Za panowania dynastii Ming (1368-1644) chiński żeglarz Żeng He (w rzeczywistości był chyba muzułmaninem z grupy Huej) opłynął prawie całą Afrykę. Chińczycy nie skolonizowali jednak wtedy Czarnego Lądu. Zrobili to za nich inni. Dziś jakby powoli przymierzali się do nadrobienia zaległości sprzed kilkuset lat. Chiny poszukują impulsu do dalszego wzrostu gospodarczego poza granicami państwa. Polityka zagraniczna Pekinu jest podporządkowana temu celowi. Przywódcy partyjni nazywają tę doktrynę "pokojowym wzrostem". Odbywa się to z kilku przyczyn. Po pierwsze wynika to z potrzeb dynamicznie rozwijającej się chińskiej gospodarki i w poszukiwaniu tanich surowców Afryka okazała się najkorzystniejszym regionem. Po drugie Chiny jako nuklearne mocarstwo systematycznie buduje swoje sfery wpływów. Po trzecie Afryka jest dobrym rynkiem zbytu na chińskie produkty. Po czwarte ekonomiczne wpływy Chin oddziaływają obecnie na cały świat, a „zapomniana” Afryka nie jest w tym przypadku wyjątkiem. Z jednej strony jest to komplementarny układ między dynamicznie rozwijającymi się Chinami, a zacofaną w większości państw Afryką, z drugiej strony jest to budowanie sobie strefy wpływów przez nowe mocarstwo. Nieprawdą jest , że gospodarka Chin rozwija się przede wszystkim dzięki inwestycjom zagranicznym . Stanowią one bowiem jedynie kilkanaście procent ogółu inwestycji, a Chiny zajmują dopiero 38 miejsce na 60 krajów ujętych w klasyfikacji atrakcyjności inwestycyjnej według Economist Intelligence Unit w roku 2003. Wbrew obiegowym opiniom eksport nie jest jedynym motorem gospodarki Chin - niewiele wolniej od średniej rozwijają się również te prowincje kraju, które mało eksportują. Wzrost gospodarczy w Chinach opiera się głównie na wewnętrznym rozwoju gospodarczym, aktywizacji zawodowej, taniej sile robocze, tanim surowcom, dużej skali produkcji wynikającej z rynku zbytu i inwestycjach publicznych. Szczególną rolę odgrywa tania siła robocza i tanie surowce, które są głównym punktem zainteresowań Chin Afryką. Od kiedy Chiny w 1993 r. z eksportera ropy naftowej i gazu zamieniły się w importera tych surowców, zainteresowanie Pekinu różnymi regionami świata ma coraz wyraźniejszy związek z potrzebą dostępu do źródeł surowców - nośników energii. Dynamikę chińskich inwestycji i zaangażowania w sferze surowcowej najlepiej można prześledzić w Afryce, która zaspokaja już jedną trzecią zapotrzebowania ChRL na ropę. Pekin dawno porzucił tu ideologiczną retorykę, ale w afrykańskich stolicach mówi się o szczególnym "chińskim sposobie robienia biznesu". Jego podstawą jest deklarowane przez Pekin "nie ingerowanie w sprawy wewnętrzne państw afrykańskich", co oznacza inwestycje także w krajach rządzonych przez dyktatorskie reżimy, w jawny sposób gwałcące prawa człowieka. Afryka, z różnych względów porzucona lub zaniedbywana przez Zachód, staje się terenem ekspansji Państwa Środka. Chińską ekspansję ułatwia "pragmatyzm", wyrażający się w mniej rygorystycznym w porównaniu z firmami zachodnimi podejściu do zasad przejrzystości w handlu i transakcjach finansowych (czytaj: korupcji) czy przepisów o ochronie środowiska. Dla Chin Afryka to przede wszystkim ogromny kontynent, trzy razy większy i mniej zaludniony niż Chiny, a co najważniejsze, bogaty właśnie w surowce mineralne. Śmiałe poczynania chińskiego biznesu zyskują wsparcie polityczne ze strony władz chińskich. Odkąd skończyła się „Zimna Wojna” Chiny widziały w Afryce kluczowego sprzymierzeńca w walce z USA, szczególnie w ONZ. Co więcej chciały powstrzymać nawiązywanie kontaktów z krajami afrykańskimi przez Tajwan i dążyły do przejęcia jego partnerów handlowych. W drugiej połowie 1995 roku władze chińskie skutecznie agitowały kraje zachodniej Afryki – każde z 15 afrykańskich państw, których to dotyczyło, przyjęło delegacje azjatyckiej potęgi. Podpisano wiele dwustronnych umów handlowych, udzielono wielu pożyczek, zapowiedziano liczne inwestycje. Spotkania na szczeblach rządowych się odbywały, jednak temat głosowania na sesjach ONZ nie był oficjalnie poruszany. Mimo to chiński lobbing zaowocował poparciem przez państwa afrykańskie stanowiska ChRL w kluczowych głosowaniach drugiej połowy lat 90. Europa czy USA nie pokusiły się na tego typu kroki. Chiny do dnia dzisiejszego szukają w Afryce międzynarodowego poparcia dla ich działalności oraz dla reform, których ich zdaniem wymagają ONZ i międzynarodowe instytucje finansowe i ekonomiczne. Odwołują się na przykład do problemu zwiększenia reprezentacji i zdolności decyzyjnej Afryki w społecznościach ogólnoświatowych. Państwa afrykańskie i ChRL wspierają się też wzajemnie na forum Komisji Praw Człowieka ONZ, wspólnie odrzucając skierowane przeciw sobie oskarżenia. Obecnie azjatycka potęga powoli przejmuje miejsce USA w kontaktach z krajami Trzeciego Świata. W latach 2002-2003 afrykańsko-chińskie obroty handlowe wciąż wzrastały, tym razem o 50%, do 18,5 miliarda USD. Wtedy specjaliści z Państwa Środka oczekiwali, że do 2006 osiągną one 30 miliardów USD. W rzeczywistości kwotę tą prawie podwoiły. Podczas gdy obroty amerykańsko-afrykańskiego handlu w 2004 roku wynosiły 44,5 miliarda USD, a tylko 10% importowanej przez USA ropy pochodzi z Afryki. Natomiast Chiny jako drugi (po USA) importer ropy na świecie ma swoje interesy w Sudanie, Czadzie, Nigerii, Angoli i Gabonie. Jakbyśmy nie nazwali aktywności chińskiej w regionie, potęga azjatycka w zamian oczekuje przede wszystkim dostępu do relatywnie tanich zasobów energetycznych – są one niezbędne prężnej gospodarce Chin, która co roku odnotowuje 10% wzrost.. To właśnie jej najbardziej na świecie brakuje ropy. Dyplomacja azjatyckiej potęgi rozwija te kontakty, które mogą zaowocować pozyskaniem deficytowego surowca. W tym celu została zgromadzona rezerwa walutowa w wysokości 600 mld USD. Chińczycy wręcz szastają pieniędzmi. W wielu przypadkach oferują dużo wyższe ceny niż koncerny zachodnie. A beneficjentami są najczęściej rozbójnicze, autorytarne reżimy. Nie wahają się zawierać umów z najbardziej niestabilnymi państwami – z Sudanem, gdzie trwa ludobójstwo, z ogarniętą chaosem i biedą Angolą, z rządzonym przez nieobliczalnego dyktatora Zimbabwe. Potęga azjatycka chroni te kraje przed presją Zachodu, naciskiem na przeprowadzanie reform i demokratyzację. Niektórzy eksperci mówią o agresywnej polityce naftowej Pekinu, która może wywołać poważny konflikt z państwami zachodnimi czy Japonią. Jednym z głównych kierunków chińskich działań na arenie międzynarodowej, obok powstrzymywania amerykańskiej hegemonii oraz budowy roli lidera w Azji, jest dążenie do wzmocnienia ładu wielobiegunowego. Założenia polityki zagranicznej ChRL opierają się więc na zasadach wielobiegunowości, wielotorowości, wielowarstwowości i wielopoziomowości. Po odrzuceniu ideologicznej retoryki Chiny pragną być postrzegane jako kraj odpowiedzialny, stabilny, przewidywalny i „niearogancki”. Według strategicznych planów ChRL dopiero w 2050 r. osiągnie stopień częściowo rozwiniętego kraju. Na drodze ku temu celowi stoi jednak, obok innych, poważny problem zapewnienia dostaw surowców oraz rynków zbytu dla własnych produktów. Pekin stara się przekuć obecny sukces gospodarczy na narzędzie, które w przyszłości pomoże usunąć takie przeszkody, a współpraca z państwami rozwijającymi się stanowi tego doskonały przykład. Na kontynencie afrykańskim Chińczycy nie ograniczają się tylko do importu surowców, eksportu żywności czy swoich towarów, lecz hojnie umorzają długi i udzielają pożyczek.
W 2000 roku Pekin utworzył Forum Współpracy Chiny-Afryka (China-Africa Cooperation Forum). Forum przybrało formę spotkań na poziomie ministerialnym, które służyło jako platforma do rozwoju handlu i inwestycji z 44 państwami afrykańskimi. Przekształcenie go w 2006 r. w spotkanie głów państw oraz zaproszenie do Pekinu 48 z 53 krajów Afryki podniosło jego rangę i dało wyraźny sygnał o wadzę jaką nadał Pekin wzajemnej współpracy.
Powody chińskiego zainteresowania Afryką wynikają z nadażającej się szansy wykorzystania własnego potencjału ekonomicznego na w części świata, zwanym często „zapomnianym kontynentem”. Po pierwsze, chińska gospodarka, która rośnie w tempie 10 proc. rocznie, potrzebuje surowców energetycznych. Obecnie jedna trzecia chińskiego importu ropy naftowej pochodzi z Afryki. W sytuacji gdy jej ceny biją kolejne rekordy, podstawowym interesem staje się zagwarantowanie dostaw. Afrykańscy eksporterzy, tj. Angola, Czad i Gwinea Równikowa, Nigeria i Sudan korzystają więc z koniunktury. Po drugie, ChRL traktuje obecną współpracę jako długafalową inwestycję – swoją aktywnością chcą zapewnić sobie mocną pozycję na rynku afrykańskim w przyszłości. Obecnie wprawdzie siła nabywcza społeczeństw kontynentu afrykańskiego pozostaje niewielka jednak w przysłości, również za sprawą chińskich inwestycji, sytuacja może ulec poprawie. Zapewniwszy sobie uprzywilejowaną pozycję, Chińczycy zyskają dostęp do ogromnego rynku zbytu.
Współpraca gospodarcza i udzielana pomoc sprzyja budowaniu pozycji politycznej jako faktycznego przywódcy państw rozwijających się. Tym samym Pekin nawiązuje do w jakiś sposób do swej roli w ruchu państw niezaangażowanych z okresu zimnej wojny, z tą różnicą, że obecnie jego aktywność ma odmienny, bo ekonomiczny, charakter.
Europa i Stany Zjednoczone z rosnącym niepokojem obserwują aktywność Chin w Afryce. Podstawowym problemem wydaje się różnica w udzielaniu pomocy, bowiem podczas gdy Europejczycy i Amerykanie domagają się rozliczania dotacji, Pekin do tego nikogo nie zobowiązuje. Inną sprawą pozostaje różnica w wymogach stawianych przed rządami afrykańskimi. Zachód stara się promować demokrację i prawa człowieka. Chiny natomiast nie ingerują w wewnętrzną politykę swoich beneficjentów.
W Afryce pojawiają się obawy, że stanie się ona kolonią Chińskiej Republiki Ludowej. Także zachód twierdzi, że Chiny chcą zdobyć kontrolę nad afrykańskimi surowcami, oferując korzystne kredyty. Jednak chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych uspokaja afrykańskich polityków hasłem: Afryka potrzebuje Chin i Chiny potrzebują Afryki. Chińska polityka wobec Afryki ukazuje jeden z jej aspektów: wybiórczość w stosowaniu różnych środków w zależności od celów. W zasadzie nie powinno to budzić zdziwienia, bowiem Pekin kieruje się własnym interesem, a Zachód, krytykowany na świecie za stosowanie podwójnych standardów, nie może już jak niegdyś potępiać takiego postępowania. Natomiast w zamian za kredyty i bezzwrotną pomoc Pekin może liczyć na poparcie Afryki na arenie międzynarodowej np.: chińskiego stanowiska w Radzie Bezpieczeństwa ONZ oraz kwestii tajwańskiej.
Państwo Środka dobrze się czuje w roli przyjaciela pomagającego zależnemu politycznie i ekonomicznie kontynentowi (głównie Republice Środkowoafrykańskiej, Erytrei, Ugandzie). Pozycja Afryki jest w kontaktach z Chinami pozycją podrzędną. Mimo to, ukłony Chin w kierunku Afryki były i są witane z entuzjazmem, przede wszystkim w wyniku pomijania kontynentu afrykańskiego w dziedzinach gospodarczych i politycznych przez resztę świata. Chiny zaoferowały Afryce udzielanie wskazówek w drodze do uzdrowienia ich gospodarki, umorzyły jej długi, uczestniczyły w misjach pokojowych w Liberii. Wydawałoby się, że dokładają wszelkich starań, żeby pomóc tej biednej części świata. Jednak ich zaangażowanie w kryzysie sudańskim po stronie militarnego reżimu przeczy chęci pomocy przy wychodzeniu z odosobnienia gospodarczego. Ponadto bliskie kontakty Pekinu z innymi afrykańskimi reżimami, które charakteryzują się naruszaniem praw człowieka – takimi jak Zimbabwe i Algieria – nie sprzyjają interesom demokratycznych społeczeństw w Afryce. Samo „Państwo Środka” jest ciągle krajem totalitarnym i nieustanny niedobór ropy może wywołać zimną wojnę naftową, jak mówi prof. Michael Economides z Uniwersytetu w Houston.
środa, 23 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz