piątek, 30 maja 2008

Amazonia.

Bezbronny olbrzym.Brazylijskie lasy tropikalne są "zielonymi płucami Ziemi". I choć wszyscy o tym wiedzą, karczowanie dżungli amazońskiej postępuje w zastraszającym tempie. Zanim ich oczom ukaże się Amazonka, zataczają jeszcze jedno kółko. Ośmioosobowa Cessna Caravan z napisem "Amazon Edge" ("Amazońskie Ostrze") wchodzi w zakręt i wbija się w postrzępione obłoki. (…) Paulo Adário i jego towarzysze z Greenpeace`u znają takie manewry z wielu wcześniejszych akcji. Znowu są świadkami kolejnej porażki przyrody i triumfu gospodarki rynkowej. Pod samolotem rozpościera się gąszcz o ciemnozielonej barwie, przechodzącej w jasną zieleń i żółtawy brąz pól uprawnych. Przez okna na pokładzie widać plantacje, które wkrótce wezmą w posiadanie połowę obszaru Brazylii. – To wszystko soja. Jeszcze przed pięciu laty nie było tu jej śladu. – woła Adário. Wysokie do kolan rośliny rosną w środku najsłynniejszego ekosystemu na świecie. Po kilku minutach śmigłowiec schodzi do lądowania nad Santarém, 250- tysięczną stolicą brazylijskiego stanu Pará. (…) Od razu rzuca się w oczy budynek sąsiadujący z niskimi domami. Przy skromnej promenadzie portowej znajduje się długa fabryczna hala. Na dachu widnieje napis "Cargill". To nazwa amerykańskiego koncernu z Minnesoty, światowego potentata na rynku zbóż i pasz. Jego filia stanowi koniec 1767-kilometrowego szlaku wiodącego przez dżunglę do rzeki Rio Tapajós, której zielone wody wpadają do brunatnych nurtów Amazonki. Z wód rzeki wystaje nowoczesna stacja przeładunkowa, wzniesiona na jedenastu stalowych dźwigarach. Na pokładzie potężnego frachtowca odbywa się właśnie załadunek zmielonych i wyciśniętych ziaren soi. Niedługo statek wyruszy w daleką podróż z Brazylii do Chin, a może Holandii. W tej opowieści wszystko jest ogromne, podobnie jak osiągane zyski i pozostawione spustoszenia.– Działalność Cargill jest dobrym przykładem ilustrującym szkody wyrządzane przyrodzie przez tego rodzaju firmy – opowiada Paulo Adário. Ludzie z Greenpeace`u są bez szans. Nawet Adário jest bezradny, choć uchodzi za najbardziej znanego działacza walczącego z wyrębem amazońskiej dżungli. Od 1998 roku były dziennikarz kieruje w tej pozarządowej organizacji wydziałem ds. Amazonii. Specjalista public relations jest wesołym, 58-letnim mężczyzną z burzą kręconych włosów i siwą brodą. Chętnie prowadzi nas na front walki. Toczy się ona w obronie największych lasów tropikalnych na Ziemi, gigantycznego producenta tlenu, rezerwuaru słodkiej wody, wielkiego ogrodu zoologicznego i botanicznego. Dlatego najpierw pokazał nam z lotu ptaka, jak kwitnące rolnictwo niszczy płuca ludzkości.Zwęglone kikutyW kabinie pilota rozłożono mapę z planem bitwy. Przedstawia brazylijską część Amazonii, sięgającą Peru, Ekwadoru, Kolumbii, Boliwii, Wenezueli, Surinamu i Gujany. Wydrukowano ją w biurze Greenpeace`u w Manaus, jest systematycznie aktualizowana. Asystent Adário zapisuje dane w laptopie połączonym z systemem nawigacji satelitarnej GPS. Różne odcienie zieleni przedstawiają nienaruszoną przyrodę, rezerwaty Indian i strefę otoczoną opieką państwa. Pod ochroną Brazylii znajduje się dziewięć milionów hektarów lasów tropikalnych i niedługo ten obszar zostanie powiększony do dwunastu milionów hektarów. Na ekranie komputera dominuje jeszcze zieleń, ale coraz bardziej dogania ją czerwień. Obszary wyrębu zaznaczono na czerwono, ich powierzchnia rozrasta się zastraszającym tempie. Krwiste plamy pokrywają głównie stan Rondonia, Mato Grosso oraz wspomniany stan Pará i ciągle trzeba nanosić nowe.Już od dłuższego czasu eksperci mają wątpliwości co do świadomości ekologicznej brazylijskiego prezydenta Luiza Inácio Luli da Silvy. Pragmatyczna polityka gospodarcza przyniosła mu dużą popularność. Dawny działacz związkowy Partii Robotniczej zabiega o poparcie dla dynamicznie rozwijającej się gospodarki rolnej i zamierza uczynić z rolniczego giganta "nową Arabię Saudyjską" w produkcji biopaliw. Jednocześnie zapewnia, że kontroluje wyrąb dżungli amazońskiej. Tymczasem minister ochrony środowiska Marina Silva, która w połowie maja podała się do dymisji, przyznała w styczniu, że z analizy zdjęć satelitarnych wynika, iż rabunkowy wyrąb powoduje dziś większe spustoszenia niż w przeszłości. Między sierpniem a grudniem 2007 roku wycięto 7 tysięcy kilometrów kwadratowych dżungli. W sumie od lat sześćdziesiątych ogołocono z drzew siedemset tysięcy kilometrów kwadratowych Amazonii, co odpowiada dwukrotnej powierzchni Niemiec. Co osiem sekund znika kawałek dżungli wielkości boiska piłkarskiego, a co roku wielkości Belgii. Z drugiej strony w dorzeczu Amazonki rośnie jeszcze 83 procent zasobów leśnych, pokrywających jedną piątą powierzchni Ameryki Południowej. Ale jakie znaczenie mają owe rzędy wielkości? Dokąd nas zaprowadzą w epoce zmian klimatycznych i kryzysu żywnościowego?Rekonesans rozpoczynamy w Manaus, metropolii nad rzeką Rio Negro. Miejski gmach opery przypomina czasy, kiedy miasto było główną siedzibą baronów kauczukowych, a dzisiaj jest strefą bezcłową, zamieszkaną przez dwa miliony ludzi. Greenpeace ma własny samolot, latającą wersję flagowego statku Rainbow Warrior prezent od pewnego darczyńcy. Zanim pilot Fernando Bezerra nie zmienił frontu, pracował na zlecenie handlarzy drewnem i poszukiwaczy złota.Lecimy cztery godziny na południe. Z wysokości trzech tysięcy metrów korony drzew przypominają gęsty, zielony dywan poprzecinany niebieskimi arteriami, setkami dopływów Amazonki. W tym regionie Brazylii, noszącym taką samą nazwę, jak królowa rzek, większość lasów znajduje się jeszcze w nienaruszonym stanie. – To nasza perła – stwierdza Adário. Jednak na granicy stanu Mato Grosso pojawia się coraz więcej polan całkowicie ogołoconych z drzew. (...)W sierpniu nie byłoby wiele widać, ponieważ w tym czasie na ziemi płoną setki ogni i przez wiele tygodni niebo zasnuwają kłęby gęstego dymu. Brazylia zajmuje na świecie czwarte miejsce w emisji dwutlenku węgla. W trzech czwartych odpowiada za nią gospodarka wypaleniskowa. Teraz, na początku pory deszczowej, panuje dobra widoczność. W lesie widać przesieki wygryzione przez maszyny budowlane. Na ziemi leżą tysiące pni, a krajobraz szpecą zwęglone kikuty. Gdzieniegdzie, niczym pomnik przyrody w szczerym polu, ocalało samotne drzewo. Po chwili widać ogromne pola, a między nimi pojedyncze silosy i zagrody. Nazwa Mato Grosso znaczy tyle, co "Wielka Puszcza", ale ta skurczyła się do rozmiarów małej wyspy.Brazylia prześcignęła USA i awansowała na największą potęgę rolniczą. Jest wiodącym eksporterem mięsa, soi, substytutów benzyny, cukru, pomarańczy i rzecz jasna – kawy. Gubernatorem Mato Groso jest Blairo Maggi, zwany królem soi. W 2005 roku Adário przyznał mu nagrodę Złotej Piły Łańcuchowej dla największego niszczyciela środowiska naturalnego. Niedawno Maggi zapowiedział, że Amazonia może rozwiązać światowe kłopoty żywnościowe. Zazwyczaj wycinka puszczy odbywa się według tego samego wzoru. Najpierw drwale wyrębują drzewa – w 80 procentach przypadków nielegalnie. Potem podkłada się ogień. Następnie pojawiają się hodowcy bydła, a na koniec plantacje soi.Pogróżki i zamachy(...) – Santarém wyznacza nową granicę rolniczą na świecie – wpada w zachwyt amerykański koncern Cargill, osiągający roczne obroty w wysokości 88 miliardów dolarów. Zdaniem koncernu portowe urządzenia funkcjonują bez zarzutu, choć zignorowano kontrolę mającą zbadać, czy są przyjazne dla środowiska. W międzyczasie sąd zdecydował o zamknięciu portu. Ziarna soi przywozi się statkami i ciężarówkami z południa i obsiewa się nimi okoliczne plantacje. Soja jest obca tropikom, ale genetycy wyhodowali gatunek odporny na wilgoć i upał. Soja, droga, port – to dla producentów idealna kombinacja, wprowadzająca spore zamieszanie w Santarém. – Wcześniej nie znaliśmy tej rośliny – stwierdza kobieta o rysach twarzy pierwotnych mieszkańców dżungli. – Teraz wszystko się poplątało.Ivete Bastos de Santos przewodzi lokalnej spółdzielni robotników rolnych reprezentującej 30 tys. rodzin. Wielu z nich przybyło w te okolice z jałowych północono-wschodnich terenów podczas pierwszej akcji osiedleńczej przed czterdziestu laty. W tamtym czasie władze wojskowe zachęcały ich hasłami w rodzaju "Ziemia bez ludzi dla ludzi bez ziemi", aby zaludnić odległe pustkowia. Od tego czasu osadnicy wycinają dżunglę amazońską, by udowodnić państwu, iż ziemia nie leży odłogiem. Do tej pory większość z nich żyła głównie z rybołówstwa, hodowli bydła i handlu pieprzem, drewnem, jutą albo orzeszkami pará. Teraz pojawili się globalni producenci soi. – Cargill wykupuje całą ziemię – informuje działaczka związków zawodowych. Prości rolnicy oddają pastwiska po śmiesznie niskich cenach. Gdy ktoś odmawia, zostaje przekonany groźbami lub podpaleniem. Ich ziemie przejmują właściciele ziemscy – fazendeiros. Większość z nich to specjaliści pochodzący z Europy i z południowej Brazylii. Swoją ziemię sprzedali słono baronom trzciny cukrowej, a teraz zbijają interesy na soi.W taki oto sposób dochodzi do przesunięcia granicy światowego rolnictwa i zmian klimatycznych. W tym roku deszcze były bardziej obfite niż zazwyczaj, a powodzie gwałtowniejsze. Nagle pojawiały się cyklony, które burzyły nurty rzek. – Nasza starszyzna jest bezradna, choć kiedyś potrafiła wszystko wytłumaczyć – mówi Ivete Bastos. Ziemię zatruwają pestycydy i uprawy monokulturowe. Na przedmieściach rosną slumsy i problemy, bo wiele osób nie może znaleźć pracy po sprzedaży swojej ziemi. Na nowoczesnych plantacjach soi jeden robotnik obrabia 200 hektarów, a całe zbiory płyną statkami do odległych krajów. – Soja jest rośliną zagłady – uważa Ivete Bastos. Znajdujemy się w sali zebrań. Z tyłu, stoi ochroniarz z rewolwerem.Krytycy prowadzą niebezpieczne życie. Przez długi czas ochroniarze pilnowali również Paulo Adário. W Santarém ekolog zdejmuje kamizelkę z napisem "Greenpeace“ i porusza się opancerzonym jeepem. – Nie lubią nas tutaj – opowiada. "Greenpeace wynocha, Amazonia należy do nas" – głoszą napisy na plakatach. W 1988 roku na zlecenie latyfundystów zamordowano Chico Mendesa, zbieracza kauczuku, obrońcę naturalnej przyrody amazońskiej. W 2005 roku zginęła misjonarka Dorothy Stang, także występująca w obronie przyrody. Niedawno Trybunał Sprawiedliwości stanu Pará nakazał uwolnić właściciela tartaku, domniemanego zleceniodawcę morderstwa. (...) – Amazonię niszczy globalizacja brazylijskiej gospodarki, ale nie możemy zamknąć dżungli pod kloszem – uważa Paulo Adário. – Nad Amazonką żyją 23 miliony ludzi. (...)Jeden kraj nie wykarmi świataW okolicznych wioskach zbieracze kauczuku w tradycyjny sposób pozyskują biały sok. W chatach kobiety szyją z lateksu damskie torebki i zabawki. Małe firmy rozsiane w dżungli zaopatrują firmy oponiarskie, komunikując się z nimi przez internet za pośrednictwem satelity. Naturalna guma znów zyskała na wartości. W stanie Acre, także należącym do Amazonii, otwarto fabrykę kondomów. Stan Amazonas nagradza gminy wspierające rozwój przemysłu na bazie naturalnych surowców i chce pozyskać międzynarodowych kredytodawców. Mimo finansowych trudności firma handlująca drewnem, Precious Wood stara się prowadzić selektywny wyrąb, aby zachować nienaruszoną dżunglę. – Zdrowe drzewo ma większą wartość od ściętego – mówi regionalna minister ochrony środowiska Nadja Ferreira. Pragnie ochronić swój bastion przed globanym oblężeniem. Oprócz działaczy Greenpeace`u znajduje także innych pomocników.Philipp Fearnside wyłącza klimatyzację w sali konferencyjnej centrum badawczego Inpa w Manaus, co znakomicie koresponduje z tematem naszej rozmowy. Jak długo jeszcze wytrzyma amazońska klimatyzacja? Jego kolega oblicza na komputerze, że przy 40-procentowym ubytku lasów tropikalnych równowaga systemu może zostać zachwiana. – Istnieje punkt, po przekroczeniu którego może być za późno. Tyle że nikt nie wie, gdzie się on znajduje –stwierdza spokojnie badacz klimatu Philipp Fearnside. Od trzydziestu lat Amerykanin prowadzi swoje badania między monitorami, sterą kabli i segregatorów. W ostatnim czasie obserwuje coraz bardziej gwałtowne skutki dotkliwych suszy i powodzi. Ciepły Pacyfik ogrzewa Amazonkę, a Amazonka zwiększa ocieplenie Atlantyku. Wyrąb lasu i wypalania wzmacniają jeszcze ten efekt. – To błędne koło, ale jeszcze można coś zrobić. Mamy wybór – mówi Fearnside.Dla niego to kwestia zwykłego rozsądku. – Ludzie muszą wreszcie zrozumieć, że koszty wyrębu amazońskiej dżungli będą wyższe niż pieniądze uzyskane za drewno, steki, soję i tak dalej – wylicza. – Oczywiście trzcina cukrowa i soja mają dla Brazylii duże znaczenie, ale musi tu istnieć jakaś granica. Jeden kraj nie jest przecież w stanie wykarmić całego świata – podsumowuje. Mogą w tym pomóc fundusze z kapitałem zagranicznym, ale decydujące kroki musi podjąć sama Brazylia. Jak na jego gust prezydent Lula za bardzo zachwyca się paliwami, autostradami, fabrykami i zaporami wodnymi, a trochę za mało lasem tropikalnym. Ochrona środowiska nie jest jakimś międzynarodowym spiskiem skierowanym przeciwko rozwojowi gospodarczemu, "lecz działaniem w interesie kraju. Brazylijczycy szczególnie dotkliwie odczują kolejne zmiany klimatyczne".Na ścianie jego biura wisi mapa Greenpeace`u z terenami zaznaczonymi na czerwono i zielono. Przy pierwszej okazji Philipp Fearnside chce polecieć z Paulo Adário w "Amazon Edge", by zobaczyć z lotu ptaka plantacje soi i kondycję amazońskiej dżungli.


Brak komentarzy: