Dziecko to największe bogactwo. Można mieć dużo majątku, pieniędzy i innych kosztowności i dóbr, ale czy one dają szczęście? Natomiast zdrowe i inteligentne dziecko jest zawsze nieocenionym skarbem. Posiadanie licznego rodzeństwa jest zwiastunem przyszłego zdrowia psychicznego. Osoby wywodzące się z dużych rodzin mają niezłe szanse na udane małżeństwo, ponieważ przywykły do tego, by się dzielić. Spora gromadka braci i sióstr to także zabezpieczenie przed presją ze strony nadopiekuńczych rodziców. Kiedy ktoś mówi, że ma pięcioro dzieci, w odpowiedzi słyszy na ogół: „Ale ci dobrze!”. W przybliżonym tłumaczeniu oznacza to jednak: „Co za tupet!”. W poprzednim pokoleniu duże rodziny uchodziły za rezultat niestosowania środków antykoncepcyjnych. Dzisiaj uważa się je za publiczną deklarację ogromnych dochodów, niewyczerpanej energii i samolubnego lekceważenia przyszłości naszej planety.
Nic z tego nie jest prawdą , ale zwykle są kłopoty z obroną dużych rodzin wychodzącą poza stwierdzenie, że cieszy kogoś posiadanie wielu dzieci, bez względu na to, jak jest to kosztowne i męczące. Każdy nowy układ genetyczny to nowa przygoda, fascynująca jednostka, czasami męcząca, ale zwykle urocza mieszanka zalet i wad. Jeśli chodzi o duże rodziny, rzecz w tym, że są one czymś więcej niż sumą swoich części – są mikrokosmosem społecznym, w którym członkowie walczą o uwagę i najlepsze miejsce w samochodzie. Sprzeczki trwają bez końca i często bywają ostre, ale pod koniec dnia wszyscy muszą pogodzić się ze sobą, ponieważ przyjdzie im dzielić się pilotem telewizyjnym. Zawsze uważałem, że posiadanie sporej rodziny to nie tylko egoistyczna przyjemność, ale także korzyść dla kraju, a nawet świata, ale do tej pory brakowało mi argumentów na poparcie mojej tezy, która jest jawnym zaprzeczeniem teorii Maltusa. Jestem zatem wdzięczny dziennikarzowi telewizyjnemu ze Sky News, Colinowi Brazierowi, który przez ostatnie pięć lat zbierał dowody świadczące o tym, że duże rodziny to coś dobrego.
– Tak często słyszymy o wadach wielodzietnych rodzin, że zapomnieliśmy o ich ukrytych zaletach – mówi on. Jego misja rozpoczęła się pewnego dnia na początku wojny w Iraku, kiedy będąc tam z oddziałami armii USA, usłyszał w radiu, że koszt wychowania jednego dziecka wzrósł do 180 tysięcy funtów. W tamtym czasie nie miał pięciorga potomstwa, tak jak teraz, ale już wówczas zdał sobie sprawę, że bzdurą jest sugerowanie, iż wychowanie każdego dziecka kosztuje tyle co dom. Ze względu na wspólne sypialnie, łazienki i zabawki oceniał, iż każde kolejne dziecko w dużej rodzinie kosztuje mniej niż w niewielkiej. Brazier uważał też, że wyliczenie, że każde dziecko wnosi do środowiska naturalnego dodatkowych 750 ton dwutlenku węgla nie jest rzetelne. Oznacza ona jedynie to, że nalezy posadzić kolejne rośliny i drzewa, które by zuzyły ten dwutlenek. Świat jest tak skonstruowany, ze to co dla jednego gatunku jest odpadem-wydzieliną, to dla innego jest pokarmem. Musimy jedynie uwazać aby były zachowane proporcje, umozliwiające zachowanie harmonii w tej koegzystencji. Czteroosobowe gospodarstwo domowe zużywa na głowę połowę prądu zużywanego przez jednego człowieka mieszkającego samotnie. Ludzie szkodzący planecie to single żyjący w eleganckich apartamentach. Ktoś musi obalić wreszcie nonsensowne teorie, pomyślał. Od tamtego momentu Brazier nie tylko zbierał argumenty na obronę, ale i przeszedł do ataku. Skondensował wyniki swoich badań do postaci artykułu dla ośrodka badawczego Civitas i teraz powinien jeszcze raz włożyć kamizelkę kuloodporną: ludziom propagującym korzyści wynikające z posiadania małej rodziny może nie spodobać się to, co ma do powiedzenia. Również rządowi może się to nie spodobać. We Francji rodzice posiadający trójkę lub więcej dzieci dostają medale za swą prokreacyjną dzielność. W Wielkiej Brytanii karani są wyższymi podatkami od większych samochodów i wkrótce przyjdzie nam słono płacić za wywóz śmieci i zużycie wody.A to wszystko z powodu złej technologii koegzystencji, człowiek powinien mieć możliwość zagospodarowania odpadów w swoim otoczeniu i przetwożeniu ich na dobra uzytkowe. Woda powinna podlegać recyklingowi na przykład i w ostatecznej fazie wykorzystywana do podlewania roślin czy drzew. Odpady pokarmowe wykorzystywane do karmienia zwierząt, a reszta kompostowana. Inne odpady powinny być segregowane i przekazywane do recyklingu jako surowiec. We własnym zakresie kazdy powinien wytwarzać część pokarmu i dóbr mu potrzebnych. Jednym z bardzo waznych dóbr jest energia słoneczna, która w znikomym stopniu jest przez nas wykorzystywana, a w jej miejsce produkujemy energię zuzywając duze ilości surowców i zatruwamy własne środowisko. Na przeciwięństwo tego zatruwania dwutlenek jako pochodna kolejnego dziecka to znikomy drobiazg. Szkoły prywatne nie dają zniżek dla hurtowo przyjmowanych uczniów, a i szkoły państwowe odchodzą od preferowania rodzeństwa i rodzice nie mogą mieć pewności, że każdego ranka nie będą odwozić dzieci do kilku różnych szkół. Skutkiem takich posunięć oraz serwowanych ciągle strasznych opowieści o tym ile dzieci kosztują, jest to, że 90 tysięcy ludzi znalazło się w trudnej sytuacji: chcieliby mieć więcej pociech, ale rezygnują, ponieważ nie stać ich na większy dom czy przestronniejszy samochód. Musimy zmienić mentalność i obalić wszelkie neomatuzjańskie teorie!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz