do ok. 50 mln ton. Alternatywną infrastrukturą dla dostaw ropy naftowej są − Naftoport i Port Północny. W 2005 r. import ropy naftowej z Rosji wyniósł ok. 17,5 mln ton. Import z pozostałych krajów takich jak: Kazachstan, Ukraina, Norwegia, Wielka Brytania, wyniósł w sumie ok. 446 tys. ton. Wstępne dane za 2006 r. wskazują na wzrost importu ropy naftowej w stosunku do roku poprzedniego o ok. 7,2%. Mimo, że formalnie nie istnieją bariery importowe, to od wielu lat sytuacja zmienia się powoli i podstawowymi importerami są PKN Orlen SA i Grupa Lotos SA. Obserwuje się w imporcie rosnące zakupy w Rosji i na Białorusi oleju napędowego i lekkiego oleju opałowego. W odniesieniu do produktów gotowych infrastrukturę logistyczną paliw płynnych tworzą: bazy i terminale paliwowe, rurociągi produktowe, transport kolejowy, transport auto-cysternowy oraz terminale morskie. Magazynowanie paliw ciekłych. Magazynowanie paliw polega na gromadzeniu przez jednego przedsiębiorcę paliw, które nie są przez niego wprowadzane na rynek, lecz przez przedsiębiorców zlecających usługę magazynowania. Większość pojemności magazynowych jest w posiadaniu przedsiębiorstwa − Operator Logistyczny Paliw Płynnych Sp. z o.o. Całkowita pojemność magazynowa baz Operatora wzrosła w 2006 r. do 1,6 mln m3. Istnieją również mniejsze pojemności magazynowe, lecz mają one niewielkie znaczenie. Struktura zużycia paliw odbiega od ich struktury produkcji. I tak wyraźnie rośnie zapotrzebowanie na olej napędowy (w 2002 r. zużycie krajowe wyniosło 5 070 tys. ton, a w 2005 r. 7 405 tys. ton ). Związane to jest bezpośrednio ze wzrostem gospodarczym oraz wzrostem liczby pojazdów samochodowych z silnikami wysokoprężnym (z zapłonem samoczynnym). Rafinerie krajowe nie posiadają wystarczających mocy przerobowych, aby zaspokoić popyt, dlatego też ok. 24% zużycia krajowego w pierwszych trzech kwartałach 2006 r. pochodziło z importu). Jednocześnie maleje popyt na benzyny silnikowe (w 2001 r. zużycie wyniosło 4 746 tys. ton, a w 2005 r. 4 065 tys. ton ) oraz na oleje opałowe (w 2001 r. zużycie wyniosło 5 289 tys. ton, a w 2005 r. 4 272 tys. ton ). Obserwowało się też wzrost zużycia auto-gazu (LPG), z 550 tys. ton w 2000 r., do 1 800 tys. ton w 2005 r. LPG jest nadal najtańszym paliwem ciekłym na polskim rynku, a dotychczasowe zużycie niewielkie.W 2007 r. po raz pierwszy od kilkunastu lat spadła w Polsce sprzedaż płynnego gazu propan-butan. Polacy kupili 2,44 mln ton tego paliwa, o 0,4 proc. mniej niż w 2006 r. - poinformowała Polska Organizacja Gazu Płynnego. Przyczynił się do tego głównie spadek sprzedaży płynnego gazu w butlach i ze zbiorników. Takie paliwo traci w konkurencji z gazem ziemnym dostarczanym do kuchenek i piecyków rurami, a dodatkowo zapotrzebowanie spadło dzięki ciepłym ostatnio zimom.Najwięcej płynnego gazu w Polsce zużywają kierowcy do napędu samochodów. Na autogaz przypada aż 75 proc. całego zużycia gazu propan-butan w naszym kraju. Ale i tu wyraźnie widać stabilizację. W zeszłym roku sprzedaż autogazu była tylko o 1 proc. większa niż w 2006 r. Wtedy zaś sprzedaż autogazu była o 2 proc. większa niż rok wcześniej. Czasy, kiedy sprzedaż autogazu co rok zwiększała się o kilkanaście procent są daleko za nami. Dlaczego?Zdaniem POGP to skutek zmian na rynku motoryzacyjnym, gdzie przybyło samochodów z silnikami Diesla, w których nie montuje się instalacji do autogazu. Instalacji takich z powodu problemów technologicznych nie montuje się też w samochodach o najnowocześniejszej konstrukcji - z silnikami o bezpośrednim wtrysku benzyny. Do przerabiania aut na autogaz zniechęcają też kierowców powracające jak bumerang doniesienia o rządowych planach podniesienia podatku akcyzowego od autogazu - ocenia POGP. Organizacja ta sugeruje, że do autogazu zniechęcił Polaków także rosyjski Gazprom, który co i rusz ogranicza któremuś z państw na Wschodzie dostawy gazu, aby przeforsować swoje roszczenia. Polscy kierowcy nie odróżniają gazu ziemnego od płynnego gazu i doniesienia o manipulowaniu kurkami na gazociągach zniechęcają ich inwestowania w instalacje do autogazu - stwierdza POGP. Według statystyk tej organizacji w zeszłym roku instalacje do autogazu zamontowano w 210 tys. aut, ale jednocześnie na złom trafiło 140 tys. aut napędzanych takim paliwem. W 2007 r. park samochodów na autogaz zwiększył się więc w Polsce "na czysto" o 70 tys. sztuk, podczas gdy w 2006 r. - o 210 tys., a rok wcześniej - o 320 tys. Po raz pierwszy zmalała też (z 6,8 tys. do 6,7 tys.) liczba stacji z autogazem. Na coraz bardziej nasyconym rynku trudno utrzymać małe punkty sprzedaży, które tankują tylko autogaz. Przegrywają one w konkurencji z punktami tankowania - np. na stacjach benzynowych - zarabiającymi również na sprzedaży innych gatunków paliw oraz na usługach. Sprzedawcy autogazu są przerażeni planami fiskusa, który chce niemal o 60 proc. podnieść stawkę akcyzy na autogaz. Ta podwyżka podatku spowodowałby wzrost ceny detalicznej autogazu o 28 gr za litr. Zdaniem Ministerstwa Finansów zwiększyłoby to o 700 mln zł dochody budżetu. POGP kwestionuje te rachuby, przypominając, że brak podwyżek akcyzy przez ostatnie trzy lata nie zaowocował radykalnym wzrostem sprzedaży autogazu. Zdaniem POGP wzrosną za to koszty transportu, np. przejazdów taksówkami, co będzie napędzać inflację. Upadnie część małych firm żyjących z handlu autogazem i montowania instalacji do tego paliwa. Przeciętny kierowca, który korzysta z autogazu, po podwyżce podatku wyda o 448 zł rocznie więcej niż dotąd.

Ilość gospodarstw w Polsce.

Dane statystyczne pokazują, że coraz więcej jest ferm dużych; zmniejsza się natomiast liczba mikro-gospodarstw.
GUS w czerwcu 2007 r. przeprowadził badanie "Struktura gospodarstw rolnych". Wykazało ono, że liczba gospodarstw rolnych zmniejszyła się o 354 tys., tj. o 12 proc. w porównaniu z danymi Powszechnego Spisu Rolnego z 2002 roku.
Największą, 21-proc. dynamikę spadku, odnotowano w przypadku gospodarstw do 1 hektara. O 7,6 proc. wzrosła natomiast liczba gospodarstw największych, o powierzchni 50 ha i więcej.
Najwięcej gospodarstw było w woj. mazowieckim (13 proc. ogółu), małopolskim (12,5 proc.), podkarpackim (11,6 proc.). Najmniej było w woj. lubuskim (1,8 proc.) i zachodniopomorskim (2,2 proc.).
Badania wykazały, że 1 czerwca 2007 r. działalność rolniczą prowadziło 2 mln 391 tys. gospodarstw, w tym 1 mln 741 tys. miało powierzchnię powyżej 1 ha. O dopłaty bezpośrednie z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ubiegało się 1 mln 452 tys. gospodarstw.
Ponad 115 tys. gospodarstw prowadziło działalność gospodarczą inną niż rolnicza. Jednak było ich mniej o 14 proc. w porównaniu z 2005 r., kiedy to GUS przeprowadził podobne badanie.
Gospodarstwa te zajmowały się głównie świadczeniem usług przy pomocy własnego sprzętu, agroturystyką, przetwórstwem produktów rolnych, przetwarzaniem drewna, rękodziełem i akwakulturą.
Według GUS, ponad 908 tys. gospodarstw zużywało na własne potrzeby powyżej 50 proc. wartości wytworzonej produkcji rolnej.
Z badania wynika, że prawie 41 proc. osób kierujących gospodarstwem ma wykształcenie rolnicze lub kurs rolniczy. Najwyższy odsetek gospodarstw, w których rolnik posiadał takie wykształcenie, był w woj. kujawsko-pomorskim i wielkopolskim, najmniejszy - w woj. śląskim i podkarpackim.
Wyższe wykształcenie rolnicze posiadało 1,6 proc. kierujących gospodarstwem.
Prawie 70 proc. kierujących gospodarstwem miało ponad 10-letnie doświadczenie w prowadzeniu gospodarstwa. W 96,6 proc. przypadków użytkownik był jednocześnie osobą kierującą gospodarstwem.

2 mln 579 tys. gospodarstw rolnych było w Polsce w połowie 2007 roku, z czego 1 mln 808 tys. o powierzchni powyżej 1 hektara - wynika z przedstawionych w poniedziałek danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS).

Rosyjska polityka, a Papież Jan Paweł II.

Światło dzienne ujrzały nowe sensacyjne dokumenty dotyczące zamachu na papieża Jana Pawła II. W swojej książce i na łamach "Wprost" ujawnia je John O. Kohler, amerykański dziennikarz. - Wykorzystać wszelkie dostępne możliwości, by zapobiec nowemu kierunkowi w polityce, zapoczątkowanemu przez polskiego papieża, a w razie konieczności – sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację. Takie polecenie w listopadzie 1979 r. wydali członkowie sekretariatu KC KPZR swoim podwładnym z KGB.– Byłem oszołomiony, kiedy znalazłem ten rozkaz. Środki "wykraczające poza dezinformacje i dyskredytację" oznaczały po prostu zgodę na zabicie papieża – mówi "Wprost" John O. Koehler, autor wydanej właśnie książki „Chodzi o papieża. Szpiedzy w Watykanie", który dotarł do moskiewskiego dokumentu.
Pod nieformalnym wyrokiem na Jana Pawła II podpisali się: szef partyjnej propagandy Michaił Susłow, członkowie prezydium KC KPZR Andriej Kirylenko, Konstantin Czernienko, sekretarze KC Konstantin Rusakow, Władimir Ponomariew, Iwan Kapitonow, Michaił Zimianin, Władimir Dołgich i Michaił Gorbaczow.

środa, 23 kwietnia 2008

Bezpieczeństwo Bułgarii.

Problem bezpieczeństwa Bułgarii ma głębokie uwarunkowanie historyczne wynikające z geograficznej lokalizacji jej terytorium i ciągłych konfliktów o podłożu narodowościowym, religijnym, gospodarczym. Rejon bałkański jest stykiem różnych kultur cywilizacyjnych i interesów gospodarczych, a także wojskowych. Geneza powstania Państwa Bułgarskiego odnosi się do legendarnej postaci Kubarta, którego synem miał być pierwszy historyczny władca hordy Bułgarów - Asparuch, (Isperych, 680-702), którzy osiedlili się na stałe w Dobrudży i wschodniej połaci Mezji Dolnej z pierwszą stolicą w Plisce.[1] Powstanie Państwa Bułgarskiego na Bałkanach było wynikiem wędrówki ludów i zwycięstwa chana Asparucha nad Bizancjum. Jednak to zwycięstwo miało swoje konsekwencje w kształtowaniu się stosunków zewnętrznych Państwa Bułgarów. Wieloletnie wojny i mnóstwo powstań narodowych szczególnie wyczuliło Naród Bułgarski w zakresie swojego bezpieczeństwa. Historyczne doświadczenia ukształtowały wzajemne związki i stosunki z innymi narodami i państwami w regionie bałkańskim, a także państwami wpływającymi na stosunki w tym regionie. Ogromną rolę w kształtowaniu się tych stosunków odegrały spory religijne między wschodnim i zachodnim kościołem chrześcijańskim, a także ekspansja Religi mahometańskiej.
W sporach religijnych szczególną rolę odegrała Turcja. Turecka ekspansja pozostawiła trwałe ślady w bułgarskiej świadomości narodowej, których konsekwencje są w dalszym ciągu odczuwane w tym regionie. Poza wpływami tureckimi region bałkański był terenem penetracji i wpływów rosyjskich, a także wielkich mocarstw zachodnich. Radykalną zmianą sytuacji w tym regionie było przyjęcie Bułgarii i Rumunii do NATO w 2004 roku, a następnie do Unii Europejskiej w 2007 roku oraz udostępnienie baz wojskowych Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej w 2006 roku.
Poza tym Bułgaria wniosła do UE znaczący społeczny element w postaci 12% mniejszości muzułmańskiej swojej 8 milionowej populacji. Muzułmanie są w Bułgarii od sześciu stuleci i współtworzą historię oraz skomplikowane wielowyznaniowe i wieloetniczne stosunki z prawosławnymi, katolikami, żydami i wyznawcami obrządku ormiańskiego. Niniejszy układ religijny w obecnej sytuacji geopolitycznej może mieć znaczący wpływ na bezpieczeństwo wewnętrzne Bułgarii i regionu. 1.) Kształtowanie się terytorium Bułgarii.
Najważniejszym elementem, który wpływa na rozwój ekonomiczny, polityczny i kulturalny w Bułgarii jest jej położenie na skrzyżowaniu dróg między Europą i Azją. Jeszcze od czasów Pierwszego państwa Bułgarskiego (7 - 10 wiek) Bułgaria odczuwa wpływ geograficznej i politycznej zależności. Bułgaria od samego początku miała rozbieżne interesy z Bizancjum, które było przeciwne istnieniu w sąsiedztwie innego państwa. To jest jedna z przyczyn trwającego około dwóch wieków (11 - 12 wiek) zaboru przez Bizancjum. Nowa sytuacja polityczno-geograficzna została stworzona po opanowaniu i uzależnieniu Bałkanów i Europy południowej w wyniku ekspansji zaborczej przez Turków. W ciągu wieków Bułgaria była uzależniona od feudalnego systemu imperium osmańskiego. Który charakteryzował się silnym centralizmem? Stosunki wczesno-feudalne w imperium osmańskim cofają bułgarski rozwój społeczno-gospodarczy o kilka wieków wstecz, co spowodowało znaczne zacofanie Bułgarii w porównaniu z innymi krajami Europy. W końcu XVIII wieku na bułgarski rozwój społeczny mocno wpływa tak zwane „Zagadnienie Wschodnie”. Ponad dwieście lat Bałkany i Europa południowo-wschodnia są strefą rywalizacji między Rosją, a Mocarstwami Zachodnimi. Pierwszym oficjalnym dokumentem, który określa granice przyszłego państwa Bułgarskiego jest ferman sułtana z 1870 r., W którym uznaje on ekzarchie bułgarską. Po Powstaniu Kwietniowym i konferencji berlińskiej (1876-1877 r.) Wielkie Mocarstwa określają pierwsze granice Bułgarii. Po zakończeniu rosyjsko-tureckiej wojny (1877-1878 r.) został podpisany traktat pokojowy w San Stefano, który określa pierwsze traktatowe granice nowego państwa Bułgarskiego. Na podstawie tego traktatu do Bułgarii są włączone Południowa Dobrudża, Północna i Południowa Bułgaria i terytorium państwa wynosi 160 tys. km kw. W tymże roku (1878) został podpisany Traktat Berliński, który dzieli Bułgarię na dwie części - Księstwo Bułgarii w skład, który wchodzą: Bułgaria Południowa i okolice Sofii z terytorium 63 tys. km kw i Rumelię wschodnią, która pozostaje pod władzą Turcji. Po Zjednoczeniu Księstwo Bułgarii i Wschodniej Rumelii w 1885 r. granice Bułgarii obejmują terytorium o powierzchni 93 tys. km kw, które zostaje uznane przez wszystkie Wielkie Mocarstwa. Po wojnie Bałkańskiej i po zawarciu traktatów londyńskich (1913 r.) Turcja oddaje Bułgarii około 23 tys km kw, a Macedonia została podzielona między Grecję i Serbię. Do Bułgarii są przyłączone Macedonia Pirińska i zachodnie obszary pograniczne (kresy). Jej terytorium zwiększa się do 111 tys. km kw. Niezadowolenie z końcowych skutków Wojny Bałkańskiej wywołuje wybuch Wojny Międzysojuszniczej. Która kończy się porażką dla Bułgarii. Na skutek tego Bułgaria traci Południową Dobrudżę, Wschodnią Trację, Macedonię Egejską i Zachodnie kresy. Jej terytorium zmniejsza się do 103 tys. km kw. Później traktat Nicejski znowu dzieli Bułgarie, zabierajac Wschodnią Trację (przyłączono do Grecji). Po za granicami Bułgarii zostaje okolo 50 tys. km kw terytorium zamieszkałego przez Bułgarów. W okresie 1941-1945 r. czasowo zostały przyłączone do Bułgarii Macedonia Egejska, Tracja, ale po zawarciu pokojowych traktatów Paryskich (1945 r.) znowu powyższe terytoria zostały zwrócone dla Jugosławii i Grecji. Zgodnie z powyższymi procesami poza terytorium Bułgarii zostaje 11 tys. km kw i w tym po za jej granicami zostają znaczne terytoria zamieszkałe przez osoby pochodzenia bułgarskiego - w Serbii, Grecji, Macedonii, Rumunii. Ta okoliczność wpływała w dużym stopniu na stosunki Bułgarii z jej sąsiadami przez cały okres do dnia dzisiejszego.
Nowa geopolityczna sytuacja na Bałkanach i w Europie po 1990 roku wymaga podstawowej zmiany w stosunkach międzypaństwowych. Granice państwowe i terytoria przygraniczne zmieniają się w strefy przygranicznej współpracy intensywnej. Na skutek tego dokonuje się proces regionalnej (Bałkańskiej) i kontynentalnej (Europejskiej) integracji bałkańskich państw w tym i Bułgarii. 1.) Współpraca Bułgarii z ONZ.
Udział Republiki Bułgarii w działalności ONZ jest ważnym środkiem dla realizacji podstawowych celów, zadań i priorytetów bułgarskiej polityki zagranicznej. Po przez działalność w światowej organizacji Bułgaria broni i realizuje pierwszorzędne interesy narodowe o charakterze konkretnie politycznym, gospodarczym, socjalnym, oświatowym i kulturalnym. Rownolegle z tym Bułgaria współdziała w potwierdzeniu zaufania, bezpieczeństwa i współpracy w międzynarodowych stosunkach i w ich rozwoju zgodnie z Zasadami ONZ.
Bułgaria została pełnoprawnym członkiem ONZ 14 grudnia 1955 roku, jednocześnie z Albanią, Węgrami, Rumunią, Austrią, Jordanią, Irlandią, Hiszpanią, Włochami, Kambodżą, Laosem, Libią, Nepalem, Portugalią, Finlandią i Cejlonem. W 1960 Bułgaria została członkiem Komitetu rozbrojenia, a w 1962 roku została wybrana do Komitetu zastosowania Deklaracji o wprowadzeniu niepodległości i dekolonizacji państw i narodów. 8 października 2001 roku została wybrana na niestałego członka Rady Bezpieczeństwa na okres 2002 - 2003 roku. To było po raz trzeci jak Bułgaria uzyskała status niestałego członka RB od czasów uczestnictwa jej w ONZ (poprzednie dwa mandaty były w okresach 1966 - 1967 roku i 1986- 1987 roku).Wybór Bułgarii na to bardzo odpowiedzialne stanowisko w ONZ było uznaniem przez wspólnotę międzynarodową aktywnej i zbilansowanej zagranicznej polityki Bułgarii, konkretnego wkładu bułgarskiego wysiłku na rzecz międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa zwłaszcza w regionie Europy Południowo - Wschodniej. Bardzo istotnym jest i to, że Bułgaria dwa razy w okresie swojego członkostwa w RB przewodniczyła temu najbardziej ważnemu organowi światowej organizacji.
Bułgaria całkowicie popiera i aktywnie uczestniczy w reformowaniu Organizacji Szczególnie w dziedzinie obrony i wsparcia dla Pokoju. Do tej pory brała udział w następujących międzynarodowych operacjach poparcia pokoju: UNTAG - Kambodża - 1992 - 93 r.; UNOMA - Angola - 1995 -99 r.; UNMOT, Tadzikistan - 1995 - 2000 r; UNMEE, Etiopia/Erytrea - 2000 - 04 r; UNMIBH (ONZ), SFOR (NATO) i EUFOR (UE) (ostatnia z grudnia 2004 r) Bośnia i Hercegowina -1997 r; UNMIK (ONZ) i KFOR (NATO), Kosowo - 2000 r; Misja UE dla rozminowania humanitarnego, Chorwacja - 1999 - 2000 r; ISAF (ONZ/NATO) - Afganistan - z 2002 r; Wielonarodowe sily koalicyjne, Irak - z 2003 r; UNMIL, Liberia z 2004 r.
Bułgaria odniosła znaczne straty w skutek dokładnego przestrzegania sankcji nałożonych w okresie 2002 - 2003 przez Radego Bezpieczeństwa przeciwko Jugosławii, Irakowi i Libii. Te straty razem ze stratami gospodarczymi podczas wojny w Jugosławii są współmierne z długiem zagranicznym kraju.Bułgaria uznaje ważne znaczenie zastosowania art.50 z Ustawy o ONZ odnośnie kompensacji negatywnego efektu sankcji RB dla osiągnięcia założonych celów.. W tym kierunku Bułgaria ma zrozumienie i poparcie szeregu stron z Europy Centralnej i Wschodniej.
Bułgaria aktywnie uczestniczy w działalności programowej i funduszowej ONZ i agend wyspecjalizowanych ONZ. Skutkiem współpracy z tymi organizacjami są realizowane ważne projekty w dziedzinie ochrony środowiska, zarządu państwowego i gospodarczego, rozwoju informacyjnego, technologii i itd. Szczególnie korzystna jest współpraca z Programem Rozwoju ONZ, Funduszem ONZ dla ludności i UNICEF. Ta współpraca miała bardzo korzystne znaczenie dla Bułgarii w warunkach przejścia na gospodarkę rynkową.
Bułgaria zawsze trzymała się zasad trwałego rozwoju i ochrony środowiska. Ona była aktywnym uczestnikiem w przygotowaniu i przeprowadzeniu Światowego Spotkania na wysokim szczeblu w sprawach zrównoważonego rozwoju we wrześniu 2002 r. w Jochanesburgu. Na tym spotkaniu został zrobiony pełny przegląd i ocena procesu "Rio + 10 „ i był omówiony zakres działań dla rozwiązywania problemowego w tej dziedzinie.
Bułgaria kontynuuje swoje wieloletnie wysiłki dla zapobiegania rozpowszechnieniu broni masowego rażenia i dla ograniczenia użycia antyhumanitarnych broni konwencjonalnych. Wzięła aktywny udział w Konferencji rozbrojeniowej w Genewie, Komisji Rozbrojeniowej ONZ i innych międzynarodowych formach pod znakiem ONZ, które próbują rozwiązać problemy rozbrojenia i kontrolują nad zbrojeniami.
1.) Współpraca Bułgarii z UE.
Bułgaria nawiązała kontakty dyplomatyczne ze Wspólnota 8 sierpnia 1988 r. Półtora roku później, 8 maja 1990 r. podpisuje umowę o handlu i współpracy handlowo gospodarczej. Umowa ta zakłada ramy przyszłego rozwoju stosunków dwustronnych.
Pierwszego listopada 1990 r. Bułgaria została włączona do programu FARE i zaczyna otrzymywać coroczną bezzwrotną pomoc od UE dla przeprowadzenia reform i dla przygotowania kraju do pełnoprawnego członkostwa.
8 marca 1993 r. Bułgaria podpisuje Europejskie porozumienie o stowarzyszeniu, które wchodzi w życie 1 lutego 1995 r. po ratyfikacji przez Parlament Bułgarii i Parlamenty państw – członków UE oraz Europejski Parlament. Tym aktem Europa uznaje zmiany demokratyczne w Bułgarii i angażuje się w popieraniu jej działań na rzecz przejścia na gospodarkę rynkową.
Od czasu nawiązania stałych stosunków dyplomatycznych między Bułgarią, a Wspólnotą w 1988 r. do 1993 r. Ambasada Bułgarska w Belgii wypełnia funkcje Ambasady Bułgarii we Wspólnocie. W 1993 r została otworzona Specjalna misja Bułgarii we Wspólnocie.
W grudniu 1995 r na Radzie Europejskiej w Madrycie Bułgaria złożyła oficjalną prośbę o pełnoprawne członkowstwo w UE. W 1998 r rząd bułgarski przyjmuje Narodową Strategię przygotowania kraju do pełnoprawnego członkowstwa w UE. Określa ona podstawowe kierunki działalności kraju w krótkoterminowym, średnioterminowym i długoterminowym planie, kierując się treścią kopenhaskich kryteriów.
Na spotkaniu w Helsinkach w grudniu 1999 r UE zdaje sprawozdanie ze zdarzeń ubiegłego roku i podejmuje decyzje, aby zwołać dwustronną międzynarodową konferencje o rozpoczęciu rokowań z Bułgarią (a także jeszcze z pięcioma państwami - kandydatami - Rumunią , Słowacją , Łotwą, Litwą i Maltą).
Rokowania o członkostwie Bułgarii rozpoczynają się 15 lutego 2000 roku.
W 2002 r Bułgaria już otwarła wszystkie rozdziały pertrakcyjne. W październiku 2002 r Komisja Europejska publikuje Regularny roczny odczyt o każdym kraju z kandydatów. W odczycie o Bułgarii mówi się, że kraj ma już "funkcjonującą gospodarkę rynkową" i że Komisja Europejska popiera życzenie państwa przyłączyć się do UE w 2007 r.
Komisja opracowuje i przyjmuje dokument nazwany Mapa drogowa, który obejmuje okres do 2007 r. Rada Europejska w Kopenhadze przyjmuje w grudniu 2002 r zaproponowane przez Komisję mapy drogowe Bułgarii i Rumunii i aprobuje powiększoną pomoc przedakcesyjną dla nich. W swoich wnioskach ona zaznacza, że "w zależności od przyszłego postępu w wykonaniu kryterium członkostwa, celem jest żeby Bułgaria i Rumunia stały się członkami UE w 2007 r.".
25 kwietnia w Luksemburgu na swoim posiedzeniu Rada UE zaaprobowała Umowę o przyłączeniu Bułgarii i Rumunii, po czym Umowa ta była podpisana i ratyfikowana przez wszystkie państwa - członkowskie UE.
Bułgaria została członkiem UE 1 stycznia 2007 r.
1.) Współpraca Bułgarii z NATO.
Bułgaria składa wniosek o członkostwie w NATO 17 lutego1997 r.
Przed tym, w styczniu 1994 r. ona bierze udział w inicjatywie NATO "Partnerstwo dla pokoju"
W 1998 r. Bułgaria była aktywnym uczestnikiem konsultacji politycznych w ramach Euro - Atlantyckiej Rady Partnerstwa (EARP) odnośnie kryzysu w Kosowie, który bezpośrednio dotyczył interesów jej bezpieczeństwa. W czerwcu 1998 Bułgaria potwierdziła przed Sekretarzem Generalnym NATO swoją gotowość popierania i współdziałania w wysiłkach NATO w uregulowaniu kryzysu. Zrealizowane efektywne współdziałanie z NATO podczas operacji w Kosowie miało znaczenie kluczowe dla rozwoju stosunków Bułgarii z Sojuszem i dla jej późniejszego członkostwa. Szybka i zdecydowana odpowiedź Bułgarii na zapotrzebowanie NATO dostępu do przestrzeni powietrznej, jak również i uczestnictwo bułgarskie w operacji NATO w obserwacji powietrznej " EAGLE EYE" postawiło Bułgarie wśród najbardziej wiarygodnych partnerów i przyszłych sojuszników Sojuszu.
Wyrazem dążenia Bułgarii do NATO było współdziałanie z nim według swoich możliwości w rozwiązaniu problemów humanitarnych w Kosowie była to decyzja rządu Bułgarskiego przyjąć na siebie koszty w utrzymaniu obozu uchodźców "Radusza" w republice Macedonii i przekazaniu 50 milionów leva pomocy humanitarnej dla kosowskich uchodźców w Albanii.
Bułgaria poparła Rezolucje RB ONZ z 10 czerwca 1999 jako początek procesu osiągania trwałego pokoju i ustabilizowania w Kosowie i całym regionie. Decyzja parlamentu umożliwiła włączenie niebojowych formacji bułgarskich do sił utrzymywania pokoju, jak również i okazanie logistycznego podtrzymywania operacji ochrony pokoju. Znaczący politycznie był udział 48 bułgarskich policjantów w przewidzianych międzynarodowych siłach policyjnych, które powinny były zabezpieczyć porządek i ustanowić zabezpieczenie obserwacyjne wykonania aspektów cywilnych uregulowania pokojowego.
W kwietniu 1999 r. było zawarte porozumienie o tranzytowym przejściu przez przestrzeń powietrzną Bułgarii środków lotniczych NATO w ramach operacji "Siła sojusznicza", a w końcu maja i na początku czerwca 1999 r. pod przewodnictwem NATO były omówione aspekty techniczne zastosowania tego porozumienia, przy czym optymalnie były połączone interesy bezpieczeństwa narodowego Bułgarii z wolą solidarności i partnerskiej współpracy z Euroatlantycką Wspólnota.
W czerwcu 1999 między Bułgarią, a NATO zostało zawarte porozumienie na temat tranzytowego przejścia przez terytorium Bułgarii w ramach operacji "Dzoint Gardian". W nim są określone warunki tranzytowego przejścia i czasowego pobytu sił zbrojonych i techniki Sojuszu, potrzebnych dla celów operacji. Przy wykonaniu porozumienia, przez Bułgarie przechodziła duża część zestawu osobowego i środków NATO, które uczestniczyły w operacji. W tym celu było utworzone Naczelne Koalicyjne Centrum.
Ze względu na to, że porozumienie to nie odnosiło się do sił państw - nieczłonków NATO, była przyjęta oddzielna decyzja Parlamentu o pozwoleniu przelotu przez Bułgarską przestrzeń powietrzną rosyjskich wojskowo - transportowych samolotów, bez uzbrojenia i specjalnej aparatury, w celu transportu części rosyjskiego kontyngentu w KFOR (w lipcu 1999 r.).
Rada Ministrów Bułgarii przyjęła projekty typowych porozumień z państwami - nieczłonkami NATO, uczestnikami w KFOR, odnośnie warunków i porządku tranzytowego przejścia przez terytorium kraju ich sił zbrojonych. Na tej podstawie było zawarte i ratyfikowane porozumienie o tranzytowym przejściu wojsk z Królestwem Szwecji.
Współdziałanie Bułgarii z NATO w związku z kryzysem w Kosowie jest bardzo cennym doświadczeniem zarówno ze względu na współpracę polityczną, jak i w planie praktycznym w stosunku do wojennej i logistycznej zgodności operacyjnej.
W listopadzie 2002 r. NATO przyjmuje Bułgarie na jego członka.
26 marca 2003 r. w Brukseli był podpisany protokół o przyłączeniu się Bułgarii do NATO. W grudniu tego samego roku Parlament przyjmuje deklaracje o rozmieszczeniu Amerykańskich baz w Bułgarii.
Bułgaria stała się członkiem NATO 22 marca 2004 r. i w tym okresie udowodniła, że jest w stanie pełnowartościowo wykonywać swoje obowiązki i pełnić odpowiedzialności, które wynikają z jej członkostwa potwierdzonego jej przykładem jako stabilnego i wiarygodnego partnera.
Obecnie bułgarski wkład w działalność NATO jest wielostronny. Bułgaria aktywnie działa dla umocnienia dialogu politycznego, 9 konsultacji i koordynacji politycznych w ramach Sojuszu, daje swój wkład w operacjach i misjach NATO w krytycznych i konfliktowych punktach.
W kwietniu 2006 r. w Sofii było przeprowadzone spotkanie ministrów spraw zagranicznych. Na nim i na późniejszych spotkaniach w Nowym Yorku (wrzesień 2006 r.) i Riga (listopad 2006 r.) były omówione różne aspekty polityczne transformacji NATO, jak również wzmocnienie partnerstwa Sojuszu, proces poszerzenia, wzmocnienia wspólnej działalności z innymi organizacjami międzynarodowymi, a szczególnie partnerstwa strategicznego z UE.
Armia Bułgarska ma znaczny wkład w ramach Międzynarodowych sił dla utrzymania bezpieczeństwa w Afganistanie - ISAF. Bułgaria utrzymuje i stale jest zaangażowana w bezpieczeństwo Kosowa, uczestniczy w kolektywnym wysiłku NATO jako pomoc w szkoleniu irackich sił bezpieczeństwa. Bułgaria bierze udział w antyterrorystycznej operacji NATO na Morzu Śródziemnym "Active Endeavour".
Sukces operacji ISAF ma znaczenie kluczowe dla bezpieczeństwa i odbudowy Afganistanu i dla zachowania zaufania politycznego do zdolności Sojuszu w rozwiązywaniu problemów z nowymi prowokacjami w zakresie bezpieczeństwa. Zaangażowanie NATO w Afganistanie ma miejsce priorytetowe w zagranicznej polityce i w polityce obrony Bułgarii.
W obecnym momencie liczba bułgarskich wojskowych w ISAF wynosi okolo150 osób, w tym zmechanizowany pluton w liczbie 40 wojskowych w Kabulu, 8 osób w dwóch ekipach medycznych w szpitalu w Heracie, policja wojskowa - 10 osób, specjaliści wywiadu i kontrwywiadu, oficerzy sztabowi i inni. Najbardziej poważne zaangażowanie Bułgarii jest związane z przyjęciem kluczowej funkcji w obsłudze lotniska międzynarodowego w Kabulu w okresie od sierpnia - do grudnia 2006 r. Około 80 stanowisk na lotnisku z międzynarodowych etatów są obsadzone przez bułgarskich wojskowych.
Z uwagi na różnorodne problemy w Afganistanie i stosownie do metod ich rozwiązywania wysiłki są skierowane na realizacje głównych celów NATO i międzynarodowej wspólnoty - opuścić region i zostawić przyszłość narodu afgańskiego w ręce legalnego rządu oraz sprawnych i zdolnych sił do zapewnienia trwałego bezpieczeństwa. W związku z tym duże znaczenie ma współdziałanie NATO i państw - jego członków dla wyszkolenia i wyposażenia Afgańskiej armii narodowej.
W Kosowie w dalszym ciągu NATO jest niezbędnym gwarantem pokoju i bezpieczeństwa. Prowadzone w dalszym ciągu rokowania odnośnie warunków funkcjonowania niepodległego Kosowa i możliwość potencjalnego zaostrzenia się sytuacji w tym rejonie dyktuje niezbędność zachowania obecności wojskowej do czasu znaleźenia trwałego rozwiązania i zagwarantowania stabilizacji w regionie. Bułgaria bierze udział w KFOR z 46 wojskowymi (pluton inżynierzy w liczbie 40 wojskowych i oficerów sztabowych oraz wywiadu).
Bułgaria jest uczestnikiem wielonarodowej koalicji w Iraku i jednocześnie z tym bierze udział w Misji NATO w szkoleniu Irackich sił bezpieczeństwa - NTM - J.
Wkład Bułgarii w tym zakresie polega na : udziale bułgarskich wojskowych w Misji NATO dla wyszkolenia irackich sił bezpieczeństwa (NATO Training Mission in Iraq - NTM - J); wkład finansowy na Fundusz wyszkolenia irackich wojskowych poza terytorium Iraku; szkolenie irackich sił wojskowych w bułgarskich wojskowych uczelniach.
W 2006 r. Bułgaria i USA zawarły Porozumienie o współpracy w dziedzinie obrony. To porozumienie określa szerokie ramy współpracy strategicznej w obronie pomiędzy dwoma państwami. W nim przewidziana jest możliwość wspólnego korzystania z wojskowych obiektów bułgarskich i umieszczenia w nich amerykańskich sił i urządzeń. Bazy te będą bułgarską własnością i będą wykorzystywane przeważnie do celów treningowych, logistycznych i humanitarnych, jak również i dla operacji NATO. Wszystko to będzie prowadzone przy konsultacjach i uwzględnieniu stanowisk obydwu stron. Wspólne korzystanie z obiektów wojskowych nie jest w przeciwieństwie z zaangażowaniami, które Bułgaria przyjęła w procesie jej przyłączenia do UE i NATO, ani z rozporządzeniami Umowy o konwencjonalnych siłach wojskowych w Europie.Podczas spotkania na szczycie NATO w Bukareszcie w dniach 03 - 04. 04. 2008 r. Premier Bułgarii Sergej Staniszew, minister spraw zagranicznych Iwajlo Kalfin i minister obrony Weselin Bliznakow wydali wspólną konferencję prasową, na której podsumowali skutki spotkania.
Premier Staniszew wyraził zadowolenie z powodu zaproszenia przyłączenia się Albanii i Chorwacji. On wyraził żal, że Macedonia nie otrzymała zaproszenia i podkreślił, że Bułgaria nalegała na to żeby jak najszybciej odrazu po rozwiązaniu spornych zagadnien z Grecja, rozpocząć odnowa rozmowy o przyąłczeniu Macedonii, dlatego, że nieprzyjęcie jej jest ryzykowne dla bezpieczeństwa regionu. Premier jednak podkreślił, że Bułgaria zdaje sobie sprawe o istniejących problemach w stosunkach dwustronnych między Macedonią, a Grecją i Bułgarią.
Odnośnie rozpoczęciu rozmów o przyjęciu Gruzji i Ukrainy premier oświadczył, że Bułgaria jest wśród państw, które dążą do ich przyszłego członkostwą. Ta pozycja Bułgarii jest bardziej bliska do pozycji Stanów Zjednoczonych i rożni się od pozycji dziesięciu państw, wśród których są Niemcy i Francja, które uważają, że na tym etapie Ukraina i Gruzja nie są dostatecznie przygotowane.
Minister spraw zagranicznych Iwajlo Kalfin dodał, że Bułgaria będzie brała udział w organizowaniu kosowskich sił. Powiedział też, że Bułgaria będzie się starała, żeby doszło do pokrycia całego terytorium paktu, w tym i terytorium Bułgarii, systemem obrony antyrakietowej. Kalfin podkreślił również, że Bułgaria popiera aspiracje w przyszłym przyłączeniu Bośni, Hercegowiny i Czarnej Góry.
Minister obrony Bułgarii Weselin Bliznakow wyraził stanowisko Bułgarii odnośnie innego tematu podstawowego spotkania w Bukareszcie - kontynuowanie operacji pokojowych w Afganistanie. Oprocz zwiększonego kontyngentu za ostatni rok, Bułgaria podjeła decyzje o pomocy w polepszeniu transportu powietrznego w tym kraju dostarczajac chelikoptery i ekwipaże.


[1] Wasilewski. Tadeusz, Historia Bułgarii, Wydawnictwo ZN im. Ossolińskich, Wrocław,Warszawa,Kraków,

Gdańsk, Łódź 1988, s. 34-35.

Chiny i Afryka.

Za panowania dynastii Ming (1368-1644) chiński żeglarz Żeng He (w rzeczywistości był chyba muzułmaninem z grupy Huej) opłynął prawie całą Afrykę. Chińczycy nie skolonizowali jednak wtedy Czarnego Lądu. Zrobili to za nich inni. Dziś jakby powoli przymierzali się do nadrobienia zaległości sprzed kilkuset lat. Chiny poszukują impulsu do dalszego wzrostu gospodarczego poza granicami państwa. Polityka zagraniczna Pekinu jest podporządkowana temu celowi. Przywódcy partyjni nazywają tę doktrynę "pokojowym wzrostem". Odbywa się to z kilku przyczyn. Po pierwsze wynika to z potrzeb dynamicznie rozwijającej się chińskiej gospodarki i w poszukiwaniu tanich surowców Afryka okazała się najkorzystniejszym regionem. Po drugie Chiny jako nuklearne mocarstwo systematycznie buduje swoje sfery wpływów. Po trzecie Afryka jest dobrym rynkiem zbytu na chińskie produkty. Po czwarte ekonomiczne wpływy Chin oddziaływają obecnie na cały świat, a „zapomniana” Afryka nie jest w tym przypadku wyjątkiem. Z jednej strony jest to komplementarny układ między dynamicznie rozwijającymi się Chinami, a zacofaną w większości państw Afryką, z drugiej strony jest to budowanie sobie strefy wpływów przez nowe mocarstwo. Nieprawdą jest , że gospodarka Chin rozwija się przede wszystkim dzięki inwestycjom zagranicznym . Stanowią one bowiem jedynie kilkanaście procent ogółu inwestycji, a Chiny zajmują dopiero 38 miejsce na 60 krajów ujętych w klasyfikacji atrakcyjności inwestycyjnej według Economist Intelligence Unit w roku 2003. Wbrew obiegowym opiniom eksport nie jest jedynym motorem gospodarki Chin - niewiele wolniej od średniej rozwijają się również te prowincje kraju, które mało eksportują. Wzrost gospodarczy w Chinach opiera się głównie na wewnętrznym rozwoju gospodarczym, aktywizacji zawodowej, taniej sile robocze, tanim surowcom, dużej skali produkcji wynikającej z rynku zbytu i inwestycjach publicznych. Szczególną rolę odgrywa tania siła robocza i tanie surowce, które są głównym punktem zainteresowań Chin Afryką. Od kiedy Chiny w 1993 r. z eksportera ropy naftowej i gazu zamieniły się w importera tych surowców, zainteresowanie Pekinu różnymi regionami świata ma coraz wyraźniejszy związek z potrzebą dostępu do źródeł surowców - nośników energii. Dynamikę chińskich inwestycji i zaangażowania w sferze surowcowej najlepiej można prześledzić w Afryce, która zaspokaja już jedną trzecią zapotrzebowania ChRL na ropę. Pekin dawno porzucił tu ideologiczną retorykę, ale w afrykańskich stolicach mówi się o szczególnym "chińskim sposobie robienia biznesu". Jego podstawą jest deklarowane przez Pekin "nie ingerowanie w sprawy wewnętrzne państw afrykańskich", co oznacza inwestycje także w krajach rządzonych przez dyktatorskie reżimy, w jawny sposób gwałcące prawa człowieka. Afryka, z różnych względów porzucona lub zaniedbywana przez Zachód, staje się terenem ekspansji Państwa Środka. Chińską ekspansję ułatwia "pragmatyzm", wyrażający się w mniej rygorystycznym w porównaniu z firmami zachodnimi podejściu do zasad przejrzystości w handlu i transakcjach finansowych (czytaj: korupcji) czy przepisów o ochronie środowiska. Dla Chin Afryka to przede wszystkim ogromny kontynent, trzy razy większy i mniej zaludniony niż Chiny, a co najważniejsze, bogaty właśnie w surowce mineralne. Śmiałe poczynania chińskiego biznesu zyskują wsparcie polityczne ze strony władz chińskich. Odkąd skończyła się „Zimna Wojna” Chiny widziały w Afryce kluczowego sprzymierzeńca w walce z USA, szczególnie w ONZ. Co więcej chciały powstrzymać nawiązywanie kontaktów z krajami afrykańskimi przez Tajwan i dążyły do przejęcia jego partnerów handlowych. W drugiej połowie 1995 roku władze chińskie skutecznie agitowały kraje zachodniej Afryki – każde z 15 afrykańskich państw, których to dotyczyło, przyjęło delegacje azjatyckiej potęgi. Podpisano wiele dwustronnych umów handlowych, udzielono wielu pożyczek, zapowiedziano liczne inwestycje. Spotkania na szczeblach rządowych się odbywały, jednak temat głosowania na sesjach ONZ nie był oficjalnie poruszany. Mimo to chiński lobbing zaowocował poparciem przez państwa afrykańskie stanowiska ChRL w kluczowych głosowaniach drugiej połowy lat 90. Europa czy USA nie pokusiły się na tego typu kroki. Chiny do dnia dzisiejszego szukają w Afryce międzynarodowego poparcia dla ich działalności oraz dla reform, których ich zdaniem wymagają ONZ i międzynarodowe instytucje finansowe i ekonomiczne. Odwołują się na przykład do problemu zwiększenia reprezentacji i zdolności decyzyjnej Afryki w społecznościach ogólnoświatowych. Państwa afrykańskie i ChRL wspierają się też wzajemnie na forum Komisji Praw Człowieka ONZ, wspólnie odrzucając skierowane przeciw sobie oskarżenia. Obecnie azjatycka potęga powoli przejmuje miejsce USA w kontaktach z krajami Trzeciego Świata. W latach 2002-2003 afrykańsko-chińskie obroty handlowe wciąż wzrastały, tym razem o 50%, do 18,5 miliarda USD. Wtedy specjaliści z Państwa Środka oczekiwali, że do 2006 osiągną one 30 miliardów USD. W rzeczywistości kwotę tą prawie podwoiły. Podczas gdy obroty amerykańsko-afrykańskiego handlu w 2004 roku wynosiły 44,5 miliarda USD, a tylko 10% importowanej przez USA ropy pochodzi z Afryki. Natomiast Chiny jako drugi (po USA) importer ropy na świecie ma swoje interesy w Sudanie, Czadzie, Nigerii, Angoli i Gabonie. Jakbyśmy nie nazwali aktywności chińskiej w regionie, potęga azjatycka w zamian oczekuje przede wszystkim dostępu do relatywnie tanich zasobów energetycznych – są one niezbędne prężnej gospodarce Chin, która co roku odnotowuje 10% wzrost.. To właśnie jej najbardziej na świecie brakuje ropy. Dyplomacja azjatyckiej potęgi rozwija te kontakty, które mogą zaowocować pozyskaniem deficytowego surowca. W tym celu została zgromadzona rezerwa walutowa w wysokości 600 mld USD. Chińczycy wręcz szastają pieniędzmi. W wielu przypadkach oferują dużo wyższe ceny niż koncerny zachodnie. A beneficjentami są najczęściej rozbójnicze, autorytarne reżimy. Nie wahają się zawierać umów z najbardziej niestabilnymi państwami – z Sudanem, gdzie trwa ludobójstwo, z ogarniętą chaosem i biedą Angolą, z rządzonym przez nieobliczalnego dyktatora Zimbabwe. Potęga azjatycka chroni te kraje przed presją Zachodu, naciskiem na przeprowadzanie reform i demokratyzację. Niektórzy eksperci mówią o agresywnej polityce naftowej Pekinu, która może wywołać poważny konflikt z państwami zachodnimi czy Japonią. Jednym z głównych kierunków chińskich działań na arenie międzynarodowej, obok powstrzymywania amerykańskiej hegemonii oraz budowy roli lidera w Azji, jest dążenie do wzmocnienia ładu wielobiegunowego. Założenia polityki zagranicznej ChRL opierają się więc na zasadach wielobiegunowości, wielotorowości, wielowarstwowości i wielopoziomowości. Po odrzuceniu ideologicznej retoryki Chiny pragną być postrzegane jako kraj odpowiedzialny, stabilny, przewidywalny i „niearogancki”. Według strategicznych planów ChRL dopiero w 2050 r. osiągnie stopień częściowo rozwiniętego kraju. Na drodze ku temu celowi stoi jednak, obok innych, poważny problem zapewnienia dostaw surowców oraz rynków zbytu dla własnych produktów. Pekin stara się przekuć obecny sukces gospodarczy na narzędzie, które w przyszłości pomoże usunąć takie przeszkody, a współpraca z państwami rozwijającymi się stanowi tego doskonały przykład. Na kontynencie afrykańskim Chińczycy nie ograniczają się tylko do importu surowców, eksportu żywności czy swoich towarów, lecz hojnie umorzają długi i udzielają pożyczek.
W 2000 roku Pekin utworzył Forum Współpracy Chiny-Afryka (China-Africa Cooperation Forum). Forum przybrało formę spotkań na poziomie ministerialnym, które służyło jako platforma do rozwoju handlu i inwestycji z 44 państwami afrykańskimi. Przekształcenie go w 2006 r. w spotkanie głów państw oraz zaproszenie do Pekinu 48 z 53 krajów Afryki podniosło jego rangę i dało wyraźny sygnał o wadzę jaką nadał Pekin wzajemnej współpracy.
Powody chińskiego zainteresowania Afryką wynikają z nadażającej się szansy wykorzystania własnego potencjału ekonomicznego na w części świata, zwanym często „zapomnianym kontynentem”. Po pierwsze, chińska gospodarka, która rośnie w tempie 10 proc. rocznie, potrzebuje surowców energetycznych. Obecnie jedna trzecia chińskiego importu ropy naftowej pochodzi z Afryki. W sytuacji gdy jej ceny biją kolejne rekordy, podstawowym interesem staje się zagwarantowanie dostaw. Afrykańscy eksporterzy, tj. Angola, Czad i Gwinea Równikowa, Nigeria i Sudan korzystają więc z koniunktury. Po drugie, ChRL traktuje obecną współpracę jako długafalową inwestycję – swoją aktywnością chcą zapewnić sobie mocną pozycję na rynku afrykańskim w przyszłości. Obecnie wprawdzie siła nabywcza społeczeństw kontynentu afrykańskiego pozostaje niewielka jednak w przysłości, również za sprawą chińskich inwestycji, sytuacja może ulec poprawie. Zapewniwszy sobie uprzywilejowaną pozycję, Chińczycy zyskają dostęp do ogromnego rynku zbytu.
Współpraca gospodarcza i udzielana pomoc sprzyja budowaniu pozycji politycznej jako faktycznego przywódcy państw rozwijających się. Tym samym Pekin nawiązuje do w jakiś sposób do swej roli w ruchu państw niezaangażowanych z okresu zimnej wojny, z tą różnicą, że obecnie jego aktywność ma odmienny, bo ekonomiczny, charakter.
Europa i Stany Zjednoczone z rosnącym niepokojem obserwują aktywność Chin w Afryce. Podstawowym problemem wydaje się różnica w udzielaniu pomocy, bowiem podczas gdy Europejczycy i Amerykanie domagają się rozliczania dotacji, Pekin do tego nikogo nie zobowiązuje. Inną sprawą pozostaje różnica w wymogach stawianych przed rządami afrykańskimi. Zachód stara się promować demokrację i prawa człowieka. Chiny natomiast nie ingerują w wewnętrzną politykę swoich beneficjentów.
W Afryce pojawiają się obawy, że stanie się ona kolonią Chińskiej Republiki Ludowej. Także zachód twierdzi, że Chiny chcą zdobyć kontrolę nad afrykańskimi surowcami, oferując korzystne kredyty. Jednak chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych uspokaja afrykańskich polityków hasłem: Afryka potrzebuje Chin i Chiny potrzebują Afryki. Chińska polityka wobec Afryki ukazuje jeden z jej aspektów: wybiórczość w stosowaniu różnych środków w zależności od celów. W zasadzie nie powinno to budzić zdziwienia, bowiem Pekin kieruje się własnym interesem, a Zachód, krytykowany na świecie za stosowanie podwójnych standardów, nie może już jak niegdyś potępiać takiego postępowania. Natomiast w zamian za kredyty i bezzwrotną pomoc Pekin może liczyć na poparcie Afryki na arenie międzynarodowej np.: chińskiego stanowiska w Radzie Bezpieczeństwa ONZ oraz kwestii tajwańskiej.
Państwo Środka dobrze się czuje w roli przyjaciela pomagającego zależnemu politycznie i ekonomicznie kontynentowi (głównie Republice Środkowoafrykańskiej, Erytrei, Ugandzie). Pozycja Afryki jest w kontaktach z Chinami pozycją podrzędną. Mimo to, ukłony Chin w kierunku Afryki były i są witane z entuzjazmem, przede wszystkim w wyniku pomijania kontynentu afrykańskiego w dziedzinach gospodarczych i politycznych przez resztę świata. Chiny zaoferowały Afryce udzielanie wskazówek w drodze do uzdrowienia ich gospodarki, umorzyły jej długi, uczestniczyły w misjach pokojowych w Liberii. Wydawałoby się, że dokładają wszelkich starań, żeby pomóc tej biednej części świata. Jednak ich zaangażowanie w kryzysie sudańskim po stronie militarnego reżimu przeczy chęci pomocy przy wychodzeniu z odosobnienia gospodarczego. Ponadto bliskie kontakty Pekinu z innymi afrykańskimi reżimami, które charakteryzują się naruszaniem praw człowieka – takimi jak Zimbabwe i Algieria – nie sprzyjają interesom demokratycznych społeczeństw w Afryce. Samo „Państwo Środka” jest ciągle krajem totalitarnym i nieustanny niedobór ropy może wywołać zimną wojnę naftową, jak mówi prof. Michael Economides z Uniwersytetu w Houston.

wtorek, 22 kwietnia 2008

Chińskie inwestycje w państwach afrykańskich

, 3. CHIŃSKIE INWESTYCJE W PAŃSTWACH AFRYKAŃSKICH
Chiny energicznie i zdecydowanie rozszerzają swoje wpływy w Afryce. Wkraczają nawet do regionów, gdzie zachodnie firmy boją się działać. Ekspansja ta cieszy się poparciem chińskiego rządu i dokonywana jest głównie przez państwowe giganty. Do niedawna Chińczycy byli na dalszym planie wśród partnerów handlowych Afryki, a dziś wyprzedzili już Wielką Brytanię i uplasowali się w czołówce tuż za Stanami Zjednoczonymi i Francją[1].
Chińskie firmy inwestują m.in. w przemysł wydobywczy, elektroenergetyczny, budownictwo, telekomunikację, przeróbkę metali i drewna. Drogi, mosty i tamy budowane przez chińskich inwestorów, powstają znacznie niższym niż dotąd kosztem, posiadają dobrą jakość, a czas realizacji takich przedsięwzięć jest wielokrotnie krótszy niż dotychczas. Chińczycy inwestują w różnych miejscach, nawet takich, które na Zachodzie są uważane za mało dochodowe. W rezultacie, zamknięte niegdyś kopalnie miedzi w Zambii wznowiły wydobycie tego metalu. Ponownie uruchomiono dawno opuszczone szyby naftowe w Gabonie. Gabon, państwo tradycyjnej dominacji biznesmenów znad Sekwany, stanowi dziś istotny cel chińskiego biznesu. Chińczycy stawiają tam budynki administracyjne, szpitale, szkoły i zakłady przemysłowe. Imponujące wystroje budynków rządowych z marmurów i cennych drzew egzotycznych zawsze już będą przypominać gabońskim politykom o chińskiej potędze gospodarczej. Działania chińskiego biznesu otrzymują wsparcie w postaci przemyślanej polityki ze strony własnego państwa, które również angażuje się w projekty gospodarcze w Afryce. Około 500 inwestycji drogowych jest kierowanych przez państwowe przedsiębiorstwo China Road and Bridge Corporation, co zapewnia kontrakty dla ponad 40 chińskich firm z tej branży. Ważne dziś regiony aktywności chińskiej to: Etiopia (przemysł telekomunikacyjny), Kongo (kopalnie miedzi), Kenia i Nigeria. W Kenii Chińczycy wyremontowali drogę między Mombassa i Nairobi, a dla Nigerii umieścili na orbicie pierwszego satelitę telekomunikacyjnego. Bardzo obiecująco rozwija się współpraca z Republiką Środkowoafrykańską, gdzie Chińczycy inwestują w budownictwo mieszkaniowe oraz obiekty sportowe. Wybudowano tu także fabrykę chińskich rowerów.
Poczynania gospodarcze chińskich przedsiębiorstw głęboko przeobrażają Afrykę. W czasach, gdy biali farmerzy dominowali w rolnictwie w Zimbabwe, tytoń sprzedawano na międzynarodowych aukcjach. Dziś na takich aukcjach panuje błogi spokój, ponieważ tytoń trafia bezpośrednio do Chin, jako spłata kredytów z chińskich banków, zaciąganych na inwestycje w bankrutujące przedsiębiorstwa państwowe. Podczas gdy rolnictwo Zimbabwe bankrutuje, Chińczycy przejmują ziemię od rządu tego kraju, skonfiskowaną niegdyś białym farmerom. Chińczycy nie zapominają także o nader specyficznych i tradycyjnie kontrowersyjnych obszarach możliwej aktywności gospodarczo-politycznej. Nie od dziś wiadomo, że Afryka stanowi także doskonały rynek zbytu sprzętu wojskowego. W latach 90., podczas wojny w Erytrei, Chiny sprzedały tu uzbrojenie za ponad 1 mld dolarów. W dalszym ciągu są zaangażowane w handel uzbrojeniem z Zimbabwe i Republiką Środkowoafrykańską. Sprzedaż broni bez wątpienia umacnia więzi z politycznymi liderami tych krajów, lecz celem tych działań jest także ochrona interesów chińskich w Afryce.
Jednak zauważalna aktywność chińska w Afryce musi rodzić także pewne problemy. Gdy w 2004 r. deficyt obrotów handlowych RPA z Chinami, osiągnął kwotę 400 mln dolarów, wezwano do bojkotu chińskich produktów, których import był przyczyną wzrostu bezrobocia. Ten sam problem pojawił się także w innych krajach, np. Senegalu, gdzie import taniego chińskiego obuwia stanowił poważne zagrożenie dla miejscowej produkcji. Dokonując oceny chińskiej ekspansji gospodarczej na kontynencie afrykańskim nie sposób nie zauważyć, że proces ten jest głęboko przemyślany, konsekwentnie realizowany i na ile to możliwe - wspierany przez państwo. Chiny budują stosunki z Afryką poprzez dostarczanie jej zintegrowanego pakietu pomocy, która kreuje warunki udziału w rynku afrykańskim chińskim firmom na długie lata. Nieodparcie nasuwa się wniosek, że Chiny postępują właściwie według opracowanej przez Zachód strategii ekonomicznej wobec biednych państw, polegającej na zgrabnym połączeniu eksploatującego biznesu z pomocą socjalną. W celu wsparcia interesów chińskich przedsiębiorstw w Afryce, Chiny umorzyły łącznie 10 mld dolarów długów krajom tego regionu, wysyłają lekarzy i przyjmują tysiące studentów i pracowników afrykańskich na uniwersytety i szkolenia w Chinach.
Całkiem niedawno Chiny wysłały nawet do Afryki siły pokojowe i obserwatorów wyborów. Jednocześnie dostarczają sprzęt wojskowy do Zimbabwe i Sudanu w sytuacji, gdy inni dostawcy objęci są embargiem. Po wojnie domowej w Angoli Chińczycy odbudowują słynną linię kolejową wiodącą w głąb Czarnego Lądu ku złożom surowców mineralnych z portu w Bengueli oddaną do użytku jeszcze w 1920 roku.
Od początku tej dekady wymiana handlowa pomiędzy Chinami i Afryką zwiększyła się niemal czterokrotnie. W 2005 roku jej wartość podskoczyła o 36 proc. do prawie 40 mld dol. Mniej więcej połowa chińskiego eksportu to maszyny, elektronika i najnowsze technologie. Dziesiątki tysięcy Chińczyków przeprowadziło się do Afryki, aby pracować w takich krajach jak Etiopia, Botswana czy Sudan. Nawet ruch turystyczny przybrał na sile - w ubiegłym roku podwoił się[2].
[3] „Chiny walczą z Zachodem o surowce Afryki”, 2006-11-04, http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34183,3718116.html.

Ekonomiczne efekty chińskiej ekspansji w Afryce.

Dzięki tanim surowcom z Afryki chińczycy odcinają kupony od wielkich inwestycji w swój przemysł, w tym szczególnie motoryzacyjny. W pierwszym kwartale 2007 roku po raz pierwszy w dziejach Chiny zostały drugim eksporterem części samochodowych do USA, spychając z tej pozycji Niemcy. Przez pierwsze trzy miesiące tego roku Chiny wyeksportowały do USA części samochodowe za 1 mld 936 mln dol., o wartości 27,4 proc. większej niż w porównywalnym okresie 2006 roku.[1] Po raz pierwszy Chińczykom udało się przebić Niemcy, które wysłały do USA części samochodowe warte o 2 mln dol. mniej niż z Chin. Powyższy przykład jest wynikiem tego, że oprócz taniej siły roboczej Chiny mają dzięki ekspansji w Afryce dostęp do tanich surowców i pozyskiwanych na korzystnych warunkach ( a właściwie na warunkach przez siebie ustalonych). Długofalowo będzie miało to wielostronne konsekwencje, nie tylko gospodarcze. Co prawda, jeszcze liderem w eksporcie części samochodowych do USA pozostaje Japonia, skąd w pierwszym kwartale 2007 roku Amerykanie sprowadzili podzespoły do aut za 3,57 mld dol. Ale USA nie są jedynym rynkiem eksportu Chin. W międzynarodowym handlu częściami samochodowymi Pekin już notuje nadwyżkę. W pierwszym kwartale eksport chińskich części samochodowych wyniósł 3,6 mld dol. i był o 34,8 proc. większy niż w 2006 roku, podczas gdy import wyniósł 3,5 mld dol. (wzrost o 25,9 proc.). Dzieje się tak mimo gwałtownego wzrostu produkcji i sprzedaży aut w Chinach. W 2006 roku ze sprzedażą 7,2 mln samochodów osobowych i ciężarowych Chiny zostały drugim po USA rynkiem samochodowym świata. Możliwość ekspansji na inne rynki jest stworzona chińskim firmom dzięki tanim surowcom. Powyższe zjawiska gospodarcze pozwalają z kolej Chinom na dokonanie oszczędności w ograniczaniu dopłat do eksportu. Nowe zarządzenie chińskiego ministerstwa finansów w tym zakresie weszło w życie 1 lipca 2007 roku. Z tą datą Chiny wyeliminowały lub ograniczyły dopłaty eksportowe do 2800 artykułów, czyli do 37 proc. eksportu. To równolegle pozwala eliminować zarzuty, że faworyzują swych eksporterów dopłatami i sztucznie zaniżonym kursem juana. Z tego powodu rośnie nierównowaga w handlu światowym, rynki są zalane tanim chińskim eksportem, a firmy zachodnie bankrutują. Bombardowane żądaniami uwolnienia juana, ale i zaniepokojone rosnącym na świecie protekcjonizmem, postanowiły działać. Zgodnie z decyzją resortu skończą się dopłaty do eksportu 557 rodzajów produktów "energo- i surowcochłonnych", przede wszystkim cementu i nawozów sztucznych. Eksporterzy 2268 innych produktów, "z którymi związane są spory handlowe", nie mogą już liczyć jak dotąd na 8-17 proc. dopłaty, lecz jedynie na 5-11 proc. Chodzi m.in. o zabawki, ubrania, motocykle i wyroby stalowe. Jednak nawet bez dopłat przewaga Chin pozostanie ogromna - według prognoz na rok 2007 zakończą one rekordową nadwyżką handlową - 400 mld dol. Ta sytuacja stwarza możliwość oddziaływania chińskich polityków na sytuację na międzynarodowych rynkach, czego przykładem jest fakt, że Chiny skrytykowały nowe amerykańskie przepisy dotyczące eksportu produktów zaawansowanych technologicznie do Chin. Departament Handlu USA ograniczył eksport kolejnych 20 produktów i związanych z nimi technologii i programów komputerowych. Umieścił na liście takie, które "mogą się przyczynić do modernizacji armii chińskiej". Ich sprzedaż będzie wymagała specjalnej licencji. Chodzi m.in. o elektronikę lotniczą, lasery i pewne rodzaje wyposażenia komunikacji-kosmicznej.[2] Jak z powyższych przykładów widać na penetracji Afryki to przede wszystkim korzysta chińska gospodarka. Co prawda, Chińczycy już od pewnego czasu próbują nieco ostudzić gospodarkę, ale na razie na niewiele to się zdaje. W 2007 roku stopy procentowe w Chinach trzy razy szły do góry. Rząd wprowadził też ograniczenia przy inwestowaniu w nieruchomości, ale te i tak wzrosły w I kw. prawie o 27 proc. w porównaniu z I kw. 2006 r. Dodatkowo Chińczycy próbują zmniejszyć ogromną nadwyżkę w handlu m.in. poprzez likwidację zezwoleń importowych na niektóre produkty czy obcięcie ulg podatkowych dla eksporterów. Ostro w tej sprawie naciskają Stany Zjednoczone, które w zeszłym roku miały w handlu z Chinami rekordowy deficyt w wysokości 232,5 mld dol. Na wieść o tak szybkim wzroście gospodarczym i rosnącej inflacji główny indeks na giełdzie w Szanghaju spadł o 4,5 proc. - Inwestorzy obawiają się kolejnych kroków chłodzących gospodarkę. Dzięki powyższym zjawiskom Chińczycy mają możliwość kontynuowania własnej drogi rozwoju. Nie zachodzi konieczność szybkiej prywatyzacji, deregulacji i liberalizacji w celu usilnego pozyskiwania kapitału z zewnątrz. Ten kapitał widząc korzystne zjawiska w chińskiej gospodarce sam zabiega o możliwości lokowania własnych inwestycji na chińskim rynku. Chiny podejmując autonomiczną drogę przemian i tym samym unikając pogorszenia się prawie wszystkich wskaźników ekonomicznych i socjalnych tworzą system gospodarczy według własnych koncepcji.. Wzrost gospodarczy w Chinach opiera się głównie na wewnętrznym rozwoju gospodarczym, aktywizacji zawodowej i inwestycjach publicznych. Władze korzystają z mechanizmów funkcjonujących w Chinach, które pozwalają przyciągać firmy zagraniczne z korzyścią dla społeczeństwa. Przykładowo warunkiem dopuszczenia zagranicznych przedsiębiorców na teren Chin jest to, że przez najbliższe siedem lat wykształcą oni chińskich pracowników - od najniższego szczebla po szefa całego zakładu. Następnie ta wykształcona i fachowo przygotowana kadra jest wykorzystywana w chińskiej ekspansji na międzynarodowych rynkach w tym szczególnie w Afryce. Ponadto władze chińskie przejmują część kontroli nad firmami zagranicznymi, które u nich inwestują. Obcy kapitał jest więc zobowiązany do świadczenia usług obywatelom chińskim i bez nich nie ma on wstępu na tamtejszy rynek. Jednym z głównych założeń chińskiej strategii jest utrzymanie dwóch ścieżek rozwojowych w postaci sektora przedsiębiorstw publicznych i sektora firm prywatnych. Generalnie podstawą polityki chińskiej odnośnie sektora publicznego jest jego stopniowa, odgórna modernizacja. Chińska gospodarka wzrosła w 2008 roku 10,6 procenta w pierwszym kwartale, w porównaniu z trzema miesiącami zeszłego roku. Jest to dobry wynik biorąc pod uwagę mroźną zimę i poważne zakłócenia w dostawie prądu zarówno w styczniu jak i lutym.
Wzrostowi PKB już od wielu miesięcy towarzyszy nieodmiennie wprowadzanie dalszych obostrzeń w zakresie polityki monetarnej. Po opublikowaniu tych danych bank centralny ChRL podniósł stopy depozytowe dla banków komercyjnych o 0,5 punktu procentowego do poziomu 16 procent. Jest to 16 z kolei podwyżka od połowy 2006 roku. Pierwszy kwartał 2008 w porównaniu z zeszłym rokiem przyniósł wolniejsze tempo wzrostu. W 2007 roku w kolejnych kwartałach odnotowano wzrost na poziomie: 11,1; 11,9; 11,5; 11,2 procent w stosunku do analogicznych okresów w 2006. Tegoroczne oczekiwania stawiano poniżej osiągniętego wyniku, ze względu na surową zimę, spadek zapotrzebowania na eksport, oraz obniżenie dynamiki globalnego rynku. Dobre wiadomości o wzroście gospodarczym były jednak umiarkowane biorąc pod uwagę ciągle wysoką inflację, która w marcu wyniosła 8,3 procenta. Jest już pewne, że rządowy plan utrzymania podwyżek cen na poziomie 4,8 procenta jest poza zasięgiem. Warto też podkreślić, że Chiny skutecznie łączą industrializację z informatyzacją, przeznaczając na badanie i rozwój ponad 70 mld dolarów rocznie, mając ponad 800 tysięcy naukowców i prowadząc politykę szybkiego wprowadzania infrastruktury informacyjnej. Władza centralna bierze udział w implantacji nowych technologii i jest odpowiedzialna za ekonomiczną modernizację kraju. Mało kto przypomina, że makroekonomiczne planowanie, którego podmiotem jest państwo, stanowi oczywisty element funkcjonowania zdecydowanej większości krajów rozwiniętych. Obok dynamicznie rozwijającej się gospodarki w Chinach występują duże problemy społeczne. Ocena chińskiej polityki socjalnej musi być niejednoznaczna. Niestety od lat w Chinach rośnie rozwarstwienie społeczne i utrzymuje się masowa nędza (głównie na terenach wiejskich). Jednakże, mimo tych patologicznych zjawisk, chińska polityka, oparta na konwergencji państwa i rynku, przyniosła znaczące efekty, jeżeli chodzi o walkę z ubóstwem i poprawę jakości życia. Przykładowo w 1994 roku sześciolatki chińskie były wyższe o 4 cm i cięższe o 1-2 kg od swoich rówieśników w 1982 r. 1 maja 1996 roku wprowadzono w Chinach pięciodniowy tydzień i ośmiogodzinny dzień pracy. Pod względem takich wskaźników jak średnia długość życia albo poziom edukacji Chiny zajmują znacznie wyższą pozycję niż mógłby na to wskazywać poziom PKB na osobę. Szybka poprawa warunków życia w Chinach jest też niekiedy błędnie wykorzystywana przez entuzjastów globalizacji. W swoich diagnozach światowej gospodarki zwolennicy neoliberalnego kapitalizmu przywołują z satysfakcją dane, zgodnie z którymi w ostatnich latach zmniejszyła się skala nędzy na świecie. Jednak te pozytywne wskaźniki są prawie wyłącznie zasługą Chin. W latach 1980-2001 ilość ludzi żyjących poniżej 1 dolara w parytecie siły nabywczej dziennie zmniejszyła się w Chinach o 394 miliony, gdy tymczasem w pozostałych krajach świata wzrosła o 43 miliony. Zmniejszyła się też znacznie w Chinach liczba ludzi żyjących poniżej 2 dolarów - o 262 miliony. W tym samym czasie w Azji Południowej ilość biednych wzrosła o 238 milionów, w Afryce Subsaharyjskiej o 226 milionów. Razem bez Chin o ponad pół miliarda. Imponujące wskaźniki Chin odnośnie spadku ilości ludzi żyjących poniżej minimum ubóstwa są w kontekście oceny procesów globalizacji o tyle istotne, że w ciągu ostatnich 20 lat wzrosła stopa ubóstwa w krajach, które przyjęły neoliberalną ortodoksję (szczególnie w byłym Bloku Wschodnim), a spadła w kraju, który stawił jej zdecydowany opór. Zgodnie z chińską strategią te zakłady, które nie nadawałyby się do nowej gospodarki były odgórnie modernizowane i chronione tak długo, aż zaczęły powstawać nowe miejsca pracy. Trzeba było kontrolować ceny i prowadzić protekcjonistyczną politykę celną. Państwo mogło ingerować na rynku pracy i otoczyć parasolem ochronnym zagrożone ubóstwem grupy społeczne. Trzeba obiektywnie stwierdzić, że Chiny nie są jedynym państwem, które w tak długim czasie osiągnęło tak szybki wzrost PKB. Japonia w latach 1953-73 rozwijała się w równie ekspresowym tempie 9,2 % rocznie. Cała grupa mniejszych państw od Korei Płd. po Indonezję, określanych mianem azjatyckich tygrysów, przez wiele lat (z wyjątkiem kryzysowego roku 1997) mogła pochwalić się podobnym wzrostem PKB. Nie zapominajmy też o ćwierćwieczu szybkiego rozwoju państw zachodnioeuropejskich po II wojnie światowej. Przykładowo wzrost PKB RFN w latach 1953-73 wynosił średnio 5,5 %, Francji i Włoch - 5,3%. Rozwój Chin w dużej mierze generowany jest w wyodrębnionych specjalnych strefach ekonomicznych. W najważniejszej z nich, Shenzhen, wzrost sięga 16 % rocznie. Strefa zajmuje tylko pół procent powierzchni kraju, ale to tam tworzone jest aż 10 % chińskiego PKB i 33 % produkcji eksportowej. Chińska transformacja, polegająca na forsownej industrializacji przy daleko idącej ingerencji państwa, jest metodą sprawdzoną w innych państwach Zachodnioazjatyckich.. Podobną drogą podążały wcześniej z sukcesem Japonia, Korea Płd. czy Malezja. W 1992 roku weszła w życie ustawa obligująca przedsiębiorstwa państwowe do przystosowania się do mechanizmów rynkowych. Przyznano im prawo decydowania o imporcie i eksporcie, inwestycjach, negocjacjach z partnerami zagranicznymi, prowadzących do utworzenia joint ventures oraz o zatrudnieniu i zwalnianiu pracowników. Przedsiębiorstwa te mogą ponadto zadecydować o tym, kiedy ogłosić upadłość. Rok później pierwsze chińskie przedsiębiorstwa państwowe, w tym huty, rafinerie i stocznie, sprzedawały swoje akcje na giełdzie w Hongkongu. Rząd uwolnił również ceny 593 surowców oraz komponentów do produkcji przemysłowej. Gwałtowna industrializacja nie zmienia faktu, iż w 1998 roku 65 % ludności pracowała w rolnictwie. Tym, co wyróżnia chińską gospodarkę jest ciągle znaczący udział sektora państwowego. Z innych źródeł wynika, że w 1992 roku przedsiębiorstwa państwowe wytwarzały 46 % całości produkcji chińskiego przemysłu; był to więc wskaźnik zbliżony do zachodnioeuropejskich po fali powojennych nacjonalizacji. W 1978 roku funkcjonowało zaledwie 140 tysięcy prywatnych zakładów. W 1991 ich liczba wzrosła do 14, 3 mln. W rękach prywatnych są już nawet kopalnie złota. We wspólnych przedsięwzięciach przedsiębiorstw państwowych i podmiotów zagranicznych, większościowe udziały mają często te drugie. Jeszcze na początku lat 90. Chiny obniżyły cła na 3400 grup towarów importowanych. 11 grudnia 2001 roku - po 10 latach starań - Chiny zostały przyjęte do WTO. Od dziś nie ma już drogi powrotu - obwieścił narodowi organ KPCh "Renmin Ribao". Szef VW, Bernd Pischetsrieder przepowiadał, że będzie to miało "dla Chin takie same konsekwencje, jakie dla NRD zburzenie muru berlińskiego". Zgodnie z postanowieniami porozumienia Chiny zobowiązały się, że w ciągu 5 lat otworzą większość swojego miliardowego rynku na produkty zagraniczne, zaś przedsiębiorstwa z całego świata będą mogły inwestować w telekomunikacji, bankach, ubezpieczeniach, a nawet w mass mediach, do tej pory ściśle kontrolowanych przez państwo." Szczególnie niepokojąco wygląda pod tym względem sytuacja na Czarnym Kontynencie, gdzie wraz z wzmożeniem wzajemnych kontaktów deficyt handlowy Afryki bardzo się zwiększył. W 2004 r. wzrost chińsko-afrykańskich obrotów handlowych wyniósł 60 proc. W tym samym roku, chińskie bezpośrednie inwestycje w Afryce wynosiły 900 mln dolarów, co stanowiło 6 proc. wszystkich światowych inwestycji na tym kontynencie. Na naszych oczach Chiny stają się trzecim po USA i Francji partnerem handlowym Afryki. W ostatnich latach odnotowujemy przyrost obrotów chińsko-afrykańskich na poziomie 50 - 60 proc. rocznie. Śmiałe poczynania chińskiego biznesu zyskują wsparcie polityczne ze strony władz chińskich. Znaczącym ograniczeniem tej dynamiki są konflikty na kontynencie afrykańskim. Bardzo częste jest patrzenie na afrykańskie konflikty przez pryzmat motywów religijnych, politycznych czy etnicznych. Mówi się wtedy o kolonialnej przeszłości państw afrykańskich i ich społeczno-politycznym niedorozwoju. To bardzo wygodne podejście, gdyż pozwala szukać winnych jedynie w „dzikiej Afryce”. W rzeczywistości jednak afrykańskie konflikty mają swe przyczyny również, a czasem przede wszystkim w zwyczajnej żądzy zysku, która często ma swe korzenie w naszym „cywilizowanym” zachodnim świecie. [3]Innym niezwykle istotnym problemem jest pozbawiona jakichkolwiek sentymentów ekspansja polityczna ChRL w Afryce, owocująca zwiększającą się zależnością polityczną wielu państw afrykańskich względem Pekinu i umacnianiem się lokalnych reżimów.
Mimo tak dynamicznie rozwijających stosunków chińsko-afrykańskich to trzeba obiektywnie przypomnieć, że „eksport nie jest jedynym motorem gospodarki Chin". Przed wejściem do WTO stanowił on 3,8 % ogólnoświatowego eksportu. Przewiduje się jednak, że wkrótce może on osiągnąć poziom 20 %. Od 1 stycznia 2008r., kiedy wygasła globalna konwencja o kwotach eksportowych tekstyliów, chińskie wyroby zaczęły wręcz zalewać świat. "Chiny staną się największą fabryką świata" - triumfował przedstawiciel jednego z niemieckich koncernów w Pekinie. Jeśli ta prognoza się sprawdzi, uprzemysłowione państwa czekają ciężkie czasy. Likwidacja i przenoszenie tysięcy miejsc pracy z UE, USA i Japonii do Chin już następuje. Swoje fabryki wybudowały tam niemal wszystkie wielkie korporacje m.in. VW, BMW, Hewlett-Packard, BASF, Matsushita, Sharp. Tylko Toshiba posiada w Chinach aż 40 zakładów. Shell właśnie kończy największą pojedynczą inwestycję zagraniczną: wart 4 mld dol. kompleks petrochemiczny. W 2007 r. ulokowano w Chinach łącznie ponad 150 mld dol. Obok gigantów przenoszą produkcję do Chin średnie i całkiem małe firmy. Główną przyczyną tych zjawisk są nieprzebrane i niezwykle tanie zasoby siły roboczej. Przeciętna płaca chińskiego robotnika wynosi zaledwie 1100 dol. rocznie. Wypadki przy pracy, niezapłacone nadgodziny, oszustwa są na porządku dziennym. Dziesiątki krajów rozwijających się, w tym szczególnie afrykańskie żywią podobne obawy jak bogata Północ. Nigdy bowiem nie będą w stanie nawet w przybliżeniu zaoferować porównywalnych wielkości rynków, nakładów i zasobów taniej siły roboczej. Tysiące zakładów produkcyjnych czeka radykalna reorganizacja i pogorszenie warunków pracy i płacy, bądź przegrana w walce z chińską konkurencją. 30 mln miejsc pracy jest bezpośrednio zagrożonych. Chiny przyciągnęłyby z pewnością jeszcze więcej zagranicznych inwestycji, gdyby nie np. korupcja, która - mimo drakońskich kar jest plagą chińskiej gospodarki. W tej kategorii Chiny plasowały się w 2001 roku na 58. miejscu w świecie, między Salwadorem a Ghaną.
Organizowane coraz częściej w Pekinie rządowe spotkania na szczycie przedstawicieli państw afrykańskich bez wątpienia służą rozwojowi doskonałych stosunków gospodarczych. Przy okazji wizyty podliczono, że obroty handlowe między państwami afrykańskimi a ChRL wzrosły od 2001 r. pięciokrotnie, osiągając 55,5 miliarda dolarów w roku ubiegłym. Celem strategicznym Pekinu jest – jak zapowiedział na listopadowym szczycie premier Wen Jiabao – osiągnięcie wzajemnej wymiany rzędu 100 miliardów dolarów w roku 2010. Dla Kenii, RPA i Ghany – nie posiadających surowców o strategicznym znaczeniu dla Chin – lawinowo rosnący deficyt handlowy z Państwem Środka jest już dziś poważnym problemem dla budżetu. I może o to chodzi. Stać się głównym wierzycielem Afryki. A potem ją zacząć powoli wykupywać po kawałku.
Dla każdego uważnego obserwatora jest dziś oczywiste, że chiński biznes w poważnym stopniu zagroził europejskiej dominacji na tym kontynencie. Chiny są największym zagrożeniem dla stabilności w świecie - tak wynika z sondażu przeprowadzonego w pięciu największych państwach Unii na zlecenie dziennika "Financial Times". Na Pekin wskazało 35 procent respondentów z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Hiszpanii. Chiny zdetronizowały w sondażu USA. Jeszcze w ubiegłym roku właśnie Stany Zjednoczone były największym zagrożeniem dla jednej trzeciej Europejczyków. Wizerunek Chin na Starym Kontynencie pogarsza się, a wpływ na zmianę nastawienia miały zapewne niedawne wydarzenia w Tybecie i krwawe stłumienie antychińskich demonstracji.
[1]„ Shanghai Securities News" 10.04.2007.
[2]Gazeta.pl - Chiny chcą być globalnym inwestorem (21-05-07, 12:00)

[3] Małgorzata Piasecka: Nigeria - wojna o czarne złoto, redakcja.psz.pl, 06.02.2006