niedziela, 14 grudnia 2008

Głód na świecie.

ONZ alarmuje, że pogłębiający się światowy kryzys cen żywności zwiększył w tym roku liczbę głodujących na świecie o ok. 40 milionów. W samej tylko Afryce subsaharyjskiej głoduje jeden na trzech mieszkańców. „Na początku XXI wieku taka sytuacja jest moralnie nie do zaakceptowania” mówił we wtorek Jacques Diouf, dyrektor generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych do Spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO). „Z powodu rosnących cen żywności o 75 milionów wzrosła [od 2005 r.] liczba ludzi, którzy permanentnie głodują. Ten trend postępuje nadal i tylko w mijającym roku zwiększył liczbę głodujących na świecie o ok. 40 milionów”. Słowa te padły podczas oficjalnej prezentacji raportu FAO, poświeconego światowemu kryzysowi żywnościowemu. Można w nim przeczytać, że pomimo blisko 50-procentowego spadku cen zbóż w 2008 roku, pozostają one nadal bardzo wysokie w porównaniu z okresem sprzed wybuchu kryzysu. Z tego powodu łącznie głoduje dziś na świecie 963 milionów ludzi. Dwie trzecie z nich mieszka w Azji, lecz równie trudna pozostaje sytuacja Afryki subsaharyjskiej, gdzie głoduje jeden na trzech mieszkańców. Nawet w relatywnie odpornych na kryzys państwach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu liczba głodujących wzrosła z 15 milionów w latach 1990-92 do 37 milionów w 2007 roku.Diuf zaapelował do amerykańskiego prezydenta-elekta Baracka Obamy o zorganizowanie w 2009 r. specjalnej konferencji międzynarodowej poświeconej kryzysowi żywnościowemu. Zaapelował również do krajów rozwiniętych o zwiększenie pomocy dla borykających się z kryzysem krajów rozwijających się. Zdaniem FAO rolnictwo w krajach Trzeciego Świata wymaga bowiem doinwestowania w wysokości 30 miliardów dolarów rocznie. „Trzydzieści miliardów dolarów to nic w porównaniu z środkami, które państwa OECD przeznaczają na subsydia i wsparcie dla swych firm (...) to nic w porównaniu z miliardami wydawanymi przez wszystkie kraje rozwinięte na walkę z kryzysem finansowym” mówił Diuf.FAO obawia się, że światowy kryzys cen żywności może się jeszcze dalej pogłębiać w obliczu kryzysu finansowego i spodziewanej globalnej recesji. Zmniejszający się popyt w krajach rozwiniętych może ponadto stanowić dodatkowy cios dla producentów w krajach rozwijających się.Oblicza się, że od 2000 roku ceny żywności na świecie wzrosły o 75 proc., choć skutki tego są odczuwane na pełną skalę dopiero od kilku lat. Głównymi przyczynami kryzysu są: eksplozja demograficzna, zmniejszenie produkcji rolnej (spowodowane głównie czynnikami klimatycznymi) oraz wzrost cen paliw, które miały miejsce w ostatnich latach. Niektórzy podają, że przyczyną jest też przeznaczanie znacznych powierzchni gruntów rolnych na uprawę roślin stosowanych przy produkcji biopaliw. Jest to ewidentna bzdura. Do biopaliw potrzebne są przede wszystkim tłuszcze, a przy ich produkcji są produkty uboczne jak np. makuchy , które są doskonałym surowcem do produkcji pasz dla zwierząt hodowlanych, a w wyniku tego obniza sie cenę pasz bo wzrasta podaz surowca. Poza tym wzrost popytu na surowce do produkcji biopaliw podnosi ceny co ma bezpośredni wpływ na wzrost opłacalności produkcji rolniczej. Zatem wzrost produkcji biopaliw moze być środkiem do zlikwidowanie głodu w niektórych rejonach świata. Światowi Przywódcy zamiast pomocy zbozowej lepiej by zrobili, gdyby w okresie kryzysów finansowego i głodowego wybudowali kilkanaście dużych zbiorników wodnych na afrykańskich i azjatyckich rzekach, na nich elektrownie wodne, a jednocześnie wybudowali systemy irygacyjne nawadniające osuszane terytoria, na których zakontraktowali choćby plantacje roślin niezbędnych do produkcji biopaliw. Za uzyskane dochody ludy tych terytoriów zakupiliby sobie zywność. Równolegle przyczynilibyśmy się do efektywnego zwalczania jeszcze jednego problemu tj. CO2 nastąpiłby popyt na zywność, ale nie wpłynąłby bezpośrednio na głód, a poprawiłby koniunkturę na rynkach finansowych i pozwoliłby do rozwiązania innych problemów. Jest to system powiązany. Kolejna konferencja to wyrzucone kolejne środki finansowe bez sensu. Światowy kryzys żywnościowy uderza w pierwszym rzędzie w kraje rozwijające się, pogarszając zwłaszcza sytuację ubogiej ludności miejskiej. Ma to dalekosiężne skutki ekonomiczno-społeczne ale również polityczne, co pokazały dobitnie zamieszki które w mijającym roku miały miejsce w wielu krajach Trzeciego Świata. Kryzys ma jednak również wpływ na sytuację w krajach rozwiniętych, gdzie uderza w osoby o najniższych dochodach oraz prowadzi do wzrostu inflacji. Zatem wszyscy mają interes w racjonalnym wykorzystaniu isniejących problemów do wzajemnej sobie pomocy w ich rozwiązywaniu. Rozdawnictwo to najgorsze rozwiązanie, które wszystkim szkodzi!!!!!!! Istnieje realna obawa, że w przyszłym roku społeczeństwo Somalii stanie w obliczu skrajnej nędzy, grzmi ONZ. Niebywale trudna sytuacja całego Rogu Afryki potęgowana jest poprzez nieustającą wojnę i brak bezpieczeństwa. Mark Bowden, koordynator oenzetowskich działań na terenie Somalii twierdzi, że przyszły rok może ostatecznie zadecydować o upadku lub przetrwaniu chwiejącego się państwa, w którym konflikt zbrojny zdaje się nie mieć końca a ludność od trzech lat dręczona jest przez suszę. Z tego powodu ONZ wystosował wezwanie o udzielenie pomocy w wysokości 918 milionów dolarów, które mają zostać przeznaczone na realizację dwustu projektów czternastu ONZ-owskich agencji oraz siedemdziesięciu jeden projektów innych organizacji międzynarodowych i pozarządowych. Pytanie ile za te pieniądze dokładając prace afrykańskiej głodującej ludności i osuszone grunty wymagające nawodnienia mozna by zrobić projektów realnych w zakresie wzajemnej pomocy. Od 1991 r., kiedy to obalono komunistycznego prezydenta Siada Barre, Somalia nie posiada efektywnie działającego rządu centralnego. Somalia jest klasycznym państwem „upadłym”, w którym nie działają żadne państwowe instytucje, a miejscowe klany i ich „Panowie Wojny” podzielili pogrążony w anarchii kraj na swoje strefy wpływów.W ostatnich miesiącach susza, światowy kryzys cen żywności, a także spadek wartości lokalnej waluty jedynie pogarszają już i tak fatalną sytuację mieszkańców Somalii. ONZ szacuje, że około 3,2 miliona Somalijczyków (40% społeczeństwa) bezwzględnie potrzebuje pomocy żywnościowej, a jedno na sześcioro dzieci poniżej piątego roku życia jest dotkliwie niedożywione. Około miliona osób stało się uchodźcami.Choć jest i jedna informacja, która rozjaśnia ponurą somalijską sytuację. Bowden wskazuje na pewną skuteczność podejmowanych przez ONZ działań: „ W tym roku udało nam się dotrzeć z pomocą żywieniową do około 3,2 miliona ludzi oraz otworzyliśmy kolejne centra żywieniowe".Na tragiczną sytuację w kraju zwraca w ostatnim czasie również Czerwony Krzyż, apelując, aby świat przestał zwracać uwagę tylko na problem pirackich statków grasujących u wybrzeża Somalii, ale przede wszystkim na społeczeństwo, które w opinii organizacji, lada moment stanie w obliczu już nie kryzysu, ale całkowitego głodu. Inaczej niż ONZ, Czerwony Krzyż jest zdania, że szalejąca w kraju przemoc skutecznie uniemożliwia niesienie pomocy humanitarnej ludziom, których połowa jest całkowicie uzależniona od pomocy z zewnątrz. Alexander Liebeskind, szef MCK mówi, że o skali nędzy świadczy to, że rodziny zaczynają zjadać swe najcenniejsze dobra, takie jak wielbłądy i kozy. Obecną sytuację porównuje do tej z 1992 roku, gdy w wyniku powszechnego głodu zginęły setki tysięcy ludzi. Z raportu somalijskich organizacji zajmujących się ochroną praw człowieka wynika, że wojna partyzancka, którą somalijscy talibowie od dwóch lat prowadzą przeciw rządowi tymczasowemu i wspierającym go Etiopczykom przyniosła blisko 16 tysięcy ofiar. W opublikowanym w środę (10.12.2008)raporcie Elman Peace i Human Rights Organisation można przeczytać, że w 2008 r. w Somalii zginęło 7 574 cywilów, podczas gdy w roku poprzednim - 8 636. W tym samym czasie rany odniosło ok. 29 tys. ludzi.Opublikowany w poniedziałek raport Human Rights Watch liczbę ofiar ostatniej odsłony somalijskiego konfliktu ocenia z kolei na „co najmniej 10 tysięcy”. „Somalia to kraj w ruinie, pogrążony w jednym z najbrutalniejszych konfliktów zbrojnych na świecie”. Blisko milion Somalijczyków stało się uchodźcami. Stolicę Mogadiszu opuściło dwie trzecie mieszkańców, a samo miasto zdaniem badaczy HRW przypomina czeczeńskie Grozny.Co gorsza, premier Etiopii Meles Zenawi ogłosił w czwartek, że wraz z zaplanowanym do końca roku odwrotem wojsk etiopskich z Somalii, kraj chcą opuścić także stacjonujące tam nieliczne siły pokojowe Unii Afrykańskiej.Od 1991 r., kiedy to obalono komunistycznego prezydenta Siada Barre, Somalia nie posiada efektywnie działającego rządu centralnego. Somalia jest klasycznym państwem „upadłym”, w którym nie działają żadne państwowe instytucje, a miejscowe klany i ich „Panowie Wojny” podzielili pogrążony w anarchii kraj na swoje strefy wpływów.Latem 2006 r. stolica Mogadiszu i niemal cała południowa Somalia przeszły na pół roku pod kontrolę islamskich fundamentalistów z tzw. Unii Trybunałów Islamskich, oskarżanych przez Waszyngton o związki z al-Kaidą. Na zajętych przez siebie terenach islamiści zaprowadzili porządek i względną stabilizację, lecz ich polityka wzbudziła zaniepokojenie Zachodu i regionalnych potęg. W rezultacie w grudniu 2006 r. zainspirowana prawdopodobnie przez USA etiopska interwencja wojskowa rozgromiła „somalijskich talibów” i osadziła w Mogadiszu uznawany przez społeczność międzynarodową, lecz wcześniej zupełnie bezsilny, Tymczasowy Rząd Federalny.Islamiści nie rezygnują jednak z walki i prowadzą przeciwko Etiopczykom i ich somalijskim sprzymierzeńcom krwawą walkę partyzancką. której epicentrum znajduje się w Mogadiszu. W mieście właściwie nie ma dnia bez krwawych potyczek i zamachów, w których giną przede wszystkim osoby cywilne. Południe kraju jest już tymczasem w dużej mierze kontrolowane przez rebeliantów.Krytyczna pozostaje sytuacja humanitarna. ONZ szacuje, że około 3,2 miliona Somalijczyków (40 proc. społeczeństwa) bezwzględnie potrzebuje pomocy żywnościowej, a jedno na sześcioro dzieci poniżej piątego roku życia jest dotkliwie niedożywione. Burundi i Uganda, których żołnierze stanowią trzon misji pokojowej Unii Afrykańskiej w Somalii, mają ponoć wycofać swe kontyngenty jeszcze przed zakończeniem ewakuacji etiopskich sił interwencyjnych. Przewodniczący Komisji UA Jean Ping jest przerażony tymi planami. „Jesteśmy rzeczywiście bardzo przejęci ale mamy nadzieję, że coś zostanie zrobione by uniknąć takiego obrotu sytuacji ” mówił Ping podczas piątkowej konferencji prasowej. „Mam nadzieję że do tego nie dojdzie” podkreślał cały czas afrykański komisarz.„Poprosiliśmy państwa afrykańskie o zwiększenie obecności w Somalii, poprosiliśmy Radę Bezpieczeństwa ONZ o pomoc, a partnerów UA o finansowe wsparcie misji” mówił Ping. „Odwrót z Somalii jest czymś, czego nie możemy zaakceptować – ani Unia Afrykańska ani reszta świata” dodał.Całą tą burzę wywołał w czwartek premier Etiopii Meles Zenawi, który ogłosił że jeszcze przed zaplanowanym do końca roku odwrotem wojsk etiopskich z Somalii, kraj opuszczą także stacjonujący tam żołnierze sił pokojowych z Ugandy i Burundi. Oznaczałoby to de facto koniec misji pokojowej AMISOM, gdyż żołnierze z tych państw stanowią niemal całość kontyngentu. W rezultacie pogrążona w konflikcie Somalia zostałaby całkowicie pozostawiona sama sobie, a droga do przejęcia władzy przez islamistów byłaby otwarta.Rządy Ugandy i Burundi zaprzeczają jednak tym doniesieniom.Misja AMISOM miała liczyć ok. 8 tysięcy żołnierzy, lecz obecnie w Somalii jest ich zaledwie 3,2 tys. (gł. z Ugandy i Burundi). Ich obecność nie ma większego wpływu na sytuację w pogrążonym w chaosie kraju, co więcej sami padają nierzadko ofiarą ataków. Od początku misji zginęło już dziewięciu żołnierzy.W lipcu Ramtane Lamamra, komisarz Unii Afrykańskiej ds. pokoju i bezpieczeństwa, przyznał że „mimo wszystkich poświęceń złożonych przez dowódców i żołnierzy, AMISOM nie jest w stanie wypełnić swego mandatu, gdyż jej siły są nieadekwatne do zastanych na miejscu wyzwań”. Poprosił następnie ONZ o przejęcie odpowiedzialności za misję pokojową w Somalii. O to samo poprosił w piątek Jean Ping.Od 1991 r., kiedy to obalono komunistycznego prezydenta Siada Barre, Somalia nie posiada efektywnie działającego rządu centralnego. Somalia jest klasycznym państwem „upadłym”, w którym nie działają żadne państwowe instytucje, a miejscowe klany i ich „Panowie Wojny” podzielili pogrążony w anarchii kraj na swoje strefy wpływów.Latem 2006 r. stolica Mogadiszu i niemal cała południowa Somalia przeszły na pół roku pod kontrolę islamskich fundamentalistów z tzw. Unii Trybunałów Islamskich, oskarżanych przez Waszyngton o związki z al-Kaidą. Na zajętych przez siebie terenach islamiści zaprowadzili porządek i względną stabilizację, lecz ich polityka wzbudziła zaniepokojenie Zachodu i regionalnych potęg. W rezultacie w grudniu 2006 r. zainspirowana prawdopodobnie przez USA etiopska interwencja wojskowa rozgromiła „somalijskich talibów” i osadziła w Mogadiszu uznawany przez społeczność międzynarodową, lecz wcześniej zupełnie bezsilny, Tymczasowy Rząd Federalny.Islamiści nie rezygnują jednak z walki i prowadzą przeciwko Etiopczykom i ich somalijskim sprzymierzeńcom krwawą partyzantkę, której epicentrum znajduje się w Mogadiszu. W mieście właściwie nie ma dnia bez krwawych potyczek i zamachów, w których giną przede wszystkim osoby cywilne. Południe kraju jest już tymczasem w dużej mierze kontrolowane przez rebeliantów.Krytyczna pozostaje sytuacja humanitarna. ONZ szacuje, że około 3,2 miliona Somalijczyków (40 proc. społeczeństwa) bezwzględnie potrzebuje pomocy żywnościowej, a jedno na sześcioro dzieci poniżej piątego roku życia jest dotkliwie niedożywione. Somalia to jeden z przykładów jak bardzo skomplikowane są sytuacje, ale rozwiązań nalezy szukać w róznych dziedzinach zycia danych społeczeństw. Nalezy pamiętać ze w przypadku Somalii to jeszcze jest jeden problem - piractwo, który mozna rozwiązać za pomocą uporządkowania struktur państwowych poprzez rozwój rolnictwa.

Brak komentarzy: