niedziela, 25 maja 2008

CO2, a gospodarka.

Ograniczenie unijnego przydziału limitów emisji dwutlenku węgla dla Polski może oznaczać, że niektóre branże przemysłowe zaczną się ekonomicznie dusić, a cała polska gospodarka wyhamuje i stanie się mniej konkurencyjna. Czy alarmistyczne głosy energetyków lub hutników to tylko element gry, czy też zagrożenie jest rzeczywiście tak poważne?
Komisja Europejska zmniejszyła Polsce na lata 2008-12 uprawnienia do emisji CO2 z 284,6 mln ton do 208,5 mln ton. Polski rząd zaskarżył decyzję do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, oceniając, że zbyt niski przydział może zagrozić rozwojowi krajowej gospodarki. W drugim okresie rozliczeniowym, w latach 2008-12, KE zastosowała ostrzejsze kryteria przyznawania pozwoleń na emisję CO2 , niemal zawsze przyznając niższe limity niż postulowały kraje członkowskie. Według Komisji, w pierwszym okresie pozwoleń zostało przydzielonych zbyt wiele, więc ich cena była stosunkowo niska (w drugiej połowie 2007 roku tona kosztowała kilka eurocentów). Dwutlenek nieszczęścia Dla Polski ograniczenie przydziału może mieć bardzo negatywne skutki. Z raportu "Potrzeby Polski w zakresie emisji CO2 w latach 2008-2012 [...]" przygotowanego na zlecenie Krajowego Administratora Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji (KASHUE) przypomniano, że prognozy rozwojowe Polski na lata 2008-12 i późniejsze znajdują bezpośrednie przełożenie na zapotrzebowanie w dobra inwestycyjne, energię elektryczną i cieplną . Ich urzeczywistnienie wymaga zatem wzrostu produkcji wszystkich branż gospodarki, a w konsekwencji także dokonywanej przez nie emisji CO2. Niedostosowanie przydziału praw emisji w okresie II KPRU do potrzeb wynikających z trendów rozwojowych spowoduje liczne negatywne konsekwencje, wśród których znajdują się: zahamowanie rozwoju gospodarczego Polski i w konsekwencji niewykorzystanie przez Polskę szansy likwidacji luki rozwojowej, jaką dała integracja z Unią Europejską , istotny wzrost konkurencyjności producentów spoza Unii Europejskiej i dyskryminacja producentów polskich i unijnych, przenoszenie przez producentów produkcji z Polski poza granice kraju - Unii (Ukraina, Białoruś , Rosja, Chiny), a w konsekwencji wzrost bezrobocia, spadek dochodów budżetowych, negatywny wpływ na finanse publiczne, ograniczenie atrakcyjności Polski dla inwestorów zagranicznych i w konsekwencji zahamowanie innowacyjności gospodarki, niewykorzystanie środków Funduszy Strukturalnych i Funduszu Spójności postawionych Polsce do dyspozycji w okresie budżetowym 2007-13. Wskutek zmniejszenia limitu emisji dla Polski, musiały zostać zmniejszone wewnątrzkrajowe przydziały. Do najbardziej poszkodowanych branż należy sektor elektrowni zawodowych, któremu ograniczono emisje o 12,5 proc. - Limity uprawnień do emisji CO2 są niewystarczające dla energetyki, ale ta branża ma największe możliwości zmniejszenia emisji gazów - ocenia prof. Maciej Nowicki, minister środowiska. Nowicki przypomina, że w Polsce jest wyjątkowe marnotrawstwo energii, a cena energii jest jedną z najniższych w Europie. Minister podkreśla, że niezbędne są działania prowadzące do zmniejszenia zużycia energii oraz poprawiające zarówno efektywność jej wytwarzania, dystrybucji oraz przesyłu. Z tym poglądem nie zgadza się branża elektroenergetyczna. - Taki podział uprawnień nie uwzględnia skutków ekonomicznych. Nie przeanalizowano, o ile wzrośnie inflacja, ile wzrośnie energia u producenta, czy inwestorzy przy wysokich cenach energii będą chcieli w Polsce inwestować - mówi Sławomir Krystek, dyrektor biura Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie. Krystek przyznaje, że rozwiązaniem kłopotów polskiej elektroenergetyki są inwestycje w nowe moce wytwórcze, ale przypomina, że obecnie trwają budowy jedynie dwóch dużych bloków: w elektrowni Łagisza, który ma być oddany w roku 2009 i w elektrowni Bełchatów, który ma zostać oddany w roku 2010. - Kolejnych dużych inwestycji nie widać. Formalności związane z budową nowego bloku mogą potrwać nawet trzy lata, do tego trzeba doliczyć 3-4 lata budowy bloku - zauważa Krystek. W ocenie Sławomira Krystka, Polska jest w trudniejszej sytuacji niż wiele innych krajów Unii Europejskiej. Niemcy zwiększają znacząco import gazu i trwają próby zmuszania tamtejszej energetyki, aby inwestowała w elektrownie gazowe, które emitują mniej CO2 niż elektrownie na węgiel kamienny i brunatny mające duży udział w produkcji energii w Niemczech. W najlepszej sytuacji jest Francja, gdzie ok. 84 proc. energii produkowanej jest w elektrowniach jądrowych, więc problem emisji CO2 tamtejszej energetyki prawie wcale nie dotyczy. TGPE ocenia, że już w czwartym kwartale br. cena energii u producenta wzrośnie nawet do 220-230 zł za MWh. Dla przypomnienia, pod koniec roku 2007 cena jednej MWh wynosiła ok. 129 zł. Krystek dodaje, że wskutek ograniczenia uprawnień do emisji CO2 dla elektroenergetyki wyraźnie spadnie wartość grup energetycznych, które przygotowują się do prywatyzacji. Elektrowniom zawodowym zabrano pozwolenia na emisję 12 mln ton CO2. Niewykluczone, że będą one musiały dokupić nawet 14-15 mln ton rocznie, ponieważ w Polsce o kilka procent rocznie wzrasta wolumen zużywanej energii. Pozwolenia na emisję 12 mln ton CO2 mogą kosztować od 30 mln euro do nawet 1,2-1,3 mld, ponieważ według niektórych prognoz cena uprawnienia do emisji jednej tony może kosztować nawet 100 euro. Komisja Europejska mówi w swoich dokumentach o cenie ok. 30-40 euro za tonę. - Pieniądze na zakup emisji energetyka weźmie z kieszeni odbiorców. Na skutek słabych połączeń transgranicznych nie będzie można importować energii do Polski, więc konkurencja na rodzimym rynku energii będzie żadna - prognozuje Sławomir Krystek. Coraz częściej przypomina się, że za kilka lat w Polsce zacznie brakować energii. Te braki, połączone z dużym deficytem uprawnień do emisji CO2, mogą spowodować, że - jak ocenia Krystek - cena energii w Polsce może być większa niż średnia cena w krajach Unii Europejskiej. Do tej pory jedną z przyczyn braku inwestycji w moce wytwórcze, bardziej sprawne i emitujące mniej CO2 niż stare bloki, była niska cena energii w Polsce. Nie wiadomo jednak, czy prognozowany wzrost cen energii doprowadzi do wzrostu inwestycji. - Powstaje pytanie, czy pieniądze ze wzrostów cen pozostaną w kieszeni inwestorów, czy też zostaną przeznaczone na pokrycie kosztów związanych z systemem handlu emisjami CO2 lub zostaną przeznaczone na cele pozainwestycyjne - zastanawia się Jarosław Mlonka, prezes Foster Wheeler Energia Polska. - Jeżeli cena energii wzrośnie, a wzrost będzie przede wszystkim podyktowany tylko wzrostem cen pozwoleń do emisji CO2, to dla wytwórcy niewiele się zmieni, tylko finalny odbiorca będzie więcej płacił za energię. Minister Nowicki zapowiedział co prawda, że jeżeli Komisja Europejska przyzna Polsce dodatkowe limity emisji CO2, to na pewno dostaną je elektrownie zawodowe. Tyle że nie wiadomo, czy to nastąpi. Krzywda hutnika - W opublikowanym 12 lutego 2008 roku nowym projekcie rozporządzenia rządu w sprawie Krajowego Planu Rozdziału Uprawnień (KPRU II) do emisji CO2 na lata 2008-12, w odniesieniu do projektu z grudnia 2007 roku, ogranicza się limit uprawnień dla sektora stalowego z 14,4 do 11,8 mln ton średniorocznie - mówi Romuald Talarek, prezes zarządu Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej. - Tym samym sektorowi stalowemu odebrano 2,6 mln ton uprawnień, skazując go na pogorszenie konkurencyjności względem producentów zagranicznych. Już dzisiaj import pokrywa krajowe zużycie stali w niemal 60 procentach. Każde kolejne restrykcje będą pogłębiać ten proces. Zdaniem Talarka, decyzja resortu dyskryminuje krajowych producentów stali i wzmacnia import. Paradoks tej decyzji polega dodatkowo na tym, że działają cy na polskim rynku globalni producenci w innych krajach, także w Europie Zachodniej, na identyczne instalacje otrzymali uprawnienia wyższe niż otrzymają w Polsce. - Pozbawia się ich zatem bodźców, aby rozwijali produkcję w naszym kraju, mimo systematycznie rosnącego zapotrzebowania rynku na stal - dodaje Talarek. - Przy podziale uprawnień w ramach branż nie oparto się ani na wskaźnikach jednostkowej emisji CO2, ani na jednolitej dla podmiotów metodzie rozdziału. Jednostkowe emisje CO2 w krajowym hutnictwie są niższe od wskaźników zachodnioeuropejskich. Uważam, że huty nie powinny być karane za pozytywne dokonania z okresu restrukturyzacji. Opinię tę podziela Wojciech Szulc, kierownik Zakładu Analiz Techniczno-Ekonomicznych Instytutu Metalurgii Żelaza. Jego zdaniem, mechanizm rozdziału uprawnień do emisji CO2 jest nietrafiony. - Odnoszę wrażenie, że nowe kraje członkowskie Unii Europejskiej zostały źle potraktowane, zważywszy na fakt, że kraje "starej" Unii dostały tyle, ile chciały - podkreśla Szulc. - To może spowodować, że potencjalni inwestorzy mogą zrezygnować z części planowanych w naszym kraju inwestycji. I zrealizują je tam, gdzie warunki okażą się bardziej korzystne niż w Polsce. Jak podkreśla Talarek, hutnictwo dzięki przeprowadzonej restrukturyzacji osiąga bardzo dobre wyniki w zakresie ochrony środowiska oraz efektywności energetycznej i gospodarczej. I dlatego nie należy dawać powodów właścicielom hut do inwestowania w krajach, w których limity są łagodniejsze. - Stanowczo protestujemy przeciwko odbieraniu hutnictwu uprawnień po to, by przekazać je nie zrestrukturyzowanej energetyce - dodaje Talarek. - Zupełnie niezrozumiała jest decyzja o odebraniu 21 proc. uprawnień hutom wytwarzającym stal w procesie elektrycznym, czyli najbardziej ekologicznym. To właśnie w takich instalacjach następuje pełny recykling złomu stalowego. Przed Polską staje problem utylizacji starych samochodów, których od czasów naszej akcesji do UE sprowadzono ponad 3,5 mln sztuk. Jak zatem tego dokonać przy brakujących uprawnieniach do emisji? Ponadto w projekcie nie znajdujemy żadnego merytorycznego uzasadnienia dla zmniejszenia o 30 proc. przydziału uprawnień dla nowoczesnego, pracującego na potrzeby licznych gałęzi gospodarki przemysłu materiałów ogniotrwałych. Biedni i bogaci Elektroenergetyka i górnictwo to naczynia połączone. Dlatego też sektor węglowy mocno wspiera elektroenergetykę w walce o rozdział limitów dwutlenku węgla. - Oby nie doszło do powstania podziału na bogatych, których stać będzie na dokupywanie limitów na wolnym rynku oraz na biednych, którzy nie będą sobie mogli na to pozwolić - ocenia Maksymilian Klank, szef Euracoal, organizacji zrzeszającej producentów węgla kamiennego i brunatnego oraz prezes Związku Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego. - Potrzebne są zatem rozwiązania, które zwracałyby też uwagę na te biedniejsze kraje i na ich sytuację. Związek Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego wystosował do premiera Donalda Tuska pismo dotyczące rozdziału uprawnień do emisji dwutlenku węgla. W piśmie zaznaczono, że branża górnicza z niepokojem śledzi problematykę związaną z przyjęciem Krajowego Planu Rozdziału Uprawnień do emisji dwutlenku węgla na lata 2008-12. - To przełoży się na ograniczenie rozwoju całej polskiej gospodarki - mówi Maksymilian Klank. - Energetyka zawodowa, będąca strategicznym partnerem górnictwa, została w istotny sposób dotknięta ograniczeniem. Środowisko górnicze konsekwentnie wskazuje, że górnictwo węgla kamiennego musi mieć zapewniony stabilny odbiór węgla i odpowiednie przychody z jego sprzedaży - chociażby w kontekście realizacji niezbędnych inwestycji w górnictwie. - Obecnie na rynku światowym mamy koniunkturę na rynku węgla koksowego i energetycznego - mówi Dominik Kolorz, szef górniczej Solidarności. - Jednak nie wiadomo, jaka sytuacja na rynku będzie za kilka lat. Gdyby polska elektroenergetyka ograniczała swe moce produkcyjne ze względu na limity dwutlenku węgla, to odbiłoby się to negatywnie na górnictwie. Branża górnicza oczekuje, że rząd podejmie skuteczne działania dla zwiększenia puli uprawnień do emisji dwutlenku węgla dla Polski oraz opracuje strategię rozwoju energetyki i górnictwa węgla kamiennego - uwzględniając przy tym politykę energetyczną Unii Europejskiej ukierunkowaną na nisko emisyjną produkcję energii elektrycznej. Według środowiska górniczego, niezbędne jest zweryfikowanie projektu Krajowego Planu Rozdziału Uprawnień do emisji dwutlenku węgla na lata 2008-12. - Rozdział limitów emisji dwutlenku węgla powinien być sprawiedliwy i proporcjonalny dla poszczególnych sektorów gospodarki - zaznacza Kolorz. - Niestety tak nie jest. Chemia - alternatywnie Branży chemicznej przyznano wstępnie limity w ilości 5,2 mln jednostek. - To zbyt mało, choć z racji np. tego, jaka będzie aura, wielkość potrzebnego limitu może zmieniać się - tłumaczy Jerzy Majchrzak, dyrektor Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego. Największym "limitochłonnym" działem chemii jest energetyka zakładowa. Mimo stosunkowo nowoczesnych urządzeń, wciąż emituje ona sporo CO2. Spory udział w emisji mają także wykorzystywane w chemii technologie, ale tych na szczęście emisji nie bierze się pod uwagę. Najłatwiejsze jest dokupienie limitów na rynku. Jednak może to spowodować podniesienie kosztów produkcji i w efekcie mniejszą konkurencyjność naszych spółek chemicznych. Drugie rozwiązanie to odnowienie energetyki tak, aby emitowała ona mniej zanieczyszczeń. Największy problem to kwestie finansowe. Dodatkowo limity praktycznie już obowiązują, a inwestycje wymagają czasu. Trzecim rozwiązaniem może być zlikwidowanie tych działów produkcji, które odpowiadają za największą emisję. Firmy mogą np. kupować półprodukty od firm rosyjskich. Co ciekawe, zakłady chemiczne raczej nie planują przestawienia swoich kotłowni na bardziej ekologiczny surowiec, np. gaz. - Powód jest dla nas dość oczywisty. Gaz szybko drożeje, nie możemy więc zużywać go jeszcze więcej, bo to mogłoby oznaczać wzrost kosztów - wyjaśnia Majchrzak.

Brak komentarzy: