sobota, 22 listopada 2008

Kryzys i jego etapy.

Robi się naprawdę nieprzyjemnie. Może być prawdą, że przeszliśmy przez pierwszą fazę kryzysu, ale to nie oznacza, że następna nie będzie gorsza, być może dużo gorsza. Zależy to od tego jakie działania zostaną realnie podjęte. Na razie wszystko sprowadza się do spotkań i bezproduktywnego gadania, a każdy z uczestników analizuje co i jak dla siebie "ugrać" na tym światowym problemie. Są wydawane kolejne komunikaty nakręcające psychologicznie panikę i odbierają inicjatywę indywidualnych inwestorów. Inwestorzy czytający te ponure słowa i tak spędzili tydzień na gromadzeniu kolejnych dowodów, że kryzys gospodarczy rozlewa się po świecie. Na rynkach finansowych bite były kolejne ponure rekordy, a długoterminowe stopy procentowe spadły do poziomów najniższych od dziesięcioleci, w niektórych przypadkach najniższych w historii.Wszelkie nadzieje na to, że niektóre obszary światowej gospodarki, w szczególności szybko rosnące rynki wschodzące w rodzaju Chin, pozostaną odporne na kryzys, zostały rozwiane. Z niezwykłą szybkością, na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy, niepokojący, ale pozornie możliwy do opanowania krach kredytowy zamienił się w globalny kryzys finansowy i recesję w większości regionów świata.Być może najbardziej alarmujący wpływ będzie to miało na konsumentów w świecie rozwiniętym, od których nastrojów będzie w przyszłości zależeć, czy recesja przekształci się w depresję. W przyszłym tygodniu w USA rozpoczyna się tradycyjny okres zakupów przedświątecznych. Godzina zero wybije w „Czarny Piątek” po Święcie Dziękczynienia, kiedy sklepy odnotowują jedne z największych obrotów w ciągu roku.Termin ten tradycyjnie oznaczał datę, od której handlowcy mogli w swoich księgach czarnym kolorem zapisywać zyski, niektórzy wiążą go też ze zwiększonym ruchem na drogach, gdy miliony Amerykanów czują się w obowiązku złożyć pokłon bóstwu handlu. Jeżeli jednak ponure wieści napływające z całej amerykańskiej gospodarki pogrążą nawet najbardziej optymistycznych konsumentów, może to oznaczać kolejny mroczny dzień dla gospodarki USA.W tym tygodniu najprawdopodobniej najbardziej czytelne z możliwych ostrzeżeń, co do kłopotów czekających amerykańskie sieci handlowe, nadeszło z drugiej strony Atlantyku. Marks & Spencer, firma jak żadna inna symbolizująca brytyjski handel, ogłosiła nieoczekiwaną, jednodniową przecenę swoich towarów, sięgającą 20 procent. Niektórzy nazwali to „partyzanckim wypadem”, ale w rzeczywistości była to raczej odpowiedź w walce z konkurencją, która już ogłosiła przedświąteczne przeceny.O ile jednak jednorazowe przeceny mogą zachęcić konsumentów do wydawania, ekonomiści ostrzegają, że ludzie mogą po prostu uznać, że ceny będą dalej spadać, w związku z czym wstrzymają się z zakupami. W szczególności amerykańska gospodarka może w przyszłym roku odnotować ujemną stopę inflacji, co będzie skutkiem znacznego spadku cen ropy i pęknięcia bańki spekulacyjnej na tamtejszym rynku nieruchomości, w wyniku czego obniżyły się koszty posiadania lub wynajmu domów.W teorii taka deflacja może być dobra dla gospodarki, bo dzięki niej konsumenci mogą wydawać pieniądze na inne produkty. Jak jednak ostrzega Andrew Brigden z Fathom Consulting, deflacja może również przybrać szkodliwą formę. „Istnieje ryzyko, że ludzie nie będą wydawać wychodząc z założenia, że w przyszłości ceny będą jeszcze niższe, a to nakręci negatywną spiralę”.Czasowy spadek cen raczej nie spowoduje takiego efektu. Połączenie spadku cen surowców i domów ze słabym popytem oznacza, że amerykańska inflacja może osiągnąć wartość ujemną wiosną przyszłego roku i pozostać na tym poziomie przez wiele miesięcy, spadając aż do minus trzech procent. „Kiedy deflacja trwa przez większą część roku, oczekiwania stają się silniej zakorzenione” .Z pewnością każdy konsument obserwujący napływ wiadomości z tego tygodnia, nie mógł się nie zastanawiać. Rentowności dwuletnich obligacji Departamentu Skarbu, które wskazują, na jakim poziomie inwestorzy przewidują stopy procentowe Rezerwy Federalnej na przestrzeni najbliższych 24 miesięcy, spadły poniżej jednego procenta, czyli najniżej od czasu, gdy instrument ten został wprowadzony do obrotu w 1976 roku. Rentowność obligacji brytyjskich jest najniższa od II wojny światowej.Informacje z realnej gospodarki były złe. Liczba nowo zarejestrowanych amerykańskich bezrobotnych przekroczyła pół miliona i była o 10 procent wyższa od i tak ponurych prognoz ekonomistów. Porzucając swój zwyczajowy, urzędowy optymizm, politycy w Pekinie opisali perspektywy chińskiego rynku pracy jako „ponure”. Zaś branża samochodowa nadal stanowi potężny symbol spowolnienia w globalnym przemyśle. To, że wielka trójka amerykańskich koncernów ma kłopoty wiadomo nie od dziś, ale w tym tygodniu amerykańscy politycy na Kapitolu po raz kolejny spierali się, czy udzielić im pomocy federalnej. Jednak nawet ich japońscy konkurenci – długo stawiani za wzór Amerykanom przez krytyków Detroit – pokazują, że ich także dotknęło spowolnienie. Honda ogłosiła, że jeszcze w tym roku ograniczy produkcję o kolejne 61.000 pojazdów, co oznacza, że 5.000 pracowników w jednej z ich brytyjskich fabryk dołączy do dziesiątków tysięcy innych na całym świecie, którzy zostali wysłani na płatne urlopy.Przynajmniej ropa potaniała, choć ma to więcej wspólnego z gwałtownym spadkiem popytu niż większą, długoterminową równowagą na rynku. Szef trzeciej co do wielkości chińskiej firmy paliwowej ujawnił w tym tygodniu, że z powodu spadających cen nastrój wśród państwowych gigantów naftowych był bliski „paniki”.A jakby mało było wszystkich tych zagrożeń dla światowej gospodarki, na Oceanie Indyjskim pojawili się piraci, którzy porywają duże statki. Doprawdy, dziwnych i mrocznych czasów dożyliśmy.Globalny kryzys finansowy słusznie wywołuje wezwania do przemyślenia tego jak regulujemy instytucje finansowe i rynki. Większość takich apeli o tak zwane regulacje „odporne na awarie” stworzone w celu zredukowania ryzyka, że instytucje będą podejmować beztroskie decyzje o pożyczkach i inwestycjach. Nawet bardziej liberalni politycy i myśliciele, tacy jak Alan Greenspan, są obecnie zaniepokojeni zdolnością naszego globalnie połączonego systemu finansowego do rozprzestrzeniania błędów związanych z zarządzaniem ryzykiem z jednej instytucji na drugą.W tym kryzysie instytucje, które zakupiły mnóstwo złożonych obligacji opartych na kredytach hipotecznych, gdy spadły ceny domów, stanęły w obliczu ogromnych strat. Ich partnerzy i klienci obawiając się najgorszego, sprowokowali najgorsze przestając robić z nimi interesy. Inne, które sporządziły zabezpieczenie na wypadek ich niewypłacalności (credit default swaps) również później straciły ogromne sumy podsycając tym samym ogień ogólnosystemowej paniki i niewypłacalności. Ale lepsze regulacje standardów kredytowych i zarządzania ryzykiem zapobiegną takim systemowym problemom w przyszłości.Historia nie jest pocieszająca. Na rynkach finansowych zawsze pojawiają się nowe ryzyka, które można podjąć i nowe sposoby łamania modeli zarządzania ryzykiem i przepisów. Podejścia odporne na awarie również mogą pójść za daleko: przykładem jest Japonia z początku lat 90., kiedy niezgrabna interwencja rządu skutecznie zamknęła drogę innowacjom finansowym. Ponadto, polityka rządowa promująca bezmyślne podejmowanie ryzyka - czego dowodem jest długotrwałe wsparcie przez Kongres Stanów Zjednoczonych Fannie Mae i Freddie Mac, upadających gigantów zajmujących się kredytami hipotecznymi - może przytłoczyć regulacje, które miały je kontrolować.Kluczem jest uzupełnienie rozważnych, odpornych na awarie interwencji tymi zapewniającymi bezpieczny upadek: interwencje, które pozwalają stwierdzić, że porażki instytucji będą ciągle występować, i które koncentrują się na ograniczeniu systemowych zniszczeń, gdy już nastąpi ich upadek.Trafnym przykładem jest gigantyczny globalny rynek pochodnych. Pomimo szalonych huśtawek cen, handel pochodnymi nawet w najmniejszym stopniu nie przyczynił się do niestabilności rynku. Wynika to z faktu, że kontrakty na instrumenty pochodne są centralnie porządkowane, a niewypłacalność handlujących - co jest rzadkie z powodu ciągle dostosowywanych wymogów depozytów zabezpieczających - jest absorbowana przez dobrze finansowane izby rozrachunkowe. Porównajmy upadek funduszu hedgingowego Amaranth w 2006 roku, którego instrumenty pochodne były wystawione na ryzyko związane z rynkiem giełdowym, z upadkiem Lehman Brothers i AIG w 2008 roku, obu narażonych na ryzyko niejasnych CDSów na rynku pozagiełdowym. Niewypłacalność instrumentów pochodnych Amaranth spowodowała niewielkie falki systemowe, podczas gdy Lehman i AIG wywołały ogromne wstrząsy. AIG niewidocznie objęło nieodpowiednio zabezpieczone krótkie pozycje, w związku z błędnym ratingiem kredytowym. Jednak gdyby te kontrakty były sprzedawane na platformie handlowej z centralnym clearingiem, żądania uzupełnienia rachunku przez izbę rozliczeniową zniweczyłyby tę strategię na długo przed wrześniowym upadkiem firmy. Amerykańscy i europejscy regulatorzy (których instytucje obejmują sporą część handlu na rynku pozagiełdowym) powinny wymagać centralnego clearingu, gdy łamane są bariery wolumenu kontraktu. To nie powstrzyma instytucji przed utratą wielkich sum w handlu instrumentami pochodnymi, ale zapobiegnie jej upadkowi spowodowanym rozprzestrzenianiem ogromnych strat na innych, które może być trudno usunąć z oryginalnych transakcji.Istnieją również makroekonomiczne odpowiedniki bezpiecznego upadku. W kwietniu 2007 roku, Manuel Hinds były minister finansów Salwadoru opowiedział się na konferencji w Rejkiawiku za unilateralną „euroizacją” Islandii. Wówczas kraj miał więcej niż było to konieczne rezerw walutowych, by zamienić wszystkie korony w kraju na euro po ówczesnym kursie wymiany. To nie powstrzymałoby trzech islandzkich banków przed nadmiernym rozrośnięciem, ale zapobiegłoby krajowej katastrofie finansowej. Państwa, które przyjęły jedną z dwóch międzynarodowych walut - dolara (Panama, Salwador i Ekwador) lub euro (szczególnie Włochy, Portugalia i Grecja) - skutecznie wyeliminowały ryzyko kryzysu walutowego (co oznacza niemożność spłaty krótkoterminowych długów z powodu braku dostępu do „twardej waluty”).Jeśli będziemy mądrzy i poszczęści się nam, w przyszłości będziemy mieć rządy korporacyjne, standardy kapitałowe i reżimy monetarne, które lepiej będą powstrzymywać niebezpieczne narastanie długu wśród konsumentów, banków i rządów. Ale to nie wystarczy. Potrzebujemy nowych polityk bezpiecznego upadku, które będą zapobiegać powstawaniu kryzysów gospodarczych wywołanych przez nieuniknione upadki instytucji. Impreza się skończyła i nadszedł czas kaca. W zachodnich gospodarkach najwyżsi rangą pracownicy korporacji i wschodzące gwiazdy finansów zaczynają się zastanawiać, czy spowolnienie to nie jest aby inne niż wszystkie dotychczasowe. W przeciwieństwie do bańki internetowej, która tylko na moment zakłóciła sprzedaż szampana i Porsche, obecny kryzys skłania szychy z Wall Street i Kensington do zastanowienia się nad swoim stosunkiem do kariery, wartości i wydatków.- Kultura długu minęła. Postawa typu "rozwiążmy problem długu, pożyczając więcej". Jesteśmy świadkami zaciskania pasa wynikającego z konieczności i uważam, a nawet mam nadzieję, że ludzie zaczną postrzegać oszczędność jako ścieżkę do trwałego dobrobytu… Nie chodzi tylko o niższe, biedniejsze warstwy klasy średniej. Próby uporządkowania własnego domu i życia na najbliższe siedem chudych lat mają charakter powszechny.Zmiany widoczne są w urzędach pracy, kościołach i centrach handlowych. Bezrobotni bankierzy szukają innych ścieżek kariery, parafianie szukają porady, a klienci dobijają do limitów na kartach kredytowych. Podczas posiedzeń zarządów rozmowy o fuzjach przybrały nowy ton, ponieważ szefowie firm w tarapatach są bardziej chętni poświęcić własne stanowiska dla ratowania firmy.Zwolnienia w sektorze finansowym mają objąć 150 tys. osób, co sprawia, że Wall Street i londyńskie City staną się epicentrami obecnego kryzysu. Nawet ci, którzy zachowają posady zaczynają mieć wątpliwości odnośnie spędzania w pracy po 20 godzin dziennie i niewolniczego uzależnienia od premii.- Ludzie zdają sobie sprawę, że wszystkie trwałe wartości, w które wierzyli, nie są już wcale trwałe często powtarzają: "moje życie to jeden wielki bałagan".Headhunterzy twierdzą, że młodsi pracownicy City, dla których to pierwszy kryzys w zawodowym życiu, zastanawiają się nad podróżowaniem, posadami nauczycieli i zmianą tempa życia. Starsi menedżerowie urealniają swoje oczekiwania finansowe i szukają stabilniejszych posad.- Wydaje mi się, że ludzie odchodzą z finansów nawet jeśli jest tam dla nich jeszcze miejsce. Mówią, że woleliby robić coś, co w mniejszym stopniu kręci się wokół hossy i bessy .Wpływ tego na światową gospodarkę jest ewidentny: wydatki amerykańskich konsumentów spadły o 3,1 proc. w trzecim kwartale, a realne wydatki na dobra trwałe (np. samochody) aż o 14 proc. Inwestorzy za wszelką cenę szukają gotówki.- Obecnie ludzie znacznie bardziej obawiają się o swoją długoterminową finansową przyszłość . – Wiele premii było przeznaczanych dla egzotyczne inwestycje, a teraz wszyscy przebąkują o konieczności oszczędzania na czarną godzinę lub emeryturę.Nawet tam, gdzie konsumenci cały czas mają pieniądze do wydania, zmienia się do nich stosunek. – Wszyscy szukają oszczędności . – Notujemy duży popyt w naszej restauracji Blue Smoke, która serwuje dania z grilla. Jest dość tania i nie ma w niej absolutnie nic ekstrawaganckiego.W londyńskich restauracjach prowadzonych przez Conran Group, "ludzie znacznie baczniej przyglądają się rachunkom, niezależnie od tego, czy chodzi o 10 funtów na osobę, czy 100. Chcą spędzić miło czas, a na koniec zapłacić rachunek, który ich zdaniem jest niewygórowany".Na początku października w International Hotels Group liczba rezerwacji hotelowych robionych z wyprzedzeniem spadła mocno i już się nie odbiła. Inne sieci hotelowe zanotowały podobne spadki, ponieważ podróże biznesowe i turystyczne są odwoływane w oczekiwaniu na tańsze dni weekendowe rezerwowane w ostatniej chwili.Mimo, że kurorty zimowe w czasie lutowych ferii będą pełne, na biurowych korytarzach znacznie rzadziej dyskutuje się o pięciogwiazdkowych drewnianych chatach, a dużo więcej o zaletach tanich linii lotniczych.- Ludzie nie rezygnują z opłat za dobre szkoły i innych ważnych rzeczy, ale już zastanawiają się, czy do Szwajcarii na narty nie pojechać raz, zamiast dwóch. Nie chcemy kłuć w oczy faktem posiadania pieniędzzy..Podobnie jest w przypadku wyrobów Hermes i Rolexa – sprzedają się, ale wielu sprzedawców stawia na mniej efektowne elementy luksusowych kolekcji, mówią analitycy.Wiele bogatych osób wystrzega się obecnie krzykliwych logo na rzecz bardziej dyskretnych ubiorów i torebek, choć kupowanych w tych samych sklepach. Podobno część obcina nawet metki ze swoich płaszczy, aby nie było widać, że noszą rzeczy Prady, czy Chanel. - Nie chodzi o to, że nie chcą się pokazywać wśród swoich zawodowych rówieśników, ale o większą dyskrecję w miejscach publicznych. Część zmian bierze się z faktu, że wiele zamożnych osób to dorobkiewicze, którzy mają rodziny i przyjaciół ciężko doświadczonych przez kryzys. Mogą również mieć kontakt z klientami i podwładnymi, którym ciężko płacić raty hipoteczne, czy szkolne czesne.- Nie chodzi o wstyd, ale o przyzwoitość. Byłem klasą średnią i wiem, jak to jest, kiedy twój tata straci pracę .Nawet złodzieje stali się bardziej praktyczni. Brytyjska sieć supermarketów Tesco zanotowała 36-proc. wzrost kradzieży podstawowych towarów, np. mleka dla niemowlaków.Ale nie wszystko się zmieniło. W kościele Św. Heleny pastor O’Donoghue, były prawnik z zakresu fuzji i akwizycji, nie obserwuje masowego powrotu wiary. – Obserwujemy zwrot w kierunku "rezerwowych Bogów". Ludzie, którzy polegali na karierze i pracy, obecnie polegają na rodzinie i przyjaciołach. To coś w rodzaju owieczek bez pasterza .Sondaż przeprowadzony przez Axa dowiódł, że jeden na trzech Brytyjczyków kłamał swojej rodzinie lub przyjaciołom na temat własnej sytuacji finansowej. Większość ukrywa złe informacje. Jeden z wysokich rangą dyrektorów wypłacił pieniądze z konta oszczędnościowego dziecka i udawał, że dostał premię.Część bogaczy postrzega ciężkie czasy jako okazję do wynegocjowania lepszych stawek za remont. Firmy dóbr luksusowych – LVMG i Gucci Group – zanotowały 5-proc. wzrost sprzedaży w trzecim kwartale.- Kupują Bentleye zanim będzie za późno . – To potrwa chwilę. Takie osoby nie wyciągają szybko wniosków.Jedną z ciekawostek związanych z aktualnym kryzysem jest to, jak znane firmy, które przetrwały Wielki Kryzys, nie radzą sobie z dzisiejszymi problemami. Walter Chrysler znalazł sposób na wyjście z kryzysu lat 30. projektując Plymoutha – tani, ale zaawansowany technologicznie samochód, który obiecywał „płynną jazdę”. W ciągu dwóch lat, sprzedaż samochodów Chrysler wróciła do poziomów sprzed kryzysu, znacznie wyprzedzając osiągnięcia konkurencji. Dzisiaj, los firmy jest niepewny, chyba że skorzysta z rządowego koła ratunkowego.Brytyjska filia Woolworths – firmy założonej przez Amerykanina, Byrona Millera – odnosiła niesamowite sukcesy w czasach Wielkiego Kryzysu. Model sprzedaży oparty na taniej różnorodności oznaczał, że każdy klient mógł znaleźć coś dla siebie. Aktualnie, firma od lat boryka się ze sprzedażą, a jej hurtowy dział zmuszony został do inkasowania gotówki z góry za przedświąteczne zakupy.Lata 30. ubiegłego stulecia to czasy szybkiego rozwoju sieci handlowych, na czele z Tesco Jacka Cohena, sklepami Marks and Spencer i J Sainsbury. Tesco wciąż jest bardzo popularne, ale tej jesieni straciło część rynku na rzecz dyskontowych supermarketów, ponieważ pozbawieni gotówki klienci próbują ograniczyć wydatki.Brytyjskie władze próbowały nadaremnie ożywić sektor węglowy, bawełniany i stoczniowy po Wielkim Kryzysie – nowsze gałęzie przemysłu, takie jak produkcja samochodów, urządzeń elektrycznych, chemikaliów i sztucznych włókien rosły w międzyczasie jak na drożdżach. Brytyjczyk William Morris pokonał kryzys tak jak Chrysler, wprowadzając na rynek serdelkowaty model Morris 8. Nowoczesny spadkobierca tradycji Morrisa, MG Rover, zakończył biznes w 2005 roku.Recesja może być doskonałą porą na otworzenie firmy lub wprowadzanie innowacyjnych rozwiązań, jeśli jest się w stanie znaleźć środki do zainwestowania. Konkurenci próbują za wszelką cenę ograniczyć swoje koszty. Można z nadzieją oczekiwać na odrodzenie rynku. Lord Bilimoria stworzył markę Cobra Beer – mniej gazowane pełne jasne piwo, doskonale nadające się do picia z curry, w okresie recesji w latach 90.Jakie sukcesy odniesie biznes podczas aktualnej recesji? Premier Gordon Brown chce zachęcić „zielone” firmy technologiczne do rozwoju – to chyba dobre posunięcie, chociaż rządy rzadko miały nosa w kwestii nowych biznesowych przebojów. Niedawno Hull zdobyło wątpliwie zaszczytny tytuły brytyjskiej stolicy otyłości i najgorszego miejsca do życia, miasta z najniższym przeciętnym dochodem na gospodarstwo domowe, najgorzej radzącą sobie strukturą edukacyjną i najgorszym pod względem wyników pracy policji miastem w kraju. W ubiegłym tygodniu zdobyło kolejny tytuł: najgorsze brytyjskie miasto pod względem ekologicznego rozwoju.Wydaje mi się, że naród czuje się źle z powodu ciągłego zamęczania tego przegranego miasta, dlatego też udany start drużyny Hull City podczas jej pierwszego w historii sezonu w pierwszej lidze (jak na razie zajmuje szóste miejsce w tabeli) został ciepło przyjęty. – To miasto dostawało kopa przy każdej okazji od 30 lat . Zbombardowane podczas wojny bardziej niż jakiekolwiek inne miasto, poza Londynem, ucierpiało gospodarczo z powodu zaniku morskiego rybołóstwa, wynikającego z islandzkiej wojny dorszowej lat 1975-76.Teraz przeżywa odrodzenie. Dworzec kolejowy został odbudowany z pełnym wiktoriańskim rozmachem, tuż obok nowego centrum handlowego St Stephen’s, kosztującym 160 milionów funtów. At Humber Quays, nowoczesna dzielnica biurowa, jest siedzibą dla jednego z pierwszych poza Londynem Światowego Centrum Handlowego. Quay West, kompleks handlowo-biurowo-rozrywkowy, budowany za 300 milionów funtów, ma zostać ukończony w 2013 roku. Służba zdrowia i odnawialna energia to branże uważane w Hull za przyszłościowe.Mimo to, zaufanie w możliwości miasta pozostaje niskie. Odrobina odrodzenia miała miejsce w latach 80., kiedy to drużyny Hull i Hull Kingston Rovers zdominowały ligę rugby, a zespoły takie jak The Housemartins (ze swoim proroczym albumem London 0 Hull 4), The Beatiful South i Everything But the Girl pojawiły się na scenie muzycznej. Mam nadzieję, że recesja i kaprysy futbolu nie zniweczą kolejnej szansy tego miasta.Zasłużona nagroda Alistair Darling zdobył tytuł Najlepszego Szkota w Westminster w ramach nagród Szkocki Polityk Roku, za „spokojne podejście do tegorocznego, niespotykanego kryzysu finansowego i stworzenie pakietu ratunkowego dla brytyjskich banków, który został wykorzystany przez inne kraje jako wzór”. Kto jest sponsorem tej kategorii? Bank of Scotland, część grupy HBOS, która ma powody by okazywać wdzięczność za hojność ministra.Przy okazji szczytu Grupy 20 dominowały obawy, że oczekiwania mogą zostać wywindowane za wysoko. Całe to gadanie o nowym Bretton Woods jest niepokojące, zamartwiali się obserwatorzy. Najprawdopodobniej spotkanie zakończy się niczym, a jeżeli tak się stanie, będzie to stanowiło kolejny cios dla zaufania.Obawy te były nieco przesadzone – nie dlatego, że podczas szczytu osiągnięto tak dużo, ale ponieważ, przynajmniej w USA, ten przełomowy moment przeszedł bez większego rozgłosu.Można by oczekiwać, że nadzwyczajne spotkanie 20 najważniejszych państw uprzemysłowionych i rozwijających się, w sytuacji gdy globalnej gospodarce grozi największe tąpnięcie od czasów Wielkiego Kryzysu, wywoła pewne zainteresowanie. Jednak impreza nie okazała się dość ważna, by znaleźć się w głównej sekcji sobotniego "New York Timesa" (Choć tematem na pierwszą stronę okazało się to, jak trudno jest rozpakować zabawki i elektroniczne gadżety. W wiadomościach telewizyjnych wysiłki światowych liderów, by powstrzymać katastrofę, zostały wyparte przez spekulacje dotyczące następnej posady Hillary Clinton i pożary w Kalifornii (rannych zostało czterech strażaków).Dla większości Amerykanów i bez wątpienia także dla wielu uczestników szczytu, nie miał on większego znaczenia z tego prostego powodu, że nie było na nim prezydenta-elekta. Barack Obama posłał na niego swoich przedstawicieli, ale sam wolał się nie pojawiać. Dla Amerykanów oznaczało to, że nie jest to impreza warta uwagi. Gdyby szczyt odbywał się pod koniec stycznia, gdy nowy prezydent objąłby już swój urząd, postrzegano by to jako wydarzenie historyczne. Kalendarz jest najważniejszy.Te oczekiwania będą miały szansę się spełnić w kwietniu, gdy odbędzie się kolejny szczyt. Nowy prezydent będzie już wtedy sprawował władzę, a do tego czasu wiele prac przygotowawczych dotyczących regulacji finansowych, o których mówiono w zeszłym tygodniu, będzie już zakończonych. Może wydarzyć się coś konkretnego – ale to nie oznacza, że w tym okresie usunięte zostaną bariery we współpracy międzynarodowej.Nieobecność prezydenta-elekta stanowi jedynie przykrywkę dla najważniejszych z tych ograniczeń. Nawet prezydent, który ma przed sobą cztery lub osiem lat kadencji musi liczyć się z ograniczeniami – w znacznie większym stopniu niż Gordon Brown czy, powiedzmy, Nicolas Sarkozy.Pomyślcie, jakie problemy miała administracja ze swoją pierwotną, ale wciąż zmieniającą się, wersją programu ratunkowego. Spójrzcie na obecną debatę, jaka toczy się w USA na temat drugiej fazy pakietu fiskalnego. To Kongres pisze ustawy. To Kongres je przyjmuje. Prezydent może prosić i błagać – i przynajmniej na początku Obama może liczyć na wielkie poparcie Demokratów na Kapitolu. Jednak w ostateczności to nie są jego decyzje. To, że na następnym szczycie wystąpi właściwy człowiek może mieć mniejsze znaczenie, niż sądzicie.Co więcej, ani nowy prezydent, ani Kongres nie będą na poważnie rozważać jakichkolwiek rozwiązań, które ograniczałyby suwerenność kraju na rzecz organów międzynarodowych. W teorii, dla przykładu, pożądane byłoby stworzenie jakiegoś ponadnarodowego organu nadzoru finansowego, ale nic takiego się nie stanie. W sferze regulacji, podobnie jak w polityce fiskalnej i monetarnej, amerykańscy decydenci, w dającej się przewidzieć przyszłości, pozostaną lokalnymi patriotami.Można mieć nadzieję, że nowa burza mózgów przyniesie rozwiązanie w podstawowych sprawach, między innymi rozszerzy regulacje na sfery dotychczas nimi nie objęte (w szczególności na instytucje nie-bankowe) i zwiększy nacisk na jawność informacji. Nie od rzeczy byłaby też bliższa koordynacja podejmowanych ad hoc decyzji w polityce makroekonomicznej. Najbardziej pożądane byłoby zaś monitorowanie zgodności standardów regulacyjnych z minimalnymi wymaganiami międzynarodowymi, co z kolei byłoby zadaniem dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego lub Forum Stabilizacji Finansowej. Rządy obiecują zająć się tym wszystkim. I o to właśnie chodzi; reszta jest kwestią właściwej polityki na poziomie narodowym.Największa korzyść płynąca ze szczytu jest natury geopolitycznej: to było spotkanie G20, a nie G7, czy G8, co podkreślał Prezydent George W. Bush. Komunikat końcowy także potwierdza wagę zaproszenia do stołu Chin, Indii, Brazylii i innych dużych gospodarek wschodzących. Konkretnie chodzi o "rozszerzenie FSF" (gdzie dotąd członkostwo było równoznaczne z członkostwem w G7). Byłoby dobrze, gdyby sobotnia deklaracja oznaczała nekrolog dla starego G7 – a jeszcze lepiej, gdyby G20 stało się jego bardziej sprawnym następcą, między innymi poprzez przyznanie Unii Europejskiej tylko jednego miejsca, zamiast czterech, posiadanych obecnie przez duże gospodarki europejskie. Brown chętnie objąłby przywództwo w takiej organizacji; najlepszym argumentem z jego strony byłaby rezygnacja z miejsca należnego Wielkiej Brytanii.Szczyt miał potwierdzić wagę wolnego handlu i tak się stało, przynajmniej o tyle o ile. "Podkreślamy wagę odrzucenia protekcjonizmu i niezamykania się w czasach finansowej niepewności. W związku z tym, w ciągu najbliższych 12 miesięcy powstrzymamy się od wznoszenia nowych barier dla inwestycji lub handlu dobrami i usługami, wprowadzania nowych ograniczeń eksportowych lub (nielegalnych) metod pobudzania eksportu". Cały rok bez nowych barier handlowych! Oczywiście, nowa administracja i Kongres nie są związane tą obietnicą, a rozwiązanie gwałcące jej ducha, jeżeli nie literę – proponowana pomoc dla Wielkiej Trójki amerykańskich koncernów samochodowych – jest pierwsze w kolejce do uchwalenia.Krach finansowy i kryzys ekonomiczny przez niego spowodowany, potwierdza wagę globalnych powiązań; odpowiedź musi być skoordynowana na poziomie globalnym. Jak jednak uczy historia, ekonomiczne szczyty nie bez powodu okazywały się stratą czasu, a pewnych rzeczy nie zmieni nawet Barack Obama. Jesteśmy przed radykalną zmianą we wszystkich sferach międzynarodowych układów. To czy kryzys będzie trwał 3 lata czy ponad 5 zależy od właściwego rozpoznania jego przyczyn i zastosowania racjonalnych rozwiązań. Przytoczyłem różne spostrzeżenia i poglądy, ale najwyższy czas zadać sobie pytanie gdzie leży główna przyczyna kryzysu:
Manipulacje na rynkach finansowych?, Nieracjonalne decyzje kredytowe banków?, Zmiany kulturowe? Przeciążenie gospodarki USA rywalizacją z innymi gospodarkami, a w szczególności aktywnością chińską? Zmiany popytowe na dobra i brak działań dostosowawczych? Obciążenie gospodarki USA wysiłkami zbrojnymi USA na arenie międzynarodowej w tym szczególnie w Iraku i Afganistanie, a także na Bliskim Wschodzie? Uważam, że wszystkie wyżej wymienione przyczyny miały bezpośredni wpływ na obecny kryzys gospodarczy. Obok jest bardzo ważny problem surowców naturalnych i groźba ich wyczerpywania, a także konieczność wdrażania nowych technologii mających na celu eliminowanie niniejszego problemu bardzo konfliktogennego w stosunkach międzynarodowych.

Brak komentarzy: