niedziela, 29 czerwca 2008

Woda.

Jezioro Sewan nie raz ocaliło byt Ormian jako narodu. Czerpali zeń wodę pitną, żywność, światło i ciepło oraz tożsamość. Woda często wymyka się pojęciu i spojrzeniu. Morza i rzeki dostępne są nam "w całości" tylko na mapach, na własne oczy mamy szanse zobaczyć jedynie ich niewielki wycinek. Za to jezioro, owszem, da się ogarnąć wzrokiem, szczególnie kiedy osadzone jest w kamieniu górskim: górą błękitnawa biel lodowców, dołem ciemna zieleń. I takie właśnie jest jezioro Sewan. Dla Ormian znaczy ono mniej więcej tyle co dla Rosjan Wołga. Rzecz jasna, tylko w wymiarze symbolicznym i poetyckim. W rzeczywistości znaczy o wiele, wiele więcej. Dla kraju jako całości Sewan jest niemal wszystkim. Wobec braku surowców energetycznych elektrownie wodne, wykorzystujące różnice poziomów, są głównym źródłem energii. Ponieważ jezioro leży na wysokości 1900 m, a Płaskowyż Araratu, na którym leży większość miejscowości, ponad kilometr niżej, jest z czego korzystać.Do tego jest to niewyczerpany niemal, mimo wszystkich niewydarzonych pomysłów inżynieryjnych i reformatorskich, zbiornik wody pitnej. Pływa w nim obfitość ryb, od karasia do siei i wszelkich innych stworzeń wodnych, łącznie z rakami. Brak tylko słynnego iszchana, Salmo ischan, pstrąga, który niestety nie dotrzymał pola kolejnym sprowadzanym z zewnątrz gatunkom.Światło, turbiny, woda pitna, nawadnianie pól, kwasy omega (w rybach)…. A w latach 90. Sewan ocalił Ormian po raz kolejny. Po katastrofie czarnobylskiej pod naciskiem ekologów i przestraszonego Zachodu zamykano kolejne elektrownie atomowe, w tym armeńską. W chwilę po wybuchu konfliktu Erewań–Baku o Górski Karabach Azerbejdżan zastosował całkowitą blokadę gospodarczą, wstrzymując między innymi dostawy węgla i ropy. Nie minął miesiąc, gdy stanęły kolejne elektrociepłownie. Wykorzystywane do maksimum siłownie wodne stały się wówczas kołem zamachowym gospodarki, ratując Armenię przed całkowitą zapaścią. Oto co znaczy posiadać rezerwy strategiczne! Byłyby one bez wątpienia większe, gdyby nie dekady sowieckiego barbarzyństwa. Jeszcze w latach 30., marząc o "zwiększeniu areału ziemi uprawnej" bez oglądania się na jakiekolwiek konsekwencje, inżynierowie z hydrobudowy zdołali obniżyć poziom jeziora o 20 metrów, wylewając kilometry sześcienne krystalicznie czystej wody, niczym do zlewu. Planowali dużo więcej, chcieli bowiem obniżyć poziom wód o 55 metrów. Wystarczyło jednak tych dwudziestu, by równowaga biologiczna została katastrofalnie naruszona. Wiatr i prądy poruszyły nietknięte dotąd pokłady denne, rozpoczęło się kwitnienie alg, deficyt tlenu rósł z miesiąca na miesiąc. Jako pierwszy zaczął padać endemiczny pstrąg. W 1978 roku wciągnięto go do "Czerwonej Księgi" najbardziej zagrożonych gatunków. Ten wpis stał jedną z ostatnich pamiątek po iszchanie. To, co oferowane jest dziś na niezliczonych straganach i w szaszłykarniach rozstawionych wzdłuż wiodącej do jeziora szosy, to pstrąg hodowlany, dowożony ze stawów w dolinach.Z myślą o naiwnych turystach urządzane są nawet nocne łowy, w zgiełku i ciemnościach nietrudno wpuścić zawczasu do sieci dorodną, hodowlaną rybkę, ale z iszchanem ma ona niewiele wspólnego.Nie tylko pstrąg należy bezpowrotnie do przeszłości. Pierwsze słowa słynnej "Podróży do Armenii" Osipa Mandelsztama brzmią "Na wyspie Sewan…" i opatrywać je należy przypisami. Bo nie ma już wyspy Sewan: po radosnych inicjatywach towarzyszy hydrogeologów stała się mocno związanym z lądem półwyspem. Nie zmieniły się tylko stojące na nim dwa klasztory z IX wieku, zapierającej dech w piersiach urody.Zmieniły się mapy, zmieniły się nazwy. Na stronach "Podróży do Armenii" trzykrotnie wspominana jest mieścina Jelenowka. Dziś to nie mieścina, lecz podupadające miasto nazwane od jeziora Sewan. Mołokanie – jedna z licznych radykalnych schizm w rosyjskim prawosławiu, od połowy XIX wieku tolerowana, przedtem nielegalna .

Brak komentarzy: