wtorek, 22 kwietnia 2008

Ekonomiczne efekty chińskiej ekspansji w Afryce.

Dzięki tanim surowcom z Afryki chińczycy odcinają kupony od wielkich inwestycji w swój przemysł, w tym szczególnie motoryzacyjny. W pierwszym kwartale 2007 roku po raz pierwszy w dziejach Chiny zostały drugim eksporterem części samochodowych do USA, spychając z tej pozycji Niemcy. Przez pierwsze trzy miesiące tego roku Chiny wyeksportowały do USA części samochodowe za 1 mld 936 mln dol., o wartości 27,4 proc. większej niż w porównywalnym okresie 2006 roku.[1] Po raz pierwszy Chińczykom udało się przebić Niemcy, które wysłały do USA części samochodowe warte o 2 mln dol. mniej niż z Chin. Powyższy przykład jest wynikiem tego, że oprócz taniej siły roboczej Chiny mają dzięki ekspansji w Afryce dostęp do tanich surowców i pozyskiwanych na korzystnych warunkach ( a właściwie na warunkach przez siebie ustalonych). Długofalowo będzie miało to wielostronne konsekwencje, nie tylko gospodarcze. Co prawda, jeszcze liderem w eksporcie części samochodowych do USA pozostaje Japonia, skąd w pierwszym kwartale 2007 roku Amerykanie sprowadzili podzespoły do aut za 3,57 mld dol. Ale USA nie są jedynym rynkiem eksportu Chin. W międzynarodowym handlu częściami samochodowymi Pekin już notuje nadwyżkę. W pierwszym kwartale eksport chińskich części samochodowych wyniósł 3,6 mld dol. i był o 34,8 proc. większy niż w 2006 roku, podczas gdy import wyniósł 3,5 mld dol. (wzrost o 25,9 proc.). Dzieje się tak mimo gwałtownego wzrostu produkcji i sprzedaży aut w Chinach. W 2006 roku ze sprzedażą 7,2 mln samochodów osobowych i ciężarowych Chiny zostały drugim po USA rynkiem samochodowym świata. Możliwość ekspansji na inne rynki jest stworzona chińskim firmom dzięki tanim surowcom. Powyższe zjawiska gospodarcze pozwalają z kolej Chinom na dokonanie oszczędności w ograniczaniu dopłat do eksportu. Nowe zarządzenie chińskiego ministerstwa finansów w tym zakresie weszło w życie 1 lipca 2007 roku. Z tą datą Chiny wyeliminowały lub ograniczyły dopłaty eksportowe do 2800 artykułów, czyli do 37 proc. eksportu. To równolegle pozwala eliminować zarzuty, że faworyzują swych eksporterów dopłatami i sztucznie zaniżonym kursem juana. Z tego powodu rośnie nierównowaga w handlu światowym, rynki są zalane tanim chińskim eksportem, a firmy zachodnie bankrutują. Bombardowane żądaniami uwolnienia juana, ale i zaniepokojone rosnącym na świecie protekcjonizmem, postanowiły działać. Zgodnie z decyzją resortu skończą się dopłaty do eksportu 557 rodzajów produktów "energo- i surowcochłonnych", przede wszystkim cementu i nawozów sztucznych. Eksporterzy 2268 innych produktów, "z którymi związane są spory handlowe", nie mogą już liczyć jak dotąd na 8-17 proc. dopłaty, lecz jedynie na 5-11 proc. Chodzi m.in. o zabawki, ubrania, motocykle i wyroby stalowe. Jednak nawet bez dopłat przewaga Chin pozostanie ogromna - według prognoz na rok 2007 zakończą one rekordową nadwyżką handlową - 400 mld dol. Ta sytuacja stwarza możliwość oddziaływania chińskich polityków na sytuację na międzynarodowych rynkach, czego przykładem jest fakt, że Chiny skrytykowały nowe amerykańskie przepisy dotyczące eksportu produktów zaawansowanych technologicznie do Chin. Departament Handlu USA ograniczył eksport kolejnych 20 produktów i związanych z nimi technologii i programów komputerowych. Umieścił na liście takie, które "mogą się przyczynić do modernizacji armii chińskiej". Ich sprzedaż będzie wymagała specjalnej licencji. Chodzi m.in. o elektronikę lotniczą, lasery i pewne rodzaje wyposażenia komunikacji-kosmicznej.[2] Jak z powyższych przykładów widać na penetracji Afryki to przede wszystkim korzysta chińska gospodarka. Co prawda, Chińczycy już od pewnego czasu próbują nieco ostudzić gospodarkę, ale na razie na niewiele to się zdaje. W 2007 roku stopy procentowe w Chinach trzy razy szły do góry. Rząd wprowadził też ograniczenia przy inwestowaniu w nieruchomości, ale te i tak wzrosły w I kw. prawie o 27 proc. w porównaniu z I kw. 2006 r. Dodatkowo Chińczycy próbują zmniejszyć ogromną nadwyżkę w handlu m.in. poprzez likwidację zezwoleń importowych na niektóre produkty czy obcięcie ulg podatkowych dla eksporterów. Ostro w tej sprawie naciskają Stany Zjednoczone, które w zeszłym roku miały w handlu z Chinami rekordowy deficyt w wysokości 232,5 mld dol. Na wieść o tak szybkim wzroście gospodarczym i rosnącej inflacji główny indeks na giełdzie w Szanghaju spadł o 4,5 proc. - Inwestorzy obawiają się kolejnych kroków chłodzących gospodarkę. Dzięki powyższym zjawiskom Chińczycy mają możliwość kontynuowania własnej drogi rozwoju. Nie zachodzi konieczność szybkiej prywatyzacji, deregulacji i liberalizacji w celu usilnego pozyskiwania kapitału z zewnątrz. Ten kapitał widząc korzystne zjawiska w chińskiej gospodarce sam zabiega o możliwości lokowania własnych inwestycji na chińskim rynku. Chiny podejmując autonomiczną drogę przemian i tym samym unikając pogorszenia się prawie wszystkich wskaźników ekonomicznych i socjalnych tworzą system gospodarczy według własnych koncepcji.. Wzrost gospodarczy w Chinach opiera się głównie na wewnętrznym rozwoju gospodarczym, aktywizacji zawodowej i inwestycjach publicznych. Władze korzystają z mechanizmów funkcjonujących w Chinach, które pozwalają przyciągać firmy zagraniczne z korzyścią dla społeczeństwa. Przykładowo warunkiem dopuszczenia zagranicznych przedsiębiorców na teren Chin jest to, że przez najbliższe siedem lat wykształcą oni chińskich pracowników - od najniższego szczebla po szefa całego zakładu. Następnie ta wykształcona i fachowo przygotowana kadra jest wykorzystywana w chińskiej ekspansji na międzynarodowych rynkach w tym szczególnie w Afryce. Ponadto władze chińskie przejmują część kontroli nad firmami zagranicznymi, które u nich inwestują. Obcy kapitał jest więc zobowiązany do świadczenia usług obywatelom chińskim i bez nich nie ma on wstępu na tamtejszy rynek. Jednym z głównych założeń chińskiej strategii jest utrzymanie dwóch ścieżek rozwojowych w postaci sektora przedsiębiorstw publicznych i sektora firm prywatnych. Generalnie podstawą polityki chińskiej odnośnie sektora publicznego jest jego stopniowa, odgórna modernizacja. Chińska gospodarka wzrosła w 2008 roku 10,6 procenta w pierwszym kwartale, w porównaniu z trzema miesiącami zeszłego roku. Jest to dobry wynik biorąc pod uwagę mroźną zimę i poważne zakłócenia w dostawie prądu zarówno w styczniu jak i lutym.
Wzrostowi PKB już od wielu miesięcy towarzyszy nieodmiennie wprowadzanie dalszych obostrzeń w zakresie polityki monetarnej. Po opublikowaniu tych danych bank centralny ChRL podniósł stopy depozytowe dla banków komercyjnych o 0,5 punktu procentowego do poziomu 16 procent. Jest to 16 z kolei podwyżka od połowy 2006 roku. Pierwszy kwartał 2008 w porównaniu z zeszłym rokiem przyniósł wolniejsze tempo wzrostu. W 2007 roku w kolejnych kwartałach odnotowano wzrost na poziomie: 11,1; 11,9; 11,5; 11,2 procent w stosunku do analogicznych okresów w 2006. Tegoroczne oczekiwania stawiano poniżej osiągniętego wyniku, ze względu na surową zimę, spadek zapotrzebowania na eksport, oraz obniżenie dynamiki globalnego rynku. Dobre wiadomości o wzroście gospodarczym były jednak umiarkowane biorąc pod uwagę ciągle wysoką inflację, która w marcu wyniosła 8,3 procenta. Jest już pewne, że rządowy plan utrzymania podwyżek cen na poziomie 4,8 procenta jest poza zasięgiem. Warto też podkreślić, że Chiny skutecznie łączą industrializację z informatyzacją, przeznaczając na badanie i rozwój ponad 70 mld dolarów rocznie, mając ponad 800 tysięcy naukowców i prowadząc politykę szybkiego wprowadzania infrastruktury informacyjnej. Władza centralna bierze udział w implantacji nowych technologii i jest odpowiedzialna za ekonomiczną modernizację kraju. Mało kto przypomina, że makroekonomiczne planowanie, którego podmiotem jest państwo, stanowi oczywisty element funkcjonowania zdecydowanej większości krajów rozwiniętych. Obok dynamicznie rozwijającej się gospodarki w Chinach występują duże problemy społeczne. Ocena chińskiej polityki socjalnej musi być niejednoznaczna. Niestety od lat w Chinach rośnie rozwarstwienie społeczne i utrzymuje się masowa nędza (głównie na terenach wiejskich). Jednakże, mimo tych patologicznych zjawisk, chińska polityka, oparta na konwergencji państwa i rynku, przyniosła znaczące efekty, jeżeli chodzi o walkę z ubóstwem i poprawę jakości życia. Przykładowo w 1994 roku sześciolatki chińskie były wyższe o 4 cm i cięższe o 1-2 kg od swoich rówieśników w 1982 r. 1 maja 1996 roku wprowadzono w Chinach pięciodniowy tydzień i ośmiogodzinny dzień pracy. Pod względem takich wskaźników jak średnia długość życia albo poziom edukacji Chiny zajmują znacznie wyższą pozycję niż mógłby na to wskazywać poziom PKB na osobę. Szybka poprawa warunków życia w Chinach jest też niekiedy błędnie wykorzystywana przez entuzjastów globalizacji. W swoich diagnozach światowej gospodarki zwolennicy neoliberalnego kapitalizmu przywołują z satysfakcją dane, zgodnie z którymi w ostatnich latach zmniejszyła się skala nędzy na świecie. Jednak te pozytywne wskaźniki są prawie wyłącznie zasługą Chin. W latach 1980-2001 ilość ludzi żyjących poniżej 1 dolara w parytecie siły nabywczej dziennie zmniejszyła się w Chinach o 394 miliony, gdy tymczasem w pozostałych krajach świata wzrosła o 43 miliony. Zmniejszyła się też znacznie w Chinach liczba ludzi żyjących poniżej 2 dolarów - o 262 miliony. W tym samym czasie w Azji Południowej ilość biednych wzrosła o 238 milionów, w Afryce Subsaharyjskiej o 226 milionów. Razem bez Chin o ponad pół miliarda. Imponujące wskaźniki Chin odnośnie spadku ilości ludzi żyjących poniżej minimum ubóstwa są w kontekście oceny procesów globalizacji o tyle istotne, że w ciągu ostatnich 20 lat wzrosła stopa ubóstwa w krajach, które przyjęły neoliberalną ortodoksję (szczególnie w byłym Bloku Wschodnim), a spadła w kraju, który stawił jej zdecydowany opór. Zgodnie z chińską strategią te zakłady, które nie nadawałyby się do nowej gospodarki były odgórnie modernizowane i chronione tak długo, aż zaczęły powstawać nowe miejsca pracy. Trzeba było kontrolować ceny i prowadzić protekcjonistyczną politykę celną. Państwo mogło ingerować na rynku pracy i otoczyć parasolem ochronnym zagrożone ubóstwem grupy społeczne. Trzeba obiektywnie stwierdzić, że Chiny nie są jedynym państwem, które w tak długim czasie osiągnęło tak szybki wzrost PKB. Japonia w latach 1953-73 rozwijała się w równie ekspresowym tempie 9,2 % rocznie. Cała grupa mniejszych państw od Korei Płd. po Indonezję, określanych mianem azjatyckich tygrysów, przez wiele lat (z wyjątkiem kryzysowego roku 1997) mogła pochwalić się podobnym wzrostem PKB. Nie zapominajmy też o ćwierćwieczu szybkiego rozwoju państw zachodnioeuropejskich po II wojnie światowej. Przykładowo wzrost PKB RFN w latach 1953-73 wynosił średnio 5,5 %, Francji i Włoch - 5,3%. Rozwój Chin w dużej mierze generowany jest w wyodrębnionych specjalnych strefach ekonomicznych. W najważniejszej z nich, Shenzhen, wzrost sięga 16 % rocznie. Strefa zajmuje tylko pół procent powierzchni kraju, ale to tam tworzone jest aż 10 % chińskiego PKB i 33 % produkcji eksportowej. Chińska transformacja, polegająca na forsownej industrializacji przy daleko idącej ingerencji państwa, jest metodą sprawdzoną w innych państwach Zachodnioazjatyckich.. Podobną drogą podążały wcześniej z sukcesem Japonia, Korea Płd. czy Malezja. W 1992 roku weszła w życie ustawa obligująca przedsiębiorstwa państwowe do przystosowania się do mechanizmów rynkowych. Przyznano im prawo decydowania o imporcie i eksporcie, inwestycjach, negocjacjach z partnerami zagranicznymi, prowadzących do utworzenia joint ventures oraz o zatrudnieniu i zwalnianiu pracowników. Przedsiębiorstwa te mogą ponadto zadecydować o tym, kiedy ogłosić upadłość. Rok później pierwsze chińskie przedsiębiorstwa państwowe, w tym huty, rafinerie i stocznie, sprzedawały swoje akcje na giełdzie w Hongkongu. Rząd uwolnił również ceny 593 surowców oraz komponentów do produkcji przemysłowej. Gwałtowna industrializacja nie zmienia faktu, iż w 1998 roku 65 % ludności pracowała w rolnictwie. Tym, co wyróżnia chińską gospodarkę jest ciągle znaczący udział sektora państwowego. Z innych źródeł wynika, że w 1992 roku przedsiębiorstwa państwowe wytwarzały 46 % całości produkcji chińskiego przemysłu; był to więc wskaźnik zbliżony do zachodnioeuropejskich po fali powojennych nacjonalizacji. W 1978 roku funkcjonowało zaledwie 140 tysięcy prywatnych zakładów. W 1991 ich liczba wzrosła do 14, 3 mln. W rękach prywatnych są już nawet kopalnie złota. We wspólnych przedsięwzięciach przedsiębiorstw państwowych i podmiotów zagranicznych, większościowe udziały mają często te drugie. Jeszcze na początku lat 90. Chiny obniżyły cła na 3400 grup towarów importowanych. 11 grudnia 2001 roku - po 10 latach starań - Chiny zostały przyjęte do WTO. Od dziś nie ma już drogi powrotu - obwieścił narodowi organ KPCh "Renmin Ribao". Szef VW, Bernd Pischetsrieder przepowiadał, że będzie to miało "dla Chin takie same konsekwencje, jakie dla NRD zburzenie muru berlińskiego". Zgodnie z postanowieniami porozumienia Chiny zobowiązały się, że w ciągu 5 lat otworzą większość swojego miliardowego rynku na produkty zagraniczne, zaś przedsiębiorstwa z całego świata będą mogły inwestować w telekomunikacji, bankach, ubezpieczeniach, a nawet w mass mediach, do tej pory ściśle kontrolowanych przez państwo." Szczególnie niepokojąco wygląda pod tym względem sytuacja na Czarnym Kontynencie, gdzie wraz z wzmożeniem wzajemnych kontaktów deficyt handlowy Afryki bardzo się zwiększył. W 2004 r. wzrost chińsko-afrykańskich obrotów handlowych wyniósł 60 proc. W tym samym roku, chińskie bezpośrednie inwestycje w Afryce wynosiły 900 mln dolarów, co stanowiło 6 proc. wszystkich światowych inwestycji na tym kontynencie. Na naszych oczach Chiny stają się trzecim po USA i Francji partnerem handlowym Afryki. W ostatnich latach odnotowujemy przyrost obrotów chińsko-afrykańskich na poziomie 50 - 60 proc. rocznie. Śmiałe poczynania chińskiego biznesu zyskują wsparcie polityczne ze strony władz chińskich. Znaczącym ograniczeniem tej dynamiki są konflikty na kontynencie afrykańskim. Bardzo częste jest patrzenie na afrykańskie konflikty przez pryzmat motywów religijnych, politycznych czy etnicznych. Mówi się wtedy o kolonialnej przeszłości państw afrykańskich i ich społeczno-politycznym niedorozwoju. To bardzo wygodne podejście, gdyż pozwala szukać winnych jedynie w „dzikiej Afryce”. W rzeczywistości jednak afrykańskie konflikty mają swe przyczyny również, a czasem przede wszystkim w zwyczajnej żądzy zysku, która często ma swe korzenie w naszym „cywilizowanym” zachodnim świecie. [3]Innym niezwykle istotnym problemem jest pozbawiona jakichkolwiek sentymentów ekspansja polityczna ChRL w Afryce, owocująca zwiększającą się zależnością polityczną wielu państw afrykańskich względem Pekinu i umacnianiem się lokalnych reżimów.
Mimo tak dynamicznie rozwijających stosunków chińsko-afrykańskich to trzeba obiektywnie przypomnieć, że „eksport nie jest jedynym motorem gospodarki Chin". Przed wejściem do WTO stanowił on 3,8 % ogólnoświatowego eksportu. Przewiduje się jednak, że wkrótce może on osiągnąć poziom 20 %. Od 1 stycznia 2008r., kiedy wygasła globalna konwencja o kwotach eksportowych tekstyliów, chińskie wyroby zaczęły wręcz zalewać świat. "Chiny staną się największą fabryką świata" - triumfował przedstawiciel jednego z niemieckich koncernów w Pekinie. Jeśli ta prognoza się sprawdzi, uprzemysłowione państwa czekają ciężkie czasy. Likwidacja i przenoszenie tysięcy miejsc pracy z UE, USA i Japonii do Chin już następuje. Swoje fabryki wybudowały tam niemal wszystkie wielkie korporacje m.in. VW, BMW, Hewlett-Packard, BASF, Matsushita, Sharp. Tylko Toshiba posiada w Chinach aż 40 zakładów. Shell właśnie kończy największą pojedynczą inwestycję zagraniczną: wart 4 mld dol. kompleks petrochemiczny. W 2007 r. ulokowano w Chinach łącznie ponad 150 mld dol. Obok gigantów przenoszą produkcję do Chin średnie i całkiem małe firmy. Główną przyczyną tych zjawisk są nieprzebrane i niezwykle tanie zasoby siły roboczej. Przeciętna płaca chińskiego robotnika wynosi zaledwie 1100 dol. rocznie. Wypadki przy pracy, niezapłacone nadgodziny, oszustwa są na porządku dziennym. Dziesiątki krajów rozwijających się, w tym szczególnie afrykańskie żywią podobne obawy jak bogata Północ. Nigdy bowiem nie będą w stanie nawet w przybliżeniu zaoferować porównywalnych wielkości rynków, nakładów i zasobów taniej siły roboczej. Tysiące zakładów produkcyjnych czeka radykalna reorganizacja i pogorszenie warunków pracy i płacy, bądź przegrana w walce z chińską konkurencją. 30 mln miejsc pracy jest bezpośrednio zagrożonych. Chiny przyciągnęłyby z pewnością jeszcze więcej zagranicznych inwestycji, gdyby nie np. korupcja, która - mimo drakońskich kar jest plagą chińskiej gospodarki. W tej kategorii Chiny plasowały się w 2001 roku na 58. miejscu w świecie, między Salwadorem a Ghaną.
Organizowane coraz częściej w Pekinie rządowe spotkania na szczycie przedstawicieli państw afrykańskich bez wątpienia służą rozwojowi doskonałych stosunków gospodarczych. Przy okazji wizyty podliczono, że obroty handlowe między państwami afrykańskimi a ChRL wzrosły od 2001 r. pięciokrotnie, osiągając 55,5 miliarda dolarów w roku ubiegłym. Celem strategicznym Pekinu jest – jak zapowiedział na listopadowym szczycie premier Wen Jiabao – osiągnięcie wzajemnej wymiany rzędu 100 miliardów dolarów w roku 2010. Dla Kenii, RPA i Ghany – nie posiadających surowców o strategicznym znaczeniu dla Chin – lawinowo rosnący deficyt handlowy z Państwem Środka jest już dziś poważnym problemem dla budżetu. I może o to chodzi. Stać się głównym wierzycielem Afryki. A potem ją zacząć powoli wykupywać po kawałku.
Dla każdego uważnego obserwatora jest dziś oczywiste, że chiński biznes w poważnym stopniu zagroził europejskiej dominacji na tym kontynencie. Chiny są największym zagrożeniem dla stabilności w świecie - tak wynika z sondażu przeprowadzonego w pięciu największych państwach Unii na zlecenie dziennika "Financial Times". Na Pekin wskazało 35 procent respondentów z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Hiszpanii. Chiny zdetronizowały w sondażu USA. Jeszcze w ubiegłym roku właśnie Stany Zjednoczone były największym zagrożeniem dla jednej trzeciej Europejczyków. Wizerunek Chin na Starym Kontynencie pogarsza się, a wpływ na zmianę nastawienia miały zapewne niedawne wydarzenia w Tybecie i krwawe stłumienie antychińskich demonstracji.
[1]„ Shanghai Securities News" 10.04.2007.
[2]Gazeta.pl - Chiny chcą być globalnym inwestorem (21-05-07, 12:00)

[3] Małgorzata Piasecka: Nigeria - wojna o czarne złoto, redakcja.psz.pl, 06.02.2006

Brak komentarzy: