poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Pozycja Rosji.

Dziesięć lat temu w sierpniu rosyjski kryzys finansowy uderzył w światowe rynki. 17 sierpnia 1998 roku prezydent Borys Jelcyn zamroził krajowy rynek papierów dłużnych, ograniczył obroty dewizowe i dopuścił do dewaluacji rubla. Miliony ludzi straciły swoje oszczędności, zachodni bankowcy odwrócili się plecami do Kremla i Rosja wydawała się bankrutem zarówno politycznym, jak i finansowym.Wydawać by się mogło, że dziesięć lat później wszystko się zmieniło. Rosja przeżywa rozkwit, zwraca swoje długi, jej rezerwy walutowe rosną, a hotele pełne są zachodnich biznesmenów. Prezydent Dmitrij Miedwiediew i premier Władimir Putin napełnili niebywałą dumą swoich ludzi ogłaszając, że Rosja znów zajmuje ważne miejsce na świecie.Rzeczywistość nie jest tak prosta. Bo choć Rosja od 1998 roku przeszłą transformację, wciąż jest dręczona poważnymi słabościami. I choć odzyskała nieco ze swoich światowych wpływów, daleko jej do tego, by znów stać się super potęgą.Rosyjska transformacja po roku 1998 zaczęła się jeszcze wtedy, kiedy kryzys nie rozwinął się w pełni. Po kilku tygodniach ostrej niepewności dewaluacja pobudziła krajową produkcję. Później, po przejęciu władzy przez Władimira Putina w charakterze prezydenta, Kreml narzucił stabilizację za cenę bezwzględnego pogwałcenia praw obywatelskich. W końcu – i to jest najważniejsze – ceny ropy wzrosły ze średniej wynoszącej 12 dolarów za baryłkę w 1998 roku, do obecnego poziomu 125 dolarów. Osiągnięty w wyniku tego wysoki wzrost przychodów ze sprzedaży ropy i gazu został poprzez podatki w dużym stopniu skierowany do Kremla, tworząc bezprecedensowe możliwości przeznaczenia pieniędzy na wydatki publiczne i na prywatne korzyści.Po pięcioprocentowym spadku w 1998 roku wielkość produkcji wzrosła gwałtownie o najwyższą do tego czasu średnią stopę wydajności wynoszącą ponad sześć procent. Korzyści, początkowo dostępne w dużym stopniu jedynie bogatym, teraz obejmują swoim zasięgiem powiększającą się klasę średnią. Nie bez powodu Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew cieszą się we własnym kraju większą popularnością niż ich zachodni odpowiednicy.Oprócz tego, że umacniają swoją władzę w kraju, chętnie zapewniliby sobie władzę za granicami, zwłaszcza w dawnych republikach Związku Radzieckiego. Jak mówi Dmitrij Miedwiediew:”dzisiejsza Rosja jest światowym graczem”. Ale Rosja - nawet dziesięć lat po 1998 roku – nie jest tak silna, jak uważają rządzący nią. Dopiero w zeszłym roku wielkość produkcji powróciła do poziomu z 1998 roku. Miliony ludzi żyje w nędzy, wyciągając średni roczny dochód na głowę wynoszący 14.700 dolarów w parytecie siły nabywczej, podczas gdy na przykład w Polsce jest to 16.300 dolarów.Wraz z nędzą idzie olbrzymie niedofinansowanie szkolnictwa i służby zdrowia. Populacja Rosji wynosząca 143 milionów mieszkańców maleje tak szybko, że program odbudowy demograficznej stał się narodowym priorytetem. I choć sytuacja Rosji jest podobna do sytuacji Europy, to Rosja jest mniej otwarta na imigrację, a nawet jeszcze bardziej przerażona jej konsekwencjami, zwłaszcza w rzadko zaludnionej Syberii, z 1,3 miliardem Chińczyków po drugiej stronie granicy.Tak więc, mimo zróżnicowanej polityki, Rosja pozostaje zależna od ropy i gazu, których wydobycie stanowi około 20 procent produkcji gospodarczej i około 60 procent eksportu. Marzenie o gospodarce opartej na wiedzy, bazującej na całej armii dobrze wykształconych naukowców, pozostaje jedynie marzeniem. Trzeba przyznać jednak, że Rosja lepiej sobie radzi z niespodziewanym napływem gotówki, niż wiele państw zasobnych w ropę. Ale to słabe kryterium dla narodu, który chce rywalizować o wpływy ze Stanami Zjednoczonymi.Zdolność Kremla do rozszerzenia władzy poza Rosję jest ograniczona. Pomimo wzrostu, wydatki na wojsko to pięć procent tego, co wydają Stany Zjednoczone, a armia wymaga unowocześnienia. Nawet status Rosji, jako potęgi nuklearnej jest wątpliwy, ponieważ wciąż boryka się ona z zastąpieniem przestarzałych rakiet, pochodzących z czasów Związku Radzieckiego.Najsilniejszą kartą Rosji jest jej rola dostawcy energii, zwłaszcza do Unii Europejskiej. Kreml dokonał olbrzymiego wysiłku, by poprawić swoją pozycję, przygotowując plany rurociągów i starając się o zawarcie porozumień o współpracy z innymi dostawcami. Ale energia jest bronią obosieczną. Unia Europejska polega na dostawach gazu z Rosji stanowiących ponad 25 procent jej zapotrzebowania, podczas gdy dochody Rosji ze sprzedaży gazu pochodzą w 60 procentach z Unii Europejskiej. Biedne kraje wschodniej Europy, które nie mają dostawców, nie mają żadnego zabezpieczenia, ale nie Unia jako całość.Nawet na własnym podwórku Rosja mierzy się z poważnymi wyzwaniami. Wiele z nich wynikło z „pobrzękiwania szabelką” w stosunku do dawnych republik Związku Radzieckiego, włączając w to przerwy w dostawach energii dla krajów bałtyckich, Ukrainy i Gruzji, a także wtrącanie się w politykę wewnętrzną tych krajów. Najgorszym tego przykładem jest wsparcie, jakiego Rosja udzieliła gruzińskim zbuntowanym prowincjom – Abchazji i Południowej Osetii, a także przyznanie przez Moskwę w zeszłym miesiącu, że jej samoloty bojowe naruszyły przestrzeń powietrzną Gruzji.Ale Kreml nie skorzystał wiele na tych rodzajach swojej działalności. Przeciwnie, skorzystał na tym zachód. Od 1998 roku NATO podwoiło liczbę członków, między innymi o trzy byłe republiki radzieckie – Estonię, Łotwę i Litwę. Teraz mają nadzieję dołączyć Ukraina i Gruzja. Unia Europejska rozszerzyła się na wschód i rozwinęła współpracę polityczną z tak odległymi krajami jak Azerbejdżan. Jednocześnie Pomarańczowa Rewolucja na Ukrainie i „rewolucja róż” w Gruzji przyniosły w efekcie wygraną prozachodnich politycznych przywódców, którzy pokonali swoich poprzedników, sprawujących władzę w dyktatorskim moskiewskim stylu.Jeśli chodzi o tereny poza granicami Rosji, jej możliwości rozszerzenia władzy są jeszcze bardziej ograniczone. Teraz, po okresie zimnej wojny, nie istnieje już ideologiczny konflikt między wschodem a zachodem, dzięki któremu Rosja mogła skupiać wokół siebie państwa uzależnione, stojące w opozycji do Stanów Zjednoczonych. Wraz z rosnącą gospodarką Chin i wschodzącą ekonomią Indii, rośnie rywalizacja o wpływy. I choć jest wiele możliwości, by utrudniać życie Stanom Zjednoczonym i Unii Europejskiej – zwłaszcza w Iranie, na Bliskim Wschodzie i w Kosowie – niewiele jest szans na zdobycie poważnych politycznych korzyści. W Afryce malejące wpływy zachodu otworzyły drogę Chinom – nie Rosji.Tak więc Kreml znalazł się w bardzo frustrującym położeniu – jest znacznie silniejszy, niż mógł tego oczekiwać jeszcze dziesięć lat temu, ale nawet w przybliżeniu nie jest tak potężny, jakby sobie tego życzył

Brak komentarzy: