sobota, 11 grudnia 2010

Myślenie.

Przeciętny Czlowiek jest istotą stadną. W swoim dzialaniu zazwyczaj kieruje się wnioskami powstalymi z przemyleń. Nie wiemy, co było „wcześniej": myślenie czy rozmowa między ludźmi. Wiemy tylko, że mają podobną strukturę. „Inny" pojawia się w myśleniu i jest w nim nieodzowny. Im mocniejsze myślenie, tym głośniejsza jest wewnętrzna rozmowa, tym silniejszy głos „innego" we mnie samym. Myślenie wymaga skupienia i zagłębienia w sobie. Dąży do prawdy i nie przywiązuje znaczenia do praktycznych skutków. Jednak myśliciel nie jest samotnikiem - jego rozważania rozgrywają się w wewnętrznym dialogu.
Myślenie odróżnia nas od zwierząt i roślin. Zastosowane w praktyce, nauczyło nas budować domy, szpitale i bomby. Człowiek stał się koroną stworzenia dzięki współpracy i rywalizacji w praktycznym myśleniu. Wiemy o tym dobrze. Zdarza się jednak, że czasem odrywamy się od praktycznych celów, zapominamy o konkretnych problemach i zaczynamy rozmyślać nad światem i sobą. Takie czyste, niepraktyczne myślenie budzi podziw filozofów i rozbawienie zwykłych zjadaczy chleba. Jednak musimy być ostrożni - niewinne na pozór rozmyślanie może ściągnąć na nas oskarżenie o ucieczkę od realnego świata i lekceważenie potrzeb innych ludzi. A nawet może wywolać negatywne w stosunku do nas reakcje otoczenia. Zarzuty wydają się trafne. Myślenie wprowadza dystans wobec świata i zanurza nas w sterylnym środowisku pojęć. Człowieka pogrążonego w takiej zadumie przedstawił August Rodin w sławnej rzeźbie Myśliciel. Widzimy charakterystyczne skupienie, skierowanie do własnego wnętrza, nieobecność. Trud myślenia potrzebuje samotności i właśnie ta radykalna samotność rodzi krytykę. Myślenie jest przecież wewnętrznym monologiem, do którego inni ludzie nie są potrzebni. A nawet więcej – wręcz wytrącają ze skupienia. Czy zatem ceną za myślenie nie jest radykalne odcięcie od innych ludzi?
Jednak wniknięcie w rdzeń myślenia szykuje nam niespodziankę. Ma ono swoją dynamikę, przebiega w wewnętrznym ruchu. Spisane myśli pokazują, że ten dynamiczny proces obejmuje ścieranie się racji i rozwiązań. Ujął to Platon w celnej definicji myślenia jako „bezgłośnej rozmowy duszy samej z sobą". Charakterystyczna dla rozumowania jasność jest skutkiem iskrzenia i napięcia między biegunami naszego umysłu. Nie wiemy, co było „wcześniej": myślenie czy rozmowa między ludźmi. Wiemy tylko, że mają podobną strukturę. „Inny" pojawia się w myśleniu i jest w nim nieodzowny. Im mocniejsze myślenie, tym głośniejsza jest wewnętrzna rozmowa, tym silniejszy głos „innego" we mnie samym.
Myślenie wymaga skupienia i zagłębienia w sobie. Dąży do prawdy i nie przywiązuje znaczenia do praktycznych skutków. Jednak myśliciel nie jest samotnikiem - jego rozważania rozgrywają się w wewnętrznym dialogu. Myliciel w dialogu ze swoim otoczeniem powinien weryfikować swoje przemylslenia.
Jeśli nawet myśliciel nie odcina się od „innych", to jego myślenie jest skierowane przeciw nim. Można się zastanawiać, czy trud myślenia nie polega właśnie na walce i wiecznym sporze. Zauważmy, że jeśli rozważanie jest wewnętrzną dysputą, to przypomina wojnę domową. Szczycimy się nieraz, że ludzkość rozwinęła się, gdy w sporach noże i maczugi zastąpiono argumentami. A jednak, choć zmienił się oręż, dysputa na argumenty jest ciągle pojedynkiem, w którym krwawią co prawda nie ciała, ale dusze. I wiemy z doświadczenia, że rany w pojedynkach intelektualnych leczą się długo.
Myślenie więc, skoro ma strukturę dyskusji, jest wojną. Im jest mocniejsze i głębsze, tym więcej w nim zdecydowania i agresji. To budzi niepokój duszpasterzy. Często słyszę na kazaniach, że trzeba wymieniać doświadczenia zamiast dyskutować; rozumieć, a nie osądzać. Wewnętrzna dyskusja i osądzanie zjawisk należą do istoty myślenia. Atakując poglądy przeciwnika - uderzamy w samego przeciwnika. Mówiąc krótko: myślenie jest grzechem przeciw miłości bliźniego. Czy zatem „dobre" myślenie powinno stępić własną siłę, nie atakować i nie odrzucać twardo cudzych poglądów? A z drugiej strony – czy takie uładzone, „dobre" myślenie nie zatraci własnej istoty?
Cudze myślenie boli i rani, gdy trzymamy się kurczowo własnych poglądów. Jednak ewangeliczne ubóstwo wymaga, żeby nie przywiązywać się do swoich przekonań bardziej niż do prawdy. Zauważmy, że im bardziej dojrzałe jest myślenie, tym mniejszą zwraca uwagę na siebie, a tym większą na prawdę, której służy. Ostre spory myślenia nie ranią, bo nie dotyczą konkretnych osób, ale myślących umysłów.
Myślenie niesie ze sobą chorobę wojny i wrogości, ale dostarcza zarazem na nią lekarstwa – wojna nie jest krwawa, bo ciosy przyjmują i zadają myślące umysły, a nie żywi ludzie. Niestety, lekarstwo wydaje się gorsze od choroby. Unikamy realnej wojny żywych jednostek, ale za cenę odcięcia się od realnego życia i pogrążenia w krainie abstrakcji. Spierające się umysły tworzą wspólnotę myślenia, ale żywi ludzie przestają się sobą interesować. Co prawda myślenie nie jest przeciw komuś, ale wcale nie staje się myśleniem z kimś i dla kogoś.
Obraz abstrakcyjnych umysłów oderwanych od życia jest jednak zbyt katastroficzny. Myślący umysł nie jest mi obcy, bo przecież ja sam nim jestem. Właśnie dzięki niemu potrafię wznieść się ponad moją jednostkową egzystencję i opisać świat i siebie z obiektywnego punktu widzenia. Myślenie pokazuje, że we mnie są stale obecne dwie perspektywy: obiektywna i subiektywna. Ich współistnienie jest wielką zagadką, ale nieustannie go doświadczamy: (np. moje życie jest ważne subiektywnie, choć obiektywnie jest mało znaczącym faktem we wszechświecie). W każdej z tych perspektyw jestem sobą. Myślenie, co prawda, preferuje obiektywność – to pozwala mu dążyć do wspólnoty między ludźmi; łatwiej bowiem wypracować wspólne myśli niż uczucia i dążenia. Nigdy jednak nie osiągniemy pełnej wspólnoty myśli – jesteśmy ludźmi, a nie aniołami. W najbardziej abstrakcyjnych systemach myślowych znajdziemy ślady niepowtarzalnej subiektywności myśliciela.
Jeśli pamiętam, że patrzę na świat z własnej perspektywy, to logika zmusza mnie do powiedzenia, że ktoś inny może widzieć świat z innej strony. Myślenie umożliwia dialog różnych punktów widzenia i daje drugiemu człowiekowi prawo do odmiennego obrazu świata. Takie otwarcie na „innego" ma charakter formalny – wyznaczamy tylko miejsce, w którym „inny" może się pojawić. Mechanizm myślenia otwiera miejsce dla „formalnego" pojawienia się drugiego człowieka. Aczkolwiek od samego początku drugi jest obecny nie tylko formalnie, ale i konkretnie.
Zastanówmy się – każde myślenie rozpoczyna się od przyjęcia podstawowych założeń. Zwykle przejmujemy te założenia od innych ludzi, którzy są dla nas wiarygodnymi świadkami. Zatem myśląc, włączamy się do od dawna rozgrywającej się rozmowy – jakbyśmy wchodzili do rzeki, przypływającej z odległej przeszłości. Nawet jeśli mamy ambicję tworzenia własnych założeń, to przecież używamy pojęć, które są narzędziami wypracowanymi przez naszych poprzedników. Nasze myślenie opiera się więc na zaufaniu do świadków i jest myśleniem z nimi.
Siła wprawiająca w ruch mechanizm rozumowania jest wielką zagadką. Często porusza nas cierpienie, ból, który odsłania się w spotkaniu z drugim człowiekiem. Wszelkie powszechne doświadczenia egzystencjalne są – z racji swej powszechności – pokarmem dla myślenia. Możemy pytać z napięciem, w imieniu wszystkich ludzi – jaki jest sens cierpienia? Czy zło może zwyciężyć ostatecznie? Rozważając wspólne dla ludzi nieszczęścia, nie zapominamy o jednostkowej perspektywie – o doświadczeniu własnego bólu albo o cierpieniu spotkanego człowieka. W tym tkwi wielkość i smutek myślenia, rozważającego powszechny ból wszystkich ludzi, ale ciągle pamiętającego, że zrodziło się w doświadczeniu, które ma nieusuwalne znamię jednostkowości i nigdy nie może być w pełni przekazane w języku.
Czy jednak zaradzimy złu albo choć pocieszymy drugiego człowieka wskazując, że jego ból włącza się w powszechne cierpienie ludzkości? Podejrzewaliśmy wcześniej, iż myślenie jest nieczułe na ludzkie biedy. I choć teraz wiemy, że nie odcina się ono od świata i że żyje problemami innych ludzi – dalej wydaje się pięknoduchostwem; w obliczu zła i nieszczęścia lepiej jest działać i współodczuwać niż myśleć. Można nawet zapytać radykalnie - czy myślenie w obliczu możliwej tragedii nie jest zdradą człowieka?
Te oskarżenia są nietrafne. Myślenie jest bardziej praktyczne, niż nam się zdaje:
Potrafi rozwiać przypadkowe okoliczności jak wiatr suche liście – i odsłonić jądro problemu. Dzięki myśleniu wiemy, że choć każdy patrzy z innej strony, łączy nas wspólny los – los człowieka na ziemi.
Myślenie nie jest ślepe na wartości. Wręcz przeciwnie, właśnie ono sprawia, że zamiast koncentrować się na poszczególnych dobrach i wyborach, potrafimy dostrzegać konkretne problemy w ogólnym horyzoncie dobra i zła.
Przede wszystkim zaś myślenie, niespokojne i poszukujące, pozwala poszerzyć przestrzeń możliwości czyli zwiększyć naszą wolność, pokazać, że można inaczej działać i czuć – choć wola i uczucia domagają się jednoznaczności. Mimo że to wola działa i ratuje, właśnie myślenie otwiera możliwości działania i rodzi nadzieję, która jest motorem wszelkiej aktywności woli.
Myślenie nie byłoby możliwe bez światła, którego źródłem jest przyrodzony rozum albo Bóg. Różnie nazywano źródło światła. Dla Sokratesa był nim daimonion, który zakazywał czynienia zła, a dla św. Augustyna to Wewnętrzny Nauczyciel, który rozjaśniał ludzkie myśli i nimi kierował.
Zatem „inny" pojawia się w myśleniu nie tylko jako inspiracja i świadek. Może być również źródłem światła, które prowadzi myślenie i przyciąga do siebie (dla chrześcijan Chrystus jest Prawdą). Myślenie jest zatem skończone, jeśli jest zdane na „innego", tzn. jeśli jego źródła i cel leżą poza nim.
Niespokojne i dynamiczne myślenie pragnie spoczynku i ukojenia. Pragnie pojednać się ze źródłem dającym mu światło (Jak Sokrates pragnął pokoju z własnym daimonionem), by pogodzić własne przeciwstawne bieguny. Taki stan nazywany jest kontemplacją. Można nawet mówić o radykalnym pragnieniu zjednoczenia ze źródłem światła, które Plotyn nazwał tajemniczo „ucieczką samotnika do Samotnika".
Czyste myślenie jest na pozór dziwacznym zajęciem dla samotników, którzy szukają w abstrakcyjnych rozważaniach ucieczki od ludzkich spraw.
Tymczasem w samej strukturze myślenia pojawiają się „inni". Myśli się zawsze z kimś. Napotkany człowiek daje do myślenia. Już przyjęcie pierwszych przesłanek wymaga uwzględnienia świadectwa „świadków". Żywiołem myślenia jest rozmowa; rozwija się ono wedle logiki sporu między oponentami - oświecone światłem z Wysoka i pragnące ukojenia i pojednania w spotkaniu ze źródłem tego światła, które dla wielu jest osobowym Bogiem albo daimonionem.
Myślenie jest również myśleniem dla kogoś. Szukamy odpowiedzi na pytania, jakie nasuwają powszechne ludzkie doświadczenia. Myślenie czyste jest, paradoksalnie, najbardziej praktyczne – działa nie przez tworzenie wynalazków w sferze materii, ale przez rozumienie i nadawanie sensu wydarzeniom naszego życia.
Myślenie pozwala spojrzeć na świat z wysoka, niemal z boskiej perspektywy, ale jednocześnie jest skończone i zdane na skończony punkt widzenia jednostki i zewnętrzne światło. Nie czyni to myślenia nieczułym, ale pozwala postrzegać wszystko w horyzoncie dobra i zła - odsłonić istotę problemu i pokazać nowe możliwości jego rozwiązania. Czyste rozmyślanie o świecie pozwala wlać w serca nadzieję, która jest motorem dla wszelkich praktycznych ludzkich działań.

Brak komentarzy: