niedziela, 27 lipca 2008

Kryzys gospodarczy w Polsce.

Przed nami dwa, a może cztery lata kryzysu, spowolnienia gospodarczego, odrabiania strat przez OFE, TFI i GPW. Mimo pozornie mocnych fundamentów polskiej gospodarki, z powodu spiętrzenia negatywnych zjawisk społeczno-gospodarczych, które są coraz bardziej widoczne, trzeba spodziewać się również różnych turbulencji także w Polsce. Światowe indeksy sektora finansowego osiągają kolejne minima. Instytucje finansowe i ratingowe ogłaszają negatywne rekomendacje również dla polskich podmiotów gospodarczych i to nie tylko z branży deweloperskiej, ale także z sektora bankowego. Załamanie na rynku nieruchomości szerzy się niczym zaraza, która dotknęła USA, Wielką Brytanię i Hiszpanię, a teraz zbliża się też do Polski. Ceny mieszkań do końca roku mogą spaść nawet o 15 proc. Tym bardziej, że sprzedaż paraliżują nowe zasady opodatkowania sprzedaży nieruchomości, które zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2009 r. Prognozy dla amerykańskiej i unijnej gospodarki są coraz bardziej pesymistyczne. Coraz większa grupa analityków i inwestorów uświadamia sobie, że sektor finansowy wkracza w drugą długą fazę kryzysu zarażając nim coraz mocniej sektor produkcyjno-przemysłowy i usługi.Droga ropa - cena 200 USD za baryłkę ropy staje się coraz bardziej realna, chociaz, jezeli nastąpi zmiana polityki w USA i zmniejszą się wydatki na wojny w Iraku, Afganistanie, a takze jezeli wzrośnie zuzycie biopaliw i innych źródeł tzw alternatywnych energii to moze ceny ropy wychamują.Jednak przełoży się to na ceny zywności. Długofalowo będzie to pozytywny kierunek zmian i swego rodzaju pomoc dla rolnictwa. Nawet najwięksi optymiści zauważają wreszcie, że Europa jest na skraju recesji, a aż dziewięciu krajom grozi realny spadek PKB w następnych kwartałach. Z rynków akcji na świecie wyparowało już ok. 14 bln USD. Z naszych TFI tylko lub aż 45 mld zł, z polskich OFE ok. 5 mld zł i tylko od początku tego roku. Na poprawę się nie zanosi. Umorzenia jednostek TFI trwają i trwać będą dalej. Inflacja w strefie euro jest dwa razy większa od celu inflacyjnego Europejskiego Banku Centralnego. Najwyższa czeka nas dopiero na jesieni, zwłaszcza jeśli chodzi o ceny żywności, bo paliwa już mamy po 5 zł. Między bajki można włożyć opowieści o tym, że inflacja będzie rosła tylko do sierpnia, a potem będzie mocno spadać.Rosnące stopy. Niepokojąco słabe wyniki zarówno majowej jak i czerwcowej produkcji przemysłowej (niewiele ponad 7 proc. w czerwcu) to bardzo zła zapowiedź. Inflacja szczerzy kły, pożera nasze oszczędności, wynagrodzenia i emerytury. Co z tego, że wzrost wynagrodzeń wyniósł w czerwcu aż 12 proc. skoro realnie odczuwalna inflacja to dziś wcale nie 4,6 proc. tylko ok. 9 – 10 proc. Ceny rosną bardzo szybko, prawie tak jak w 2004 r. przed naszym wejściem do UE. Rada Polityki Pieniężnej już osiem razy podniosła stopy procentowe i niewiele to dało i da. RPP może dalej je podnosić a i tak inflacja poszybuje w okolice 6 – 6,5 proc. Unijni politycy z obawy nad wiszącą nad strefą euro możliwością stagflacji (niskie stopy wzrostu gospodarczego w połączeniu z wysoką inflacją, dziś już prawie 4 proc.) ostrzegają EBC, żeby w dążeniu do stabilności cen nie pomijał i po macoszemu nie traktował wzrostu gospodarczego.Szalejąca inflacja. Całkiem odwrotnie niż w Polsce, gdzie zarówno członkowie RPP, przedstawiciele Ministerstwa Finansów, analitycy bankowi prześcigają się w zapowiedziach coraz bardziej restrykcyjnej polityki pieniężnej. EBC zastanawia się nad korektą celu inflacyjnego – skoro źle obliczyli, to lepiej poprawić. U nas nie ma o tym mowy. Uspakajające zapowiedzi, że kryzys nam nie straszny, bo mamy mocną złotówkę, która nas przed wszystkim obroni. Przed drogą ropą, inflacjąi biedą, u przedsiębiorców wywołuje wściekłość i rozgoryczenie. Opowieści o silnej złotówce szkodzącej polskiemu eksportowi, który dziś i tak w blisko 70 proc. jest realizowany przez firmy zagraniczne, działające w Polsce, należy traktować jak oszustwo lub zupełną ignorancję.A ich dochody nie koniecznie zasila nasz budżet. Tania waluta. Nowe rekordowo niskie ceny walut po 3,20 zł za euro i 2 zł za dolara czy 1,98 zł za franka szwajcarskiego już wkrótce okażą się bardzo groźne. Skala umocnienia złotego 10 – 12 proc. w ciągu pół roku wobec euro czy franka nie może być bezkarna, a dla niektórych małych i średnich przedsiębiorstw już dziś oznacza eliminację z rynku. Najbardziej tracą huty szkła, przemysł meblarski, a nawet fabryka bombek w Milczu – nasz eksportowy hit, który w 90 proc. produkował na eksport. Ta produkcja była opłacalna przez 57 lat, aż do momentu, gdy dolar przekroczył granicę 2,45 zł. Dziś do spółki wchodzi syndyk. Podobny los dotknie już wkrótce wiele innych firm eksportowych, zwłaszcza małych i średnich. Ruch zapowiada zwolnienie ok. tysiąca pracowników. Zwalniać będą również stocznie.Wakacyjne pocieszanie czyli chwilowa naiwność. Zbyt silny złoty bardzo negatywnie daje o sobie znać, jeżeli chodzi o skalę pozyskania i wartość środków pomocowych z UE. Od początku tego roku, przyznane Polsce środki z budżetu Unii na lata 2007 – 2013 stopniały aż o 30 mld zł. Jeszcze w styczniu stanowiły równowartość 245 mld zł. Strach pomyśleć co będzie, jeśli złoty nadal będzie się tak umacniał. Czy wtedy wystarczą nam Polakom zapewnienia, że przecież wczasy zagraniczne są tańsze. Problemem są monstrualnie drogie krajowe wakacje, zbyt drogie dla wielu Polaków. Radykalny spadek przyjazdów turystów zagranicznych. Problem suszy. Polscy rolnicy również nie będą zadowoleni, że złoty bije kolejne rekordy, bo znacznie mniej dostaną w ramach dopłat unijnych w złotych, a przecież drastycznie rosną ceny produkcji rolnej, paliwa, nawozów, środków ochrony roślin, kredytów, drożeje żywność, którą coraz trudniej sprzedać. Pracownicy sezonowi do zbioru owoców są praktycznie nieosiągalni, mimo 25-proc. podwyżki wynagrodzenia. Nawet Ukraińcy wolą jechać do Hiszpanii czy Portugalii, bo tam zarobią dużo więcej. Straty polskich rolników z powodu suszy i niższych zbiorów w rolnictwie, dziś można oszacować nawet na ok. 6 mld zł.Małe emerytury i wzrost petentów w ośrodkach pomocy społecznej. Inflacja wspólnie z giełdą pożerają nasze emerytury. Oszczędności w OFE stopniały w ciągu ostatnich miesięcy średnio o 14 – 15 proc., ale są i takie OFE, które od czerwca 2008 r. straciły blisko 20 proc. 2008 r. będzie chyba najgorszy w historii dla klientów OFE, przyszłych emerytów, a jest ich 13,7 mln. Od stycznia 2008 r. OFE straciły już blisko 5 mld zł i nadal tracą. Tymczasem KNF rozważa, czy PTE nie są w ogóle zbędne i czy nie wpuścić w ten lukratywny biznes TFI, ciekawe jak wyglądaliby dzisiejsi emeryci, gdyby stracili 50 – 60 proc. swych zasobów, a tak przecież stało się na rynku TFI.Jest nas mniej. Nadciąga też finansowa katastrofa związana z polską demografią. W 2030 r. czeka nas co najmniej 120 mld deficytu budżetowego, dodatkowo wydatek rzędu 80 mld z państwowej kasy na emerytury oraz 40 mld na służbę zdrowia. Polskie finanse z dnia na dzień wchodzą w pułapkę demograficzną, o czym słusznie ostrzega Cezary Mech, doradca prezesa NBP. Na emerytury w latach 2009 – 2013 zabraknie 158 mld zł, a młodych Polaków jest coraz mniej. Wielu wyjechało i nie wróci. Tych, którzy zostali nie stać na dzieci. W 2030 r., aż 2 mln Polaków będzie miało ponad 80 lat, a statystyczna para może mieć tylko jedno dziecko. Nic nie robimy z tym problemem. Społeczeństwo się starzeje lub emigruje.Kłopoty skarbówki. Fiskus ma coraz większe kłopoty ze ściąganiem podatków. Wpływy podatkowe za pierwsze półrocze są niższe niż zakładano i to dużo gorsze niż zakładał rząd. Najgorzej sytuacja wygląda ze ściągalnością akcyzy – to zaledwie 45,9 proc. – jak do tej pory niespełna 20 mld zł wobec 52,2 mld planowanych wpływów. Będą potężne problemy ze skonstruowaniem budżetu na 2009 r. Po stronie dochodów może zabraknąć 30 – 40 mld zł. Podobnie jak w 2007 r., tak i w I poł. 2008 r. fatalnie wygląda zagospodarowanie środków unijnych. Z 20,2 mld zł dochodów z funduszy UE zaplanowanych na cały 2008 r. do budżetu wpłynęło na razie 14,7 proc. tej sumy. Wydatki budżetu idą równie słabo. Do czerwca wyniosły niewiele ponad 40 proc. Opóźnienia stanowią kwotę ok. 11 mld zł, które można by sensownie wydać, a potrzeb przecież nie brakuje. Pieniędzy może też nie starczyć samorządom, które stracą na reformie PIT, ok. 7 mld zł z powodu odliczeń w ramach ulgi na dzieci, ok. 3 mld na skutek zmian w skali podatkowej od 2009 r. około 3 – 3,5 mld zł oraz z powodu innych rozwiązań legislacyjnych.My się kryzysu nie boimy?Nie ma co zaklinać rzeczywistości, że kryzys nam nie groźny. Trzeba, dbając o interes zwykłego obywatela, rządzić, ułatwiając mu życie, rozwój gospodarczy oraz inicjatywy, Niepewna przyszłość właśnie nadchodzi, wraz z całą swoją złożonością i zmiennością. Nie wystarczą więc proste formułki o cięciu deficytu, podatku liniowym, czy likwidacji i tak mizernych emerytur. Nalezy kosztem oszczędności budzetowych takich jak np lepsze zorganizowanie policji, likwidacji pseudoadministracji państwowej w postaci tzw delegatur, uproszczenia przepływów środków finansowych w słuzbie zdrowia, wreszcie odwazne jej sprywatyzowanie w około 30% stanu, sprowadzenie do Polskiej rzeczywistości wszystkich słuzb kontrolujących i ich ograniczenie, gdyz są jednym z głównych zatorów w rozwijaniu legalnej działalności gospodarczej i przyczyną szarej strefy. Urzędnik ma wspierać ludzką inicjatywę, a nie utrącać wszelkie przedsięwzięcia wyszukiwaniem problemów.!!!

Brak komentarzy: