poniedziałek, 13 grudnia 2010

Pozycja ekonomiczna, militarna i kulturalna ChRL w regionie Azji i Pacyfiku;

Nie można nie zauważyć, że umacnianie się pozycji Chin w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej oznacza narastanie napięcia w stosunkach Pekinu z wieloma państwami tego regionu, a także pogłębianie strategicznej rywalizacji z USA. Szczególne zaniepokojenie rosnącą potęgą Chin przejawiają Japonia i Indie, a w mniejszym stopniu także Australia. Wzrost potęgi Chin i umacnianie ich pozycji jako globalnego gracza nieuchronnie wpłynie na utrwalenie dotychczasowych i wywołanie nowych sprzeczności oraz konfliktów Państwa Środka z ich otoczeniem międzynarodowym. Dotyczy to zwłaszcza najbliższych sąsiadów Chin: Tajwanu, Rosji, Japonii, Indii krajów Azji Centralnej oraz wielu państw Azji Południowo-Wschodniej, mających z Pekinem zatargi graniczne czy terytorialne. Nieunikniony jest także wzrost sprzeczności interesów z USA, zarówno na tle rywalizacji strategicznej w regionie zachodniego Pacyfiku, jak i relacji dwustronnych (kwestie ekonomiczne, rywalizacja globalna, wyścig zbrojeń w kosmosie itd.). Z perspektywy politycznej i militarnej, Chiny osiągnęły swe strategiczne cele. Żywotnie ważne dla funkcjonowania i trwania państwa oraz narodu obszary chińskiego „heartlandu” są bezpieczne w otoczeniu kontrolowanych niepodzielnie przez Pekin obszarów peryferyjnych kraju. Pozycja międzynarodowa oraz potęga polityczna, militarna i ekonomiczna Chin sprawiają, że w istocie nie stoją one wobec żadnego zagrożenia z obszaru Eurazji. Zewnętrzne militarne zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa, w percepcji Pekinu, pochodzą wyłącznie z dalszych regionów globu – ze strony USA. Oś strategii militarnej Państwa Środka wobec tego jedynego strategicznego zagrożenia dla jego bezpieczeństwa narodowego stanowią okręty podwodne, siły strategiczne i zbrojenia kosmiczne, jako środki i siły mające zniwelować przewagę militarną USA wobec Chin. Zagrożenie ze strony USA jest potencjalne i teoretyczne – trudno zakładać, że Waszyngton pierwszy podejmie wobec Chin wrogie działania o charakterze militarnym. Powody do niepokoju mają zwłaszcza państwa położone najbliżej potężnego chińskiego sąsiada. Zwiększanie chińskiej obecności militarnej na morzach okalających Chiny, choć naturalne i uzasadnione ze strategicznego punktu widzenia, rodzi w Tokio obawy przed zdominowaniem przez Pekin azjatyckich akwenów i wiodących przez nie szlaków komunikacyjnych. Dla Japonii, która jest jeszcze bardziej uzależniona od importu surowców energetycznych niż Chiny, perspektywa chińskiej dominacji morskiej w regionie stanowi poważne zagrożenie. Już dziś kwestia ta wywiera znaczący wpływ na politykę zagraniczną Japonii i jej percepcję sytuacji geopolitycznej w regionie, generując większe zbliżenie Tokio z USA i regionalnymi demokracjami. Szybki wzrost pozycji Chin spowodował także zacieśnienie więzi polityczno-ekonomicznych między Japonią, a Indiami – tradycyjnym rywalem Chin w regionie Azji Południowej. Rosnąca aktywność regionalna Pekinu poważnie zagraża bowiem strategicznym interesom Indii w regionie Zatoki Bengalskiej i Półwyspu Tajlandzkiego. Poważny niepokój wzbudzają również w New Delhi zauważalne ostatnio zbliżenie Chin z Pakistanem (śmiertelnym rywalem Indii) oraz zainteresowanie Pekinu basenem Oceanu Indyjskiego, jako akwenem bezpośrednio łączącym roponośne regiony Bliskiego Wschodu i Afryki z Państwem Środka. Sprzyja to poszukiwaniu przez Indie nowych sojuszy i regionalnej współpracy na rzecz zrównoważenia rosnących wpływów Chin. W ostatnim czasie próby te zaowocowały strategicznym zbliżeniem między Indiami, a Japonią. Niewykluczone, że w przyszłości związki te, oparte o wspólnotę fundamentalnych interesów geopolitycznych obu państw, przekształcą się w mniej lub bardziej formalny sojusz, wymierzony w rosnącą potęgę regionalną Chin. Jednym z najważniejszych zagadnień rozpatrywanych we wszelkich analizach dotyczących Azji jest kwestia bezpieczeństwa militarnego i rozwoju sił zbrojnych azjatyckich potentatów. Jest to region, w którym niczym w wybuchowej mieszance spotykają się rosnące w siłę mocarstwa, zadawnione i wciąż żywe konflikty, religijne ekstremizmy, państwa zbójeckie oraz broń atomowa. Siły zbrojne od wieków były istotnym wyznacznikiem potęgi państwa. Bywały czynnikiem umożliwającym poszerzanie wpływów, gwarantowały bezpieczeństwo i przetrwanie, stanowiły element wielostronnej równowagi. Tragiczne doświadczenia dwóch wojen światowych pokazały, jak śmiercionośne mogą być konflikty rozgrywające się na olbrzymią skalę, w których biorą udział miliony żołnierzy. Tę lekcję nieźle przyswoiły państwa europejskie, znacznie mniejsze oddziaływanie miała ona w Azji, która ze względu na rywalizację światowych mocarstw oraz procesy dekolonizacji i wzrastania w siłę dawnych potęg, w drugiej połowie XX wieku była areną licznych i krwawych konfliktów zbrojnych. Pomimo pewnej stabilizacji osiągniętej w ostatnich trzydziestu latach, Azja jest jednym z potencjalnie najbardziej zapalnych punktów świata. Wprawdzie to Stany Zjednoczone corocznie przeznaczają na siły zbrojne największe środki, jednak to rosnące wydatki państw azjatyckich budzą niepokój licznych ekspertów. Tym bardziej, że wobec rosnącego potencjału państw azjatyckich, Stany Zjednoczone, które przez lata pełniły stabilizującą funkcję w regionie, niekoniecznie będą w stanie pełnić ją nadal.
Między najważniejszymi państwami w regionie w XX wieku dochodziło do zbrojnych starć. Spory, niesnaski czy nawet wrogość w ostatnich latach zostały nieco zakamuflowane, ale to nie znaczy, że udało się je usunąć. Są nadal obecne, a ze względu na wysoki poziom nieufności, w każdej chwili mogą powrócić na pierwszy plan.
W Azji obecnych jest wiele czynników, które destabilizująco wpływają na bezpieczeństwo w regionie. Nadal nierozwiązana jest znaczna liczba konfliktów terytorialnych, w ostatnich latach dodatkowo podsycanych ze względu na kwestię obecności złóż surowców energetycznych. W regionie obecne są rosnące w siłę potęgi, które nie ukrywają dążeń do wzmocnienia swej regionalnej i światowej roli. W tym kontekście najwięcej mówi się o postępującej modernizacji sił zbrojnych Chin, którym wprawdzie nadal daleko do statusu nowoczesnych, lecz dzięki rosnącym nakładom, szybko pokonują ten dystans.
Istotnym problemem jest kwestia bronii atomowej, która jest obecna w arsenałach Chin, Indii, Pakistanu (oraz Rosji), a ze względu na zaawansowanie technologiczne, mogłaby się znaleźć w posiadaniu kolejnych krajów. Jeśli dodać do tego nieprzewidywalny i potencjalnie niebezpieczny reżim Pjongjangu, czyni to Azję najbardziej niestabilnym regionem atomowym na świecie.
Nadal żywy jest mający państwowo-religine podłoże konflikt pomiędzy Indiami a Pakistanem, który - jak pokazał przykład ataku terrorystycznego w Mumbaju - grupa ekstremistów może łatwo przenieść w stan znacznego zaostrzenia. Pomimo prowadzonych działań zbliżających Tajpej z Pekinem, wciąż potencjalnie groźny jest konflikt w Cieśninie Tajwańskiej, co dobitnie pokazuje ponad tysiąc chińskich rakiet wymierzonych w wyspę. Trudno przewidzieć też konsekwencje odchodzenia od pacyfistycznego podejścia przez Japonię, która ma wyraźną imperialną przeszłość i licznych oponentów na kontynencie.
Jednocześnie Azja jest miejscem szybkiego wzrostu gospodarczego, który zwiększa możliwości działania oraz ambicje poszczególnych krajów. Razem przekładają się one na rozwój potencjału militarnego, który sprawia, że każda potencjalna iskra może mieć tragiczne i zgubne konsekwencje. Z tego względu kwestia rozwoju sił zbrojnych i bezpieczeństwa militarnego w regionie może mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości całego świata.
Chińska Republika właśnie obchodzi nadejście nowego 2010 roku. Ma to być według chińskiego kalendarza rok spod znaku tygrysa, który zgodnie z wierzeniami,przyniesie odwagę w podejmowaniu decyzji, ale i niepokoje. Te wierzenia nie miałyby jednak takiego rozgłosu na świecie, gdyby nie błyskawiczny wzrost gospodarczy Chin oraz towarzyszący mu rozwój chińskich sił zbrojnych.
Zmieniająca się sytuacja strategiczna w Azji Wschodniej wymaga od rządu Yukio Hatoyamy przewartościowania sojuszu z Waszyngtonem oraz przyspieszenia budowy japońskiego systemu obrony przeciwrakietowej.
Coraz większy udział w światowych wydatkach na zbrojenia, silne powiązania polityczno-wojskowe z USA, stacjonowanie amerykańskich żołnierzy na Półwyspie Koreańskim oraz rozbudowa przemysłu obronnego czynią z Korei Południowej jednego z kluczowych aktorów w regionie Azji i Pacyfiku.
Rok 1947 był przełomowy w historii Azji Południowej. Wówczas spod brytyjskiego panowania odłączyły się miliony ludzi, którzy nie zwlekając, rozpoczęli proces formowania własnej państwowości. W skutek podziałów religijnych panujących wewnątrz uniezależnionej ludności, powstały dwa nowe podmioty państwowe, których bilateralne relacje miały w przyszłości charakteryzować wzajemna wrogość i brak zaufania. Na obszarze Azji Centralnej i Południowo-Wschodniej Chiny, Indie, Japonia, Korea Południowa, wreszcie USA i państwa grupy ASEAN będą bardzo mocno zwalczały swoje wpływy zabiegając o utrzymanie lub wzmocnienie swojej pozycji w regionie. Tutaj konflikty militarne nie będą raczej odgrywać swej XX-wiecznej roli. Siła militarna ma być skutecznym narzędziem odstraszania. Ważne jest ostatnie wystąpienie Prezydenta ChRL Hu Jintao na (13.4.2010.) Szczycie Bezpieczeństwa Nuklearnego (NSS) w Waszyngtonie, podczas którego wezwał społeczność międzynarodową do wzmożenia wysiłków na rzecz zapewnienia bezpiecznych warunków korzystania z energii jądrowej. W wystąpieniu tym, stanowiącym główną część pierwszej sesji plenarnej dwudniowego waszyngtońskiego szczytu, chiński przywódca podkreślił, że ciężar zapewnienia bezpieczeństwa atomowego nie powinien spoczywać na barkach kilku najbardziej liczących się na arenie międzynarodowej państw, lecz musi być wyrazem wspólnych działań podejmowanych przez wszystkie kraje świata. Zdaniem Hu staje się to tym bardziej istotne, iż w dzisiejszej dobie nie można wykluczyć zagrożenia przemytem materiałów rozszczepialnych oraz dostaniem się broni jądrowej w ręce grup terrorystycznych. W opinii przewodniczącego ChRL, wszystkie kraje powinny zaadoptować efektywne rozwiązania w dziedzinie prawnej i ochrony bezpieczeństwa wewnętrznego w celu ochrony materiałów oraz instalacji jądrowych. Hu wyjaśnił, że kwestia nie dotyczy tylko ustawodawstwa i regulacji w ramach poszczególnych państw narodowych, lecz musi wykorzystać stworzoną już bazę międzynarodowych porozumień w sprawie bezpieczeństwa atomowego, w tym międzynarodową „Konwencję o ochronie fizycznej materiałów jądrowych” podpisaną w 1979 roku oraz „Konwencję w sprawie zwalczania aktów terroryzmu jądrowego” z 2005 roku, której jednak nie ratyfikowała do tej pory duża grupa państw. Hu Jintao zaproponował wzmocnienie międzynarodowej wymiany doświadczeń w kwestiach informowania o potencjalnych zagrożeniach nuklearnych oraz ustawodawstwa jądrowego. Istotnym elementem wystąpienia chińskiego lidera było również wskazanie, iż kraje rozwijające się mają prawo do pokojowego rozwijania i wykorzystywania energii atomowej(czyżby chodziło m.in. o działanie Iranu?). W tym procesie powinny one pozyskiwać niezbędną pomoc od Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA). „Globalne środki bezpieczeństwa nuklearnego powinny sprzyjać pokojowemu wykorzystywaniu energii jądrowej przez wszystkie kraje i ułatwiać współpracę międzynarodową”. Prezydent ChRL przypomniał także, że w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat Pekin podjął energiczne kroki na rzecz bezpieczeństwa nuklearnego i w najwyższym stopniu respektuje swoje międzynarodowe zobowiązania atomowe. „Bierzemy czynny udział w globalnej współpracy na rzecz zbudowania systemu bezpieczeństwa jądrowego i chcemy promować go w krajach rozwijających się, dostarczając im niezbędną pomoc technologiczną i specjalistów”. Hu Jintao przypomniał jednocześnie, iż podstawą strategii nuklearnej jego kraju jest polityka samoobrony i powstrzymywania się od użycia broni jądrowej jako pierwszej strony potencjalnego konfliktu militarnego. Chiny dysponują technologią nuklearną od końca lat 50. XX wieku. Pierwszą detonację ładunku atomowego przeprowadzono tam w 1964 roku. W sumie, do 1996 roku Pekin dokonał 45 prób jądrowych. Pokojowy program nuklearny Chińczycy realizują od 1960 roku. Pierwsze elektrownie jądrowe powstały w ChRL na początku lat 80. Obecnie, w Kraju Środka działa 11 reaktorów jądrowych, 16 znajduje się w fazie budowy, a w ostatnich dwóch latach rozpoczęto tworzenie kolejnych 9. Od 1968 roku Chiny są sygnatariuszem Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (ang. NPT). W podłożu tej intencjonalnie pokojowej polityce leży najważniejszy temat walka o dostęp do rynków zbytu i co ważniejsze, o dostęp do surowców. ChRL ma świadomość, że jest za wcześnie na bezpośrednią konfrontację. Ma świadomość, że obecnie wygrywa rywalizacje ekonomiczną, ale zbyt wiele jeszcze ją dzieli w poziomie technologicznym i potrzebuje czasu, aby w tej dziedzinie doścignąć czołówke. Pierwszym rejonem tej rywalizacji jest basen morza południowochińskiego, który obejmuje kilkanaście państw. Od Chin i Tajwanu poczynając na północy, idąc zgodnie z kierunkiem zegara, na wschodzie przez Filipiny, Malezję, Tajlandię, Kambodżę i na Zachodzie na Wietnamie kończąc. Rzeczą naturalną jest, że to Chiny, chcą i powoli zaczynają być głównym rozgrywającym w tym rejonie Azji. Chiny muszą opanować ten rejon, aby zapewnić sobie ciągłość dostaw surowców energetycznych z Bliskiego Wschodu i Afryki, także innych rejonów jak Wenezuela oraz innych surowców. Obecnie do najważniejszych przyszłych lub obecnych konfliktów w basenie morza południowochińskiego, możemy zaliczyć konflikt o Tajwan, wyspy Paracelskie, wyspy Spratly, wyspy Senkaku. Również kwestia dominacji nad cieśninami Malakka i Singapurską, a także nad wyspami Nikobarskimi. Obecną płaszczyzną tej „walki” jest sfera gospodarcza, w której Chiny już od wielu lat osiągają zawrotne sukcesy.
Z ekonomicznego punktu widzenia problemem jest manipulowanie chińską walutą w celu tworzenia niekorzystnych warunków w konkurencji handlowej. W 2005 r. Chiny nieco uwolniły kurs juana. A w 2008 roku Chiny wprowadziły stały kurs juana, by pomóc własnym eksporterom. Teraz USA naciskają na Chiny, by urynkowiły juana twierdząc, że jest to przyczyna dużej nadwyżki chińskiej w handlu z USA. Twierdzą, że jest on niedoszacowany o jedną trzecią. Pekin odrzucił to twierdzenie. W 2009 roku Chiny stały się pierwszym eksporterem świata wyprzedzając w tej klasyfikacji Niemcy. W lutym 2010 roku eksport Chin wzrósł o 45,7% r/r (w styczniu eksport zwiększył się o 21% r/r). Rośnie też chiński import (w lutym wzrósł on o 45% po 86% wzroście w styczniu). Wiele wskazuje na to, że w 2010 roku Chiny umocnią swoją światową pozycję, a chińska gospodarka zajmie drugą pozycję po USA i przed Japonią. Według ekspertów są podstawy do przypuszczeń, że gospodarka chińska przegrzewa się. W lutym 2010 roku inflacja sięgnęła 2,7%, wobec 1,5% w styczniu. W ciągu 2009 roku średnio o 6% wzrosły ceny żywności. Wzrastają też ceny nieruchomości i opłaty czynszowe. Pekin chce jednak uniknąć podwyżek stóp procentowych bojąc się, że zacieśnienie polityki monetarnej wyhamuje wzrost gospodarczy. Stara się więc ograniczyć akcję kredytową banków. Działania te są nakierowane na dynamiczne powiększanie nadwyżki walutowej, dzięki której ChRL ma możliwość wykupywania kolejnych przedsiębiorstw czy pól naftowych i osiągania dodatkowych korzyści jako znaczący międzynarodowy gracz giełdowy. Chiński koncern energetyczny China National Offshore Oil Corporation (CNOOC) podpisał kontrakt z australijską BG Group na zakup gazu skroplonego. Wartość kontraktu to ponad 54 mld euro. Na mocy umowy od 2011 roku CNOOC będzie kupowało od Australijczyków rocznie około 3,6 mln ton gazu skroplonego. Oznacza to, że Chiny będą otrzymywały z Australii około 4,8 mld m3 surowca rocznie, przez najbliższe dwie dekady. Zdaniem analityków umowa oznacza, że Chiny wierzą w powrót do bardzo szybkiego tempa wzrostu PKB. Zwracja także uwagę, że kontrakt ten to sygnał o rosnącej roli Australii jako państwa eksportera surowców energetycznych. Powyższe zjawiska są bacznie obserwowane przez bezpośrednie otoczenie ChRL , w tym: ASEAN, Japonię, USA , Rosję, Indie. Ożywienie gospodarcze, obecne w Azji od zeszłego roku, jest widoczne na swój codzienny sposób – coraz więcej statków typu cargo, rosnące ceny nieruchomości i akcji. Jednak uwaga szefów producenta pamięci komputerowej, Showa Denko, skupia się na rosnącym popycie na komputery osobiste w Indonezji.Firma zwiększyła produkcję i buduje nowe linie produkcyjne, pomimo oszczędności amerykańskich i europejskich konsumentów, bacznie oglądających każdego centa i z niepokojem obserwujących poziom bezrobocia. Powodem jest zakładany wzrost popytu i szybszy rozwój gospodarczy w Azji. Ta dynamika pokazuje zarysy pokryzysowej globalnej gospodarki oraz wyzwania, przed jakimi staje prezydent Barack Obama, chcący podwoić poziom amerykańskiego eksportu. Departament Handlu podał w maju 2010 roku, że sprzedaż amerykańskich towarów za granicą skoczyła o ponad 3 proc. w okresie między lutym a marcem. Import wzrósł jednak nieco bardziej, więc deficyt handlowy nieznacznie się powiększył. Mimo tego administracja niezmiennie postrzega eksport jako źródło nowych miejsc pracy i ma nadzieję, że pomogą w tym delegacje sekretarza Gary Locke’a, który w maju 2010 roku wybiera się do Chin i Indonezji. Jeśli Amerykanie chcą ożywić eksport i osiągnąć cel wyznaczony przez Baracka Obamę – 3 biliony dolarów eksportu rocznie do 2015 r. – kluczem do tego będzie ekspansja obecności Stanów Zjednoczonych w Azji. Obecnie jednak Azja wydaje się radzić sobie świetnie sama. To jedyny region na świecie, który notuje względną stabilność, wolną od problemów związanych z bankami i zadłużeniem, które zmuszają Greków do wychodzenia na ulice, a Hiszpanię do cięcia wynagrodzeń. Azja ze swoją rosnącą klasą średnią wyrwała świat z objęć recesji. Tamtejsze gospodarki integrują się szybciej niż oczekiwano, a liczba nowych projektów i umów o handlu mogą ten proces tylko przyspieszyć. Lokalni ekonomiści, przedsiębiorcy i politycy twierdzą, że Stany Zjednoczone mogą zostać w tyle za regionem, który w coraz większym stopniu jest w stanie przetwarzać surowce oraz dobra kapitałowe i sprzedawać je sam sobie. Kto podwoi eksport Ameryki? Nie wiadomo - rosnący popyt w Azji na urządzenia, odzież i elektronikę raczej nie pomoże amerykańskim firmom. Jesteśmy świadkami odbicia popytu, ale w przeważającym stopniu wspieranym przez gospodarki rozwijające się . Produkowane w Singapurze komponenty dysków twardych są wysyłane na końcowy montaż do tajwańskich producentów komputerów. To przykład, jak produkcja integruje się w ramach regionu. Rosnący popyt wśród azjatyckich konsumentów jest, zdaniem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, historycznym zwrotem.
To pierwszy raz, kiedy Azja stoi na czele globalnego ożywienia . Wzrost gospodarczy nie opiera się tylko na tradycyjnym eksporcie, ale także „prężnym popycie wewnętrznym” oraz silnym wzroście inwestycji. W regionie panuje powszechne poczucie, że upadek Lehman Brothers i późniejszy kryzys przesunęły punkt ciężkości światowej gospodarki. Stany Zjednoczone pozostają największą gospodarką i kluczowym rynkiem dla innych krajów oraz azjatyckiego rozwoju gospodarczego. Cały czas są również jednym z największych eksporterów dóbr i usług, chociaż Chiny zmniejszają dzielący oba kraje dystans. Jednak prognozy trwałego bezrobocia i wolniejszego wzrostu krajów rozwiniętych w połączeniu z wysokim poziomem zadłużenia, zrodziły poczucie ograniczenia w państwach uprzemysłowionych. Dla odmiany Azja to Chiny notujące dwucyfrowy wzrost gospodarczy, Indie planujące ogromne inwestycje infrastrukturalne oraz rosnące wpływy wychowanych na handlu społeczności, takich jak Singapur. Nie znaczy to jednak, że rozwój Azji to zła wiadomość dla amerykańskich firm. Krzemowe procesory kupowane przez indonezyjskie rodziny mogą pochodzić z fabryk amerykańskich. Amerykańskie firmy projektowe i inżynieryjne mogą nadzorować miliardy dolarów wydawane na drogi, lotniska i terminale wysyłkowe budowane w regionie. Rosnące dochody będą oznaczać większą sprzedaż markowych towarów z Europy i Stanów Zjednoczonych, większą widownię dla hollywoodzkich filmów i rosnący popyt na usługi. Ale na wszystkich tych frontach konkurencja staje się coraz większa. Wśród azjatyckich oficjeli i amerykańskich organizacji biznesowych bojących się potencjału Chin w zdominowaniu całego regionu, panuje obawa, że administracja Obamy nie ma żadnej wiarygodnej agendy handlowej. W ostatnich latach wynegocjowano dziesiątki umów handlowych między krajami Azji i Pacyfiku. Rozważa się kilka innych, mogących mieć kluczowe znaczenie, m.in. umowę w wolnym handlu między Japonią, Koreą Południową i Chinami, która połączyłaby trzy regionalne filary w jeden gospodarczy alians. Tymczasem administracja Obamy skupia się na jednym: TransPacific Partnership – inicjatywy, którą w krótkim okresie czasu ma niewielkie znaczenie gospodarcze. Inicjatywa zrzesza osiem państw, z których cztery mają już ze Stanami Zjednoczonymi umowy o wolnym handlu (m.in. Singapur). Z pozostałych tylko Wietnam jest uważany za wystarczająco ludny, aby mieć jakikolwiek większy potencjał. Lokalna polityka sprawia, że handel jest sprawą dość złożoną dla Obamy. Prezydent zbliża się do półmetka kadencji, a bezrobocie uparcie tkwi w okolicach 10 proc. Organizacje pracownicze i przemysłowe uważają, że umowy o handlu przyczyniły się w przeszłości do wyeksportowania milionów miejsc pracy, a administracja powinna prowadzić politykę podatkową i przemysłową, która bezpośrednio wspierałaby amerykańskich producentów. Inni kwestionują teorię, że najlepszym sposobem na wsparcie amerykańskiego rynku pracy jest zwiększanie eksportu, co sprowadza się do wykorzystywania pieniędzy innych krajów na wspieranie amerykańskich miejsc pracy. Dodatkowo, kraje takie jak Singapur, Korea Południowa i inne, po cichu komunikują Stanom Zjednoczonym, że nie chodzi tylko o kwestie gospodarcze. Martwi je, że brak przeciwwagi dla Chin, doprowadzi je do ich politycznego i gospodarczego uzależnienia. Zaburzanie wygodnej równowagi zawsze budzi obiekcje. Im bardziej Chiny się rozwijają, tym bardziej pożądana tutaj będzie obecność Stanów Zjednoczonych. Inicjatywa TransPacific jest postrzegana jako tymczasowy kompromis: skupia negocjatorów ze Stanów Zjednoczonych, Singapuru i innych krajów w jednym pomieszczeniu i może stanowi platformę do rozmów z innymi państwami. Jej zakres jest również wystarczający nieduży, aby nie było problemów z zatwierdzeniem jej w Kongresie. Czy uda jej się szybko zwiększyć eksport, jak chciałby Obama, to już zupełnie osobna sprawa. Wśród amerykańskich prezydentów Obama jest pierwszym, który mówi o eksporcie. Pozostali mówili o wolnym handlu. Stany Zjednoczone są producentem przełomowych produktów, ale będą potrzebować znacznie więcej, niż Apple’a i Microsoftu.

Brak komentarzy: