piątek, 7 stycznia 2011

Miejsce Afryki w polityce zagranicznej CHRL.

Jeśli odświeżymy nie tak odległą historię i wspomnimy, że około 30 lat temu wymiana handlowa między Chinami, a całą resztą świata, nie odgrywała znikomą role, to dynamika zmian z jaką mamy do czynienia w Chinach może skutecznie działać na wyobraźnię handlowców i inwestorów. W związku z coraz większym znaczeniem Chin, na politycznej arenie międzynarodowej również związek z Afryką przez ostatnie kilka lat rozwijał się dynamicznie, z położeniem nacisku na dialog polityczny, umowy sektorowe i wymianę instytucjonalną. Szybko wzrastająca i coraz bardziej widoczna obecność Chin w Afryce, stanowi przedmiot coraz większego zainteresowania obserwatorów co do jej natury, dynamiki, ewolucji i znaczenia. Niewątpliwie jest też znakiem czasów i ważnym probierzem zarówno chińskich stosunków z zagranicą, kondycji gospodarczej państw afrykańskich, jak i przemian społecznych i kulturowych w zglobalizowanym świecie. Powody, dla których Afryka poszukuje zbliżenia z ChRL są stosunkowo klarowne - dynamizm rozwoju ChRL w sposob naturalny zachęca do zacieśniania więzów gospodarczych. Dialog stymulowany jest potrzebą współdziałania z państwami o coraz istotniejszej roli politycznej i ekonomicznej oraz przekształcenia w strukturze układów politycznych. Powstanie nowych centrów silnego oddziaływania i postępujące procesy globalizacji wymogły na podmiotach podjęcie wyzwania, jakim jest formalne zdefiniowanie ram współpracy. Motywem niewątpliwej wagi stała się konieczność włączenia Chin do kolejnej organizacji międzynarodowej (tak, by skuteczniej kontrolować porażające dla większości rywali tempo rozwoju) . Wprowadzenie Chin do międzynarodowego dialogu politycznego, wsparcie dla przemian prodemokratycznych, nadzoru nad przestrzeganiem praw człowieka i przyśpieszenie chińskiej integracji ze światową gospodarką , to wzajemne relacje koncentrują się rzecz jasna na płaszczyźnie ekonomicznej. Na tej płaszczyźnie pośrednio istnieje możliwość oddziaływania na chińskie przywództwo w celu cywilizowanego prowadzenia kontaktów handlowych z ich afrykańskimi partnerami. Niewątpliwe dynamika chińskich postępów w Afryce każe właśnie w Chinach upatrywać pierwszoplanową siłę zewnętrzną kształtującą przeobrażenia kontynentu. Z pewnością też bariera psychologiczna, związana z „wytrąceniem kart” tradycyjnie wpływowym w tym regionie siłom, jak i tempo „przeorientowania sił” przekłada się na niespokojny odbiór tych nowych zjawisk. Wzrost znaczenia Chin nie jest jedynym przykładem nowego dynamicznego partnera w Afryce – od kilku lat coraz aktywniejszą politykę w tym regionie prowadzą również Indie, w których już zaczęto upatrywać alternatywę dla Państwa Środka (indyjska wymiana handlowa z Afryką jest w przybliżeniu trzykrotnie niższa niż chińska, ale również szybko wzrasta) . W marcu 2009 w New Delhi odbyła się piąta konferencja z udziałem prawie 800 przedstawicieli biznesu z państw afrykańskich i Indii. Takie projekty jak telemosty medyczne (np. nowo uruchomiony pomiędzy Sierra Leone, a Indiami) angażujące na odległość pomoc lekarzy z Indii w konsultacjach czy zabiegach medycznych, dodatkowo pomagają w budowaniu zaufania i sympatii do aktywności tego państwa w Afryce. Ta rywalizacja ma wymiar globalny i dlatego warto przeanalizować chińskie zaangażowanie w Afryce i jego konsekwencje z kilku perspektyw. Wygrana w Afryce przekłada się na stosunki w innych regionach. Jest to zjawisko wielopłaszczyznowe, obejmujące zarówno procesy ekonomiczne, polityczne, jak i kulturowe oraz społeczne. Spojrzenie na coraz bardziej aktywne na arenie międzynarodowej Chiny obciążone bywa często mniej lub bardziej zakamuflowanym strachem przed ich dominacją. Na obawę tę w przypadku Afryki nakłada się dodatkowo wspomnienie kolonialnej przeszłości wielu państw europejskich i głęboko niesprawiedliwej natury ich zaangażowania w sprawy tego kontynentu, co automatycznie prowokuje do poszukiwania współczesnych analogii. Nie należy jednak tracić z pola widzenia nakreślonej wyraźnie przez Den Xiaopinga i aktualnej do dziś wizji rozwoju Państwa Środka: „Chiny nie mają przewodzić światu, tylko robić z nim interesy” . Pozostaje faktem, że dynamicznie rozszerzane związki afrykańsko-chińskie naruszyły siłę tradycyjnej obecności USA i europejskich państw postkolonialnych (głównie Francji), co spowodowało ich nerwowość związaną z kurczeniem się ich wpływów w regionie. Południowoafrykański badacz Adekeye Adebajo z Centre for Conflict Resolution zauważa, jak dalece w szczegółach aktywność tych głównych aktorów nie pozwala na standardowe, „westernowe” przypisanie im wyraźnych ról i charakterystyk, co często bywa źródłem niezrozumienia zachodzących procesów . Pomimo pewnych symbolicznych decyzji, jak ta prezydenta Francji z 2008 roku o zrewidowaniu i upublicznieniu wszystkich umów wojskowych z państwami afrykańskimi , postrzeganie Zachodu jako siły kolonialnej/postkolonialnej jest w Afryce silnie ugruntowane. Chiny ze swoją historią wolną od tego balastu mają ułatwioną pozycję wyjściową do wzmacniania obecności na kontynencie bez narażania się na zarzuty prowadzenia polityki neokolonializmu czy protekcjonalizmu. W wywiadzie udzielonym niemieckiej biznesowej gazecie Handelsblatt, prezydent Rwandy Paul Kagame sformułował to następująco: „(…) europejskie i amerykańskie zaangażowanie nie posunęło Afryki naprzód. Wolałbym, żeby świat Zachodni inwestował w Afryce zamiast przekazywać pomoc. (…) Chiny przynoszą Afryce to, czego ona potrzebuje: inwestycje i pieniądze dla firm i rządów. Chiny inwestują w infrastrukturę i budują drogi” . Ten jeden z bardziej cenionych na Zachodzie afrykańskich przywódców poruszył istotny wątek relacji chińsko-afrykańskich, tak odróżniający je od tych tradycyjnie „kolonialnych”: rozwój infrastruktury, niezbędny dla uzyskania samodzielności ekonomicznej i rozwoju gospodarczego państw. Poza doskonale znanym na Zachodzie zalewem tanich produktów i wywołującą negatywne skojarzenia eksploatacją zasobów naturalnych, najbardziej widocznym przejawem chińskiej obecności jest budowa dróg, kolei (jak np. postępująca obecnie odbudowa linii kolejowej łączącej Zambię i Tanzanię ) .Wzbudza to zdecydowanie pozytywną reakcję zarówno przywódców, jak i zwykłych Afrykanów przez w oczywisty sposób długoterminowe korzyści, jakie z sobą niesie, niezależne od możliwych zmian koniunktury politycznej. Inwestycje w infrastrukturę, a także w rolnictwo i wyszkolenie miejscowych kadr przynoszące obustronne korzyści, wzmacniają pozytywny odbiór Chin w Afryce, szczególnie w obliczu ogromnych niedoborów w tych dziedzinach otrzymanych przez państwa afrykańskie w spadku po okresie kolonialnym. Powodem niepokoju zachodnich obserwatorów jest zasada nieingerowania Chin w wewnętrzne sprawy państw, z którymi wiążą je relacje handlowe, w odróżnieniu od szeroko stosowanej przez świat Zachodni praktyki warunkowości . Chociaż istnieje innego rodzaju warunkowanie „albo My albo Tajwan”. Handel czy pomoc uzależnione są od spełnienia przez państwo partnerskie szeregu warunków dotyczących przestrzegania praw człowieka, norm demokratycznych, wolności prasy itd. Chiny zwykły podchodzić do tej kwestii czysto pragmatycznie – rozwijając stosunki gospodarcze, pozostawiają wewnętrzne sprawy państw trzecich w gestii ich rządów. Jak to ujął Yan Xiao Gang, attache gospodarczy przy chińskiej ambasadzie w Addis Abebie „Chiny szanują i wspierają państwa afrykańskie. Nigdy nie narzucają swojej woli ani nie mieszają się do spraw wewnętrznych tych państw” . Postawa taka zupełnie zrozumiale wzbudza obawy o zaprzepaszczenie dorobku Zachodu we wpływaniu na rządy w dziedzinie poprawy ich jakości czy zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom państw rządzonych przez autorytarnych liderów. Najbardziej widoczny przykład tego problemu unaocznił się wokół kryzysu humanitarnego w sudańskim Darfurze. Chiny, główny partner handlowy Sudanu (2/3 sudańskiej ropy eksportowane jest do Chin) i wpływowy gracz w regionie, poddane zostały międzynarodowej krytyce za brak wywierania presji na władze tego kraju w celu zakończenia wspieranej przez nie spirali przemocy rasowej w zachodniej prowincji. Jak podsumował tą sytuację dziennikarz Paul Reynolds, Chiny zaczęły przekonywać się, że nie ma czegoś takiego jak wolne od polityki kontrakty na wydobycie ropy naftowej . Międzynarodowa presja skłoniła je do wykroczenia poza swoją oficjalną politykę „pokojowego wzrostu” (rozwijania relacji gospodarczych bez poruszania kwestii politycznych) i podjęcia zakulisowych działań, które zaowocowały zaakceptowaniem przez Sudan rozszerzenia misji wojskowej Unii Afrykańskiej (AU) do formy mieszanej, wspólnego 17-tysięcznego kontyngentu ONZ–AU. Powołały także specjalnego wysłannika do spraw Darfuru, który wezwał rząd sudański do wykazania większej elastyczności w kontaktach ze wspólnotą międzynarodową. Niewątpliwie sprawa Darfuru stała się dla Chin impulsem dla pracy nad własnym wizerunkiem jako siły, której zaangażowanie w Afryce ma zrównoważony i korzystny charakter. Po wizycie prezydenta Hu Jintao w kilku państwach afrykańskich anglojęzyczna gazeta „The China Daily” komentowała, że obecność Chin na kontynencie wiąże się nie tylko z handlem i wydobyciem surowców, ale w myśl długoterminowej strategii ich intencją jest pomoc w osiągnięciu przez państwa afrykańskie statusu wytwórców dóbr zdolnych konkurować na rynkach azjatyckich . W 2007 roku podczas szczytu Afrykańskiego Banku Rozwoju w Szanghaju, Chiny gościły też forum chińskich i afrykańskich organizacji pozarządowych dyskutujących o wyzwaniach i perspektywach współpracy .W ciągu ostatnich kilku lat Chiny zaangażowały się też w programy rozwojowe i ekologiczne w Afryce – na szczycie w Sharm El-Sheikh w listopadzie 2009 roku, gdzie zgromadzili się przedstawiciele 50 państw afrykańskich, premier Chin Wen Jiabao zapowiedział przekazanie kolejnych 10 miliardów USD w pożyczkach i wsparcie w wybudowaniu stu stacji pozyskiwania czystej energii na kontynencie . W szczegółach ujawnia się przy okazji niekonsekwencja w oficjalnym stanowisku o nieobwarowywaniu kontraktów międzynarodowych dodatkowymi warunkami. W umowie kredytowej z Angolą zastrzeżono, że 70 % zamówień publicznych zarezerwowanych ma być dla firm chińskich . Tego typu klauzule stanowią niebezpieczną praktykę skutkującą rosnącym uzależnieniem kredytowym państw afrykańskich od Chin. Początki chińskiego zaangażowania w Afryce sięgają konferencji w Bandungu w roku 1955. Wówczas to Mao Zedong postanowił uczynić z ChRL przywódcę krajów właśnie określonego Trzeciego Świata . Lata 60-te i zaognianie się konfliktu radziecko – chińskiego doprowadziły do wzmożonej chińskiej ofensywy ideologicznej w Afryce, do której wykorzystano nie tylko „Czerwoną książeczkę” i powoływanie się na wspólną traumę europejskiego kolonializmu. Chińscy komuniści chcąc wygrać bitwę o serca i umysły Afrykańczyków wysyłali na Czarny Ląd ekipy medyczne zwane przez propagandę „aniołami w bieli”. Na przeszkodzie realizacji tych ambitnych planów stanęły realizowane w Chinach polityka „Wielkiego Skoku” oraz „Rewolucja Kulturalna”. „Likwidacja systemu jałtańskiego (...) stwarzała przed Chinami szansę na występowanie w roli jednego z głównych aktorów w wielobiegunowej strukturze międzynarodowej, dając dogodną pozycję do ubiegania się nawet o światową dominację w dalszej przyszłości” . Reformy handlowe zainicjowano jako jeden z wielu eksperymentów, jednak już w roku 1978 test okazał się intratnym dla gospodarki przedsięwzięciem. Postawienie na eksport jako podstawę dla gospodarczego rozkwitu wymusiło na komunistycznej władzy przekonwertowanie zasad narodowej dyplomacji. „Pomimo własnych problemów, Chiny w ciągu 50 lat udzieliły Afryce pomocy w wysokości blisko 9 miliardów $, realizując tam 900 projektów inwestycyjnych, budując drogi, szkoły i stadiony, a także wysyłając do krajów afrykańskich 43 ekipy medyczne, liczące w sumie 16 tys. osób.” Poza tym Chińczycy zapewnili edukację dla dzieci afrykańskiej elity, a to wraz z umiejętną polityką przynosi obecnie wymierne korzyści dla ChRL. Trwający w Chinach od lat 80-tych dynamiczny rozwój gospodarczy doprowadził do wzrostu znaczenia ChRL na arenie międzynarodowej, a także do zwiększonego zapotrzebowania chińskiej gospodarki na wszelkiego rodzaju surowce. W rezultacie decydenci z Pekinu zwrócili baczniejszą uwagę na Afrykę, widząc tam liczne nowe możliwości. Właśnie surowce stanowią główny przedmiot globalnej dyskusji na temat chińskiego zaangażowania w Afryce oraz główny przedmiot handlu pomiędzy krajami afrykańskimi, a Chinami . Na czoło wysuwają się tutaj cztery państwa: Angola, Sudan, Demokratyczna Republika Kongo (Kongo-Brazzaville) i Gwinea Równikowa. W wypadku dwóch pierwszych krajów rozwój stosunków z Chinami niesie ze sobą szersze implikacje. Po kilkunastu latach efekty strategii Jiang Zemina przeszły oczekiwania. – Chiny są największym inwestorem w Afryce, ogromnym dostarczycielem pomocy rozwojowej i po USA drugim partnerem handlowym – mówi prof. Scarlett Cornelissen, szefowa Centrum Studiów Chińskich Uniwersytetu w południowoafrykańskim Stellenbosch, które pilnie śledzi aktywność Państwa Środka na kontynencie. Handel, będący główną platformą stosunków gospodarczych, odgrywa znaczącą rolę w rozwoju gospodarczym współczesnych państw. Uregulowanie międzynarodowych stosunków handlowych stanowi obecnie priorytet wielu państw funkcjonujących w zglobalizowanym świecie. Uregulowanie stosunków gospodarczych z Chinami (które w rankingach Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego pod względem wielkości PKB są trzecią gospodarką świata) staje się w związku z powyższym, niezmiernie istotne dla państw, które aspirują w trudnej sytuacji na światowym rynku. Zgodnie z danymi Afrykańskiego Banku Rozwoju (AfDB) chińskie inwestycje w Afryce w roku 2006 osiągnęły poziom 11,7 mld $, a wzajemne obroty handlowe 55,5 mld $, stanowiło wzrost o 40% w stosunku do roku 2005. Tym samym Chiny stały się trzecim partnerem handlowym Afryki po UE i USA. Poszerzaniu wymiany handlowej pomiędzy ChRL, a państwami Afryki służy powołane w 2000 roku Chińsko-Afrykańskie Forum Współpracy (FOCAC). O ile Chiny otrzymały status obserwatora na spotkaniach UE – Afryka, to same odmawiają stale przyznania takiego statusu UE na spotkaniach FOCAC . Co więcej w roku 2006 chiński przywódca Hu Jintao ogłosił, ku zaskoczeniu WTO, Banku Światowego oraz innych państw wierzycieli, anulowanie długów 31 afrykańskich państw o łącznej wartości 10,6 mld $. Sam udział Chin w eksporcie poszczególnych państw afrykańskich waha się od 0,01% w wypadku Malawi do aż 68,3 % w przypadku Sudanu. Przy takich działaniach i stopniu powiązań oskarżenia o neokolonialną politykę względem poszczególnych krajów nie da się uniknąć. Istotną zasadą handlu międzynarodowego jest poddanie importu i eksportu regułom wynikającym z powszechnie obowiązującego prawa (transparentność procedur). Przystąpienie do WTO zmusiło Chiny do zaniechania praktyki związania podmiotów handlowych treścią niepublikowanych przepisów rządu centralnego. Porozumienie o przystąpieniu ChRL do WTO dodatkowo nakłada na to państwo obowiązek ustanowienia lub wskazania procedur i sądów, które służyć będą rozstrzyganiu krajowych sporów wynikłych na tle stosowania norm WTO. W myśl przepisów Porozumienia Chiny nie mogą stosować cen dumpingowych. Skutki łamania jego postanowień są widoczne zwłaszcza na przykładzie handlu tekstyliami. Do jego pełnej liberalizacji w ramach WTO doszło 1 stycznia 2005 r. Mimo iż import z ChRL, jako kraju rozwijającego się, do 2008 r. nie powinien przekraczać wartości importu do danego państwa członkowskiego WTO o więcej niż 7,5%, to w pierwszych dwóch miesiącach 2005 r. Chiny wysłały do państw WTO o 30% więcej towarów tekstylnych niż w roku poprzednim. Liczba sporów toczących się w ramach WTO przeciwko Chinom (117) wskazuje, iż w tym zakresie zasady tej organizacji pozostają martwą literą, a problem ten jest w chwili obecnej najpoważniejszy z punktu widzenia państw trzecich. Wyzwaniem dla Państwa Środka jest zapewnienie poszanowania praw własności intelektualnej, zgodnie ze zobowiązaniami wynikającymi dla wszystkich członków WTO z treści TRIPS. Dla krajów rozwijających się, w tym także ChRL, okres przejściowy na dostosowanie prawa do ustanowionych w tym dokumencie zasad upłynął z końcem 2005 r. Ograniczenia wynikające z zasad WTO są analizowane w krajach zachodnich, natomiast państwa afrykańskie są w ogóle zainteresowani jaką kolwiek współpracą, dlatego chińczycy mają możliwość narzucić swoje zasady. Jak już wyżej wspomniano szczególnie interesujące są przypadki dwóch krajów gdzie Chińczycy zakotwiczyli mocno, zarówno gospodarczo jak i politycznie. Są to Angola i Sudan. Dynamiczny rozwój stosunków chińsko – angolańskich rozpoczął się w roku 2003. Pekin zaoferował rządowi Angoli kredyty i inwestycje po tym jak Bank Światowy i państwa zachodnie odmówiły pomocy wskutek panoszącej się w kraju korupcji, braku przejrzystości finansów publicznych oraz dystrybucji dochodów z wydobycia ropy naftowej. Od tamtej pory Angola stała się największym partnerem handlowym ChRL w Afryce, wzajemne obroty osiągnęły w roku 2006 11,5 mld $ , a sama Angola stała się największym dostawcą ropy dla Chin, zajmując miejsce Arabii Saudyjskiej . Jak do tej pory największym sukcesem Chin było powołanie w marcu 2006 roku spółki joint-venture Sonangol-Sinopec International zajmującej się wydobyciem ropy naftowej. 75% udziałów w spółce ma chiński państwowy gigant naftowy Sinopec . Chińskie konsorcja poniosły jednak także kilka klęsk. Najbardziej spektakularna zdarzyła się w październiku 2007, kiedy to bez podania wyraźnej przyczyny zniknęły ekipy budowlane mające odbudować do lata 2008 roku kolej Luanda – granica z Demokratyczną Republiką Kongo . Chińskie inwestycje nie wpłynęły także na poprawę poziomu przejrzystości finansów państwowych koncernów oraz podziału zysków z wydobycia ropy naftowej. Dużo bardziej nagłośniona przez zachodnie media jest współpraca rządu Sudanu z ChRL, wszystko za sprawą konfliktu w Darfurze. Kwestia Chińskiego zaangażowania w Sudanie jest znacznie bardziej skomplikowana niż prezentują to zachodnie media i jest wypadkową interesów licznych graczy i twardej Realpolitik. Chiny są największym partnerem handlowym Sudanu oraz znaczącym inwestorem, z inwestycjami w wysokości około 350 mln $, dostarczając rządowi w Chartumie broń oraz zapewniając poparcie na forum ONZ . Z drugiej strony dbając o swoją opinię, ChRL przeznaczyły 1,4 mln $ na pomoc humanitarną dla ofiar konfliktu w Darfurze i oferując 10 mln $ wsparcia dla misji Unii Afrykańskiej w regionie. Chińskie koncerny, z państwowym gigantem naftowym CNPC na czele, zapewniły sobie około 50% udziałów w sudańskim przemyśle petrochemicznym , nie zawsze stanowi to jednak gwarancję sukcesu. W czerwcu 2006 roku znaczne koncesje na wydobycie gazu ziemnego i ropy naftowej w zachodnim Sudanie uzyskał nowo powołany japoński koncern System International Group, założony przez organizację pozarządową Reliance. SIG zobowiązał się przekazywać zyski z wydobycia na finansowanie pomocy humanitarnej. Całą sytuację najtrafniej podsumował francuski dziennikarz Serge Michel: „Z jednej strony Chiny mają interes w tym, aby Chartum położył kres masakrom w Darfurze i uratował reputację „pokojowego mocarstwa”. Z drugiej strony zależy im na tym, aby poziom politycznego ryzyka był na tyle wysoki, żeby Chevron, Total czy Shell nie wróciły szybko do Sudanu.” Sudan nie jest jedyną areną militarnego zaangażowania Chin na Czarnym Lądzie, jest ono dużo szersze, a koncentracja uwagi światowej opinii na jednym tylko Darfurze znacząco zawęża perspektywę. Znaczenie zaangażowania Chin w kształtowaniu przeobrażeń kontynentu afrykańskiego jest doniosłe i stale rosnące. Łączy zjawiska niewątpliwie korzystne z nowymi zagrożeniami i niebezpieczeństwami. Choć nerwowe reakcje państw postkolonialnych do pewnego stopnia obciążone są szokiem z poczucia wzrostu niespodziewanej konkurencji, to argumenty o złym wpływie Chin na jakość rządów w Afryce i postępującym celowym uzależnianiu ekonomicznym znajdują sporo dowodów na ich poparcie. Nacisk położony na inwestycje w rozbudowę infrastruktury i postępujący od kilku lat zwrot ku etycznemu zaangażowaniu dają z kolei nadzieję na korzystny bilans całego procesu. Zwiększenie się kontaktów międzyludzkich i wymiany kulturowej zaowocować może nowymi ciekawymi zjawiskami społecznymi. Z pewnością obecność Chin w Afryce ocenić należy jako nowy trwały element w światowej grze, ważny, bo dokonujący się bez udziału Zachodu, który musi być brany pod uwagę, gdy chce się analizować globalną układankę jako całość.
Współpraca chińsko – afrykańska nie obywa się jednak bezproblemowo. O ile elity krajów Afryki przyjmują chińskie inwestycje i pomoc z otwartymi ramionami to przeciętni obywatele tych państw mają do Chińczyków stosunek co najmniej chłodny. Pierwszą przyczyną nieporozumień są drastyczne różnice w mentalności. Szczególnie mocno uwidacznia się to przy inwestycjach budowlanych, etosy pracy Chińczyków i miejscowych robotników są bardzo odmienne . Zalew tanich chińskich produktów, szczególnie zaś tekstyliów i obuwia doprowadził do pogorszenia się sytuacji miejscowych wytwórców. W lipcu 2004 roku w Dakarze doszło do kilku manifestacji miejscowych kupców protestujących przeciwko chińskim sklepom i towarom. Z kolei jesienią 2005 antychińskie niezadowolenie z Zambii osiągnęło taki poziom, że musiano odwołać wizytę prezydenta Hu Jintao . Narastające niezadowolenie wywołane nieprzestrzeganiem przez Chińczyków miejscowego prawa, rosnące zanieczyszczenie środowiska wywołane zwiększoną eksploatacją surowców naturalnych i wreszcie rosnąca krytyka ze strony Zachodu, oskarżającego ChRL o neokolonializm zmusiły władze w Pekinie do działań, mających uratować i twarz i interesy Państwa Środka. W październiku 2006 Rada Państwa ChRL opublikowała „Dziewięć Zasad” mających „ośmielić i zestandaryzować zagraniczne inwestycje przedsiębiorstw”. Zasady skierowane przede wszystkim do przedsiębiorstw państwowych zalecają przestrzeganie lokalnego prawa, zawieranie kontraktów na zasadzie równości i przejrzystości, ochrony praw pracowniczych miejscowych robotników oraz ochronę środowiska . Obecne zasady chińskiej polityki wobec Afryki stanowią rozwinięcie wytycznych byłego premiera i ministra spraw zagranicznych Zhou Enlaia, opracowane jeszcze na początku lat 60-tych z myślą o stosunkach z krajami afrykańskimi i arabskimi. Sprowadzały się one do nieingerencji w sprawy wewnętrzne państw trzeciego świata, a obecnie zostały uzupełnione neoliberalną polityką gospodarczą. Właśnie zasadę nie ingerowania w sprawy wewnętrzne Pekin umieścił na sztandarze swojej polityki afrykańskiej, przeciwstawiając swoją postawę polityce Zachodu, kładącej nacisk na demokrację i prawa człowieka. „Co gorsza, Chińczycy, zjawiając się z walizkami pieniędzy, nie promują jedynie słusznego demokratycznego systemu wartości, a i prawa człowieka nie są uwzględniane w negocjacjach biznesowych. Najgorsze jest jednak to, że polityka chińska w sposób ostentacyjny neguje uniwersalność zachodnich wartości i nie pozwala na to, by stały się one globalnie akceptowalne. Tyrady zachodnich polityków, dyscyplinowanie i przywoływanie do porządku wszystkich niedemokratycznych kacyków z Czarnego Lądu stają się dramatycznie nieskuteczne w obliczu rozmachu inwestycyjnego chińskich towarzyszy, którzy nigdy nie pouczają i niczego nie oczekują – poza zyskownymi inwestycjami.” Dodatkowo sami Chińczycy zastrzegają, że ich działania gospodarcze w Afryce są prawnie uregulowane i ograniczone z racji członkostwa w WTO . Należy nadmienić, że część ekspertów Banku Światowego sugerowała wprowadzenie chińskiego modelu rozwoju w Afryce. Jak do tej pory projekty takie pozostały na etapie dyskusji . Od 2000 roku odbywa się Forum Chińsko-Afrykańskiej Współpracy. Poprzez współpracę z Afryką Chiny uzyskują dostęp do tamtejszych surowców energetycznych, kluczowy z racji ogromnego zapotrzebowania na energię. Zdarzają się jednak wypadki kiedy to Chińczycy stają się narzędziem, za pomocą, którego afrykańscy przywódcy starają się wywrzeć nacisk na państwa zachodnie: „W Afryce często się zdarza, że kolosalne kontrakty, gdy minie szum medialny po ich ogłoszeniu, dyskretnie lądują w koszu. W niektórych przypadkach jest to rozmyślna strategia afrykańskich przywódców. Ogłoszenie takich umów budzi niepokój zachodnich partnerów, co ułatwia wymuszanie na nich korzystniejszych warunków współpracy. Gdy Chiny poczują się wystawione do wiatru, trudno jest im odwoływać się do opinii publicznej.” Ze swojej strony ChRL także wykorzystuje Afrykę do swych własnych celów, które są dla zachodnich analityków ciągle niejasne. Często wizyty najwyższych przedstawicieli chińskich władz w Afryce służyły odwróceniu uwagi Zachodu od poufnych rozmów z krajami latynoamerykańskimi i arabskimi, z Wenezuelą i Iranem na czele . Działania te dobrze ilustruje przykład z przełomu stycznia i lutego 2010 roku. Premier Wen Jiabao udał się z kolejną wizyta do Afryki, odwiedzając tym razem: Senegal, Mali, Tanzanię i Mauritius. Celem były jak zwykle negocjacje handlowe, chociaż, co zastanawiające, żaden z tych krajów nie był do tej pory znaczącym partnerem handlowym Chin. W tym samym czasie wiceprezydent Xi Jinping uczestniczył w bliżej nie sprecyzowanych rozmowach z: Meksykiem, Wenezuelą, Brazylią, Kolumbią i Jamajką; a wicepremier Hui Liangyu finalizował negocjacje o przystąpieniu ChRL do Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju (IABD). Wyraźnie widać, że Chiny rzucają wyzwanie Stanom Zjednoczonym na ich własnym podwórku i robią to znacznie dyskretniej i skuteczniej niż Związek Radziecki przed kilkudziesięciu laty. Szum robiony wokół Afryki jest często zasłoną przed ujwnieniem właściwych inwestycji stojących w sprzeczności z interesami Zachodu. Współpraca ChRL z Afryką to ułamek interesów z Iranem tak bardzo krytykowanym przez USA i ich sojuszników. Współpraca chińsko-afrykańska postawiła Chiny przed koniecznością zmierzenia się z nowym zjawiskiem, mianowicie emigracją zarobkową do Chin. Do tej pory większość obcokrajowców w Państwie Środka stanowili dobrze opłacani eksperci z krajów Zachodu, którzy po zakończeniu kontraktu wracali do swoich krajów. Obecnie rozpoczął się napływ drobnych afrykańskich przedsiębiorców, zajmujących się eksportem chińskich produktów do swoich rodzinnych krajów. Głównym ośrodkiem afrykańskiej emigracji jest Guangzhou (Kanton), gdzie mieszka już około 20 tysięcy Afrykańczyków. Większość z nich przybyła do Chin w trakcie igrzysk olimpijskich, a część pozostała nielegalnie po wygaśnięciu wiz. Podróże do Chin zyskały w Afryce taką popularność, że kenijskie linie lotnicze uruchomiły bezpośrednie połączenie Nairobi – Guangzhou. Nie wiadomo jeszcze jaki wpływ będzie miała afrykańska diaspora na relacje sino-afrykańskie. Będące na dorobku chińskie społeczeństwo bardzo niechętnie odnosi się do emigrantów z jeszcze biedniejszych krajów, chcących skorzystać z chińskiego bumu gospodarczego. W listopadzie 2009 roku doszło nawet do protestu emigrantów nachodzonych przez policję i służby emigracyjne, który na kilka godzin sparaliżował ruch w Guangzhou. Władze w Pekinie będą musiały w końcu rozwiązać ten problem i nie jest wykluczone, że będą musiały tym razem zrezygnować z polityki zadowolenia każdego zainteresowanego. Właśnie taki styl prowadzenia polityki był przedmiotem krytyki ze strony afrykańskich partnerów Chin na 4 spotkaniu FOCAC, które odbyło się w dniach 8-9 listopada 2009 w Sharm El-Sheik. Najostrzej wystąpiły Libia i Nigeria, które mocno krytykowały niedopuszczanie przez Chiny do prac forum przedstawicieli Unii Afrykańskiej. Kraje afrykańskie mają także pretensje z powodu realizacji kontraktów budowlanych przez chińskich robotników w sytuacji gdy same mają dużo bezrobotnych, a w realizacji kontraktów widzą szanse dla lokalnych przedsiębiorców. W ostatnich miesiącach pozycja ChRL w Afryce pozornie osłabła, koncerny naftowe takie jak CNPC i SINOPEC poniosły klęski w przetargach na eksploatacje pól naftowych w Libii i Angoli. Stosunki chińsko-libijskie są nienajlepsze od roku 2006, kiedy to płk Kaddafi postanowił odnowić relacje z Tajwanem. Reakcja Pekinu na takie postępowanie mogła być tylko jedna. Nie należy jednak sądzić, że zbliża się załamanie chińskiej polityki afrykańskiej. ChRL osiągnęła w ciągu ostatnich lat niezaprzeczalne sukcesy. Chiny i Chińczycy cieszą się dobrą opinią wśród afrykańskich przywódców oraz opinii publicznej, domagają się jednak bardziej konsekwentnego i odpowiedzialnego zaangażowania, a nie tylko inwestycji . Chińska polityka afrykańska, jak zresztą cała chińska polityka zagraniczna, pozostaje ciągle enigmatyczna, a sami Chińczycy nie ułatwiają jej zrozumienia. W 1996 r., w roku podróży Jianga, wartość wymiany handlowej Afryki z Chinami szacowano raptem na 5 mld dol. W 2008 r. była 20 razy większa, grubo przekroczyła 100 mld. Jedna czwarta tej sumy przypada na Angolę, która zaspokaja 16 proc. chińskiego importu ropy naftowej – więcej niż Iran, tradycyjny partner i sojusznik Pekinu. Do Chin płyną także tankowce z ropą z Libii i Nigerii. Z RPA, Gwinei Równikowej, Zambii, Zimbabwe i Konga pochodzą metale szlachetne, diamenty i drewno, z 10 ściętych afrykańskich drzew aż 7 trafia do Chin. W drugą stronę wędrują maszyny, telefony komórkowe, lekarstwa, samochody i odzież. Niegdyś jedynym towarem dostępnym na najgłębszej prowincji była coca-cola, teraz na straganach czerwonym puszkom towarzyszą plastikowe miski, latarki i elektronika, wszystko za przysłowiowe grosze i made in China. – Wielu Afrykańczyków po raz pierwszy w życiu stać na zakup radia czy zegarka. Najtrafniej chińskie stanowisko wyraża wypowiedź dr Jiana Junbo z szanghajskiego Uniwersytetu Fudan: „ Mimo, że Chiny nie są państwem kolonialnym, osiągnęły w Afryce sukces jako kapitalista. Droga którą obrały na tym kontynencie jest spójna z logiką kapitalizmu rynkowego – liberalny handel oparty na uczciwych umowach. Oczywiście nie możemy wykluczyć możliwości, że Chiny, któregoś dnia staną się mocarstwem kolonialnym. Ten dzień może nadejść gdy afrykańskie gospodarki narodowe staną się tak zależne od chińskich inwestycji i eksportu surowców, że ich polityka wewnętrzna i zewnętrzna będą decydowane przez Pekin.” Złoty Most na tle mizernego, zakurzonego centrum Lusaki lśni nowością. Chińscy architekci nie przez przypadek zaprojektowali kaskadowy, inspirowany kształtami pagody, dach, chiński właściciel życzył sobie bowiem, by klienci, głównie Chińczycy, poczuli atmosferę ojczyzny. A tych nie brakuje: w okolicach Lusaki mieszka kilka tysięcy Chińczyków i przybywają nowi. Właśnie zasobną w miedź Zambię najsilniej dotknęła chińska aktywność. Chińczyków interesuje każda branża gospodarki, na czele z przejmowanymi na własność kopalniami. W marcu ponownie otwierają kopalnię niklu w Munali, którą australijska firma górnicza uznała za nieopłacalną. W 2009 roku chińskie inwestycje w Zambii osięgnęły 1,2 mld dol. (to blisko połowa kapitału, jaki napłynął w tym czasie do kraju), w 11-milionowym państwie inwestycje przyniosły 25 tys. nowych miejsc pracy, mimo turbulencji wstrząsających ogólnoświatową gospodarką. Chińskie zaangażowanie było o 40 proc. większe niż w 2008 r., a to jeszcze nie koniec, czekają następne projekty, w sumie warte 5,5 mld dol.
Chińskie firmy działają nie tylko w miejscach tak spokojnych jak Zambia. – Trafiają w okolice, w których biali ludzie boją się nawet pokazać – mówi Richard Dowden.Na przykład kopią ropę w Ogadenie, o który spór toczą Somalia i Etiopia. W 2005 r. zginęło tam kilku chińskich inżynierów. Gdyby zabito pracowników Shella albo BP, pewnie zapadłaby decyzja o zwinięciu interesu, zachodnie firmy nie odważyłyby się dłużej ryzykować życia własnych inżynierów. Chińscy nafciarze nawet nie mrugnęli i w kilka dni znaleźli następców. Nie ma już zakątka Afryki bez śladów chińskiej obecności. Na 53 państwa kontynentu Chiny mają swoje przedstawicielstwa dyplomatyczne w 49, w tym 37 ambasad; więcej niż Stany Zjednoczone. Weźmy przykład pierwszy z brzegu: Gabon. Ktoś pamięta? Chodzi o „niezbyt wielkie państwo afrykańskie, gdzie poważną rolę odgrywają orzeszki ziemne”. Otóż w Chinach Gabon (1,5 mln mieszkańców, dwie trzecie powierzchni Polski) wywołuje następujące skojarzenia: ropa, mangan, drewno. Gdy w 2004 r. chińskie interesy w Gabonie osobiście zabezpieczał prezydent Hu Jintao, na płycie lotniska witał go urzędujący w Liberville ambasador ChRL; w tym samym roku rewizytę w Pekinie złożył gaboński dyktator Omar Bongo. Gabon jest obecnie największym dostarczycielem afrykańskiego drewna do Chin i ważnym partnerem naftowym.

Brak komentarzy: