sobota, 8 stycznia 2011

Wspieranie afrykańskich reżimów przez ChRL.

Państwo Środka darzy afrykańskie rządy bezwarunkową przyjaźnią, nie szczędzi pochwał także sudańskiemu satrapie Omarowi al-Baszirowi. Międzynarodowy Trybunał Karny, (International Criminal Court, ICC), wystąpił już w lipcu 2008 z wnioskiem o wydanie nakazu aresztowania przywódcy Sudanu, generała Ahmada al-Baschir. ICC, pierwszy w historii ludzkości stały sąd międzynarodowy, powołany został na mocy decyzji z Rzymu z lipca 1998, w celu sądzenia pojedynczych osób, oskarżanych o popełnienie najcięższych zbrodni, (w tym zbrodni ludobójstwa, przestępstw wobec narodowości oraz przestępstw wojennych). Generałowi Ahmad al-Baschirowi zarzucono współodpowiedzialność za zbrodnie ludobójstwa w trwającym na południu Sudanu (od roku 2003) konflikcie zbrojnym w regionie Darfur. W marcu 2009 nakaz aresztowania został wystawiony. Tym samym był to pierwszy przypadek w historii ludzkości, gdy sąd międzynarodowy nakazał aresztowanie obecnie rządzącego przywódcy państwa.
Decyzja sądu nie została oficjalnie poparta przez Stany Zjednoczone, a bezpośrednio skrytykowana, między innymi, przez Chiny i Rosję. Zdystansowały się od niej również Unia Afrykańska i Liga Arabska. Krytycy nakazu aresztowania uważają między innymi, że uniemożliwi on pokojowe zakończenie konfliktu w regionie Darfur. Unia Afrykańska w odpowiedzi podjęła w lipcu 2009 rezolucję, w której zaleca swoim państwom członkowskim ignorowanie nakazu aresztowania. Dotychczas Międzynarodowy Trybunał Karny otworzył procedurę karną w sześciu latach swej działalności tylko jeden, jedyny raz, wobec Thomasa Lubanga, znanego przywódcy w wojnie w Demokratycznej Republice Kongo. Wystawiono też trzynaście nakazów aresztowania, związanych z wydarzeniami w Afryce: właśnie w Dem. Rep. Kongo, Sudanie i w Republice Środkowoafrykańskiej.
W wyniku konfliktu w regionie Darfur zginęło w minionych latach co najmniej 300 tysięcy osób, a około 2 miliony 700 tysięcy zmuszonych zostało do ucieczki. Gdy międzynarodowa organizacja monitorująca przypadki łamania praw człowieka, 'Human Rights Watch', z zadowoleniem przyjęła nakaz aresztowania al-Baschira, z Sudanu wydalono natychmiast jej pracowników i zabroniono dalszej działalności na terenie kraju. Ten sam los spotkał 12 innych organizacji, zajmujących się dotychczas pomocą humanitarną w Sudanie. Barack Obama (w latach 2005 i 2006) domagał się działań zmierzających do zwalczania winnych sytuacji w regionie Darfur. Później jednak zmienił zdanie i opowiedział się (w październiku 2009) przeciwko sankcjom USA wobec reżimu prezydenta al-Baschira, optując na rzecz... współpracy z nim, w celu rozwiązanie sytuacji.
Demokratyczna Republika Kongo, Czad, Mali, Niger, Somalia i Sudan to lista krajów afrykańskich, w których w roku 2009 trwały konflikty zbrojne, wojny domowe lub wojny plemienne. Chińczycy mówią afrykańskim politykom: jesteśmy waszymi braćmi, a nie kolonistami, jak Europejczycy albo Amerykanie, nie usłyszycie od nas, co powinniście robić, jak rządzić waszymi krajami. Nie wspominajmy o prawach człowieka, róbmy interesy. I tak dobre słowo dla al-Baszira daje Chinom dostęp do sudańskich szybów naftowych, skąd pochodzi dziesiąta część chińskiego importu ropy. Chiny rozwijają intensywną współpracę gospodarczą (a co za tym idzie, także polityczną) również z tymi reżimami afrykańskimi, które na Zachodzie (a często i na forum ONZ) uznawane są za zbrodnicze i często objęte systemami sankcji międzynarodowych i/lub międzynarodową izolacją. Pekin nie ma żadnych wątpliwości co do współpracy z państwami Afryki, bez względu na to, co się w nich dzieje. Wizyta Roberta Mugabe, prezydenta Zimbabwe, była wielkim wydarzeniem - witano go czerwonym dywanem. Prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej, François Bozizé, przejął władzę w drodze zamachu stanu. Za to Unia Afrykańska skreśliła jego państwo z listy członków. Pekin zareagował natychmiast – zwiększeniem nie oprocentowanej pożyczki do 2,5 milionów dolarów i przyjęcie wizyty Bozize. Obecnie Republika otrzymuje od Chin szeroką pomoc zarówno w postaci środków finansowych jak i zasobów ludzkich i technologicznych. W roku 2005, kiedy cały świat patrzył na tragedię w Darfurze, Chiny – stały członek Rady Bezpieczeństwa NZ – usilnie blokowały nałożenie sankcji na Sudan. Najlepszym przykładem jest rosnące chińskie zaangażowanie w Sudanie. Strategia Pekinu wobec Afryki ma jeszcze jeden cel – uzyskanie politycznego poparcia ze strony państw leżących na tym kontynencie w międzynarodowych działaniach Chin, zwłaszcza na forum ONZ. Polityka ta przynosi już pierwsze owoce, nie tylko w postaci zwiększenia wzajemnej wymiany handlowej i związanych z tym zysków, ale też zacieśniania więzów strategicznej i militarnej współpracy Chin z wieloma krajami afrykańskimi. Jednym z przejawów tego procesu jest oficjalne dążenie wielu afrykańskich państw do wprowadzenia „modelu chińskiego” jako najbardziej atrakcyjnej drogi rozwoju społeczno-ekonomicznego i politycznego dla Afryki. Handel czy działalność gospodarcza w Chinach różni się jednakże wielokroć od praktyk obowiązujących w krajach zachodnich. Wiele praktyk rządu chińskiego jest nie do pomyślenia dla przedsiębiorców przyzwyczajonych do działalności w krajach demokratycznych. Apple w zamian za możliwość rozwoju biznesu w Chinach współpracuje z władzami, by móc sprzedawać iPhone’y. Firma zgodziła się na zablokowanie aplikacji dotyczących polityków uznanych przez Pekin za wrogów publicznych. Microsoft cenzuruje wpisy blogerów, Google blokuje strony pornograficzne. Działalność Yahoo doprowadziła nawet do skazania na więzienie jednego z opozycjonistów, poprzez ujawnienie treści jego maili. Większość koncernów tłumaczy swoją uległość obowiązkiem działania zgodnie z obowiązującym prawem. Zatem chcąc robić udane interesy w Chinach priorytetowo należy potraktować linię polityki rządowej, a zobowiązania międzynarodowe mogą być tylko jej uzupełnieniem. Nie dziwi to, jeśli weźmie się pod uwagę, iż działania Chin wobec Afryki są coraz częściej odbierane jako otwarte wspieranie skorumpowanych i zbrodniczych reżimów w zamian za dostęp do miejscowych surowców naturalnych. . Ma to być zatem bardziej humanitarna polityka od „kolonizacji” amerykańskiej i sowieckiej, jaka wraz z zimną wojną funkcjonowała na kontynencie afrykańskim, stopniowo opuszczany przez kolonistów zachodnioeuropejskich. Wierny tej zasadzie Hu nie popsuł atmosfery wizyty nadmiernym wypytywaniem o sytuację w sudańskim Darfurze, gdzie według ocen ONZ w konflikcie ze wspieraną przez rząd arabską milicją z czarnymi ludami zachodniej części kraju życie w ostatnich latach straciło ponad 300 tysięcy osób, a dach nad głową dalsze dwa i pół miliona. W rzeczy samej Chiny skutecznie wstrzymywały – jako stały członek Rady Bezpieczeństwa – wydanie rezolucji nakazującej władzom w Chartumie wpuszczenie na swe terytorium wojsk ONZ. Sudan zaprzeczył, jakoby prowadził ostatnio jakiekolwiek rozmowy z sekretarzem generalnym ONZ Ban Ki-Moonem na temat rozlokowania wspólnych sił UA-ONZ w Darfurze. Ban powiedział, że przeprowadził serię rozmów telefonicznych z al-Bashirem i zdobył “silne zapewnienie co do zasady wspólnej operacji UA-ONZ”. Sudan powtórzył, że nie wyraził zgody na taką operację. Tak stanowczej odpowiedzi mógł udzielić mając za sobą wsparcie członka RB ONZ. Mimo poważnych sankcji nałożonych na Sudan przez USA, kraj ten właśnie dzięki eksportowi ropy naftowej do Chin mógł zwiększyć jej produkcję do 330 tys. baryłek dziennie, a w 2007 r. osiągnął fantastyczny, szczególnie jak na Unię Europejską, wzrost gospodarczy na poziomie 13 proc. W Sudanie żyją tysiące chińskich emigrantów, pracując przy projektach budowlanych i w przemyśle naftowym. Hu Jin-Tao odwiedził wybudowaną przez Chińczyków rafinerię ropy naftowej i zaoferował Sudanowi nieoprocentowaną pożyczkę w wysokości 12,8 mln dolarów. Chińska aktywna eksploracja zasobów ropy naftowej w Afryce wymaga wzmocnienia ich zabezpieczenia, co prowadzi także do tego, że Pekin wysyła do Afryki swych ekspertów wojskowych, aby szkolili kontrpartnerów gospodarczych. To chińska kroplówka utrzymuje przy władzy reżim Roberta Mugabe w Zimbabwe, Chińczycy zaopatrują w broń objęty sankcjami ONZ Sudan. Zainwestowali już 7 mld dol. w rozwój przemysłu naftowego Gwinei Równikowej, rządzonej od ponad 30 lat przez Teodoro Obianga Nguemę (kilka lat temu próbował go obalić oddział najemników zorganizowany przez syna Margaret Thatcher). Z Afryki Środkowej chińskie firmy sprowadzają koltan, minerał wykorzystywany do budowy kondensatorów obecnych w każdym telefonie komórkowym. 70 proc. światowych zasobów koltanu znajduje się w Kongo, na terenach, gdzie od lat toczy się krwawa wojna domowa – eksploatacja złóż nie tylko zaognia konflikt, ale i prowadzi do niekontrolowanej wycinki lasów tropikalnych. Co z tego, że Chińczycy ślą miliony do Konga, skoro chińska pomoc trafia najczęściej do kieszeni polityków w Kinszasie, a nie na zniszczony wojną wschód kraju – ubolewa Jonathan Holslag, dyrektor działu badań w Instytucie Studiów nad Współczesnymi Chinami w Brukseli.
Jednocześnie jednak z nową mocą powróciły, tym razem ze strony afrykańskiej, dawne zarzuty o wspieranie dyktatorskich reżimów. Chińskie przedsiębiorstwo wydobywcze zawarło warty 7 miliardów USD kontrakt z wojskowymi władzami Gwinei, podczas gdy trwają intensywne zabiegi wspólnoty międzynarodowej na rzecz przywrócenia w tym kraju porządku demokratycznego. Obecne władze tego państwa są izolowane na arenie międzynarodowej po październikowej masakrze na wiecu opozycji, gdzie od kul żołnierzy zginęło 150 osób. Jak skomentował to nigeryjski minister spraw zagranicznych: „nie możemy myśleć o sankcjach wobec Gwinei czy Nigru, gdy jednocześnie jeździ się tam i za plecami zawiera kontrakty” . Na samym szczycie obecni byli zresztą między innymi prezydenci Zimbabwe i Sudanu Robert Mugabe i Omar Al-Bashir, światowi pariasi bojkotowani przez Zachód.

Brak komentarzy: