Jest nas za dużo. Jeśli niekorzystny wpływ człowieka na środowisko jest poważnym problemem, trzeba zastanowić się nad ograniczeniem liczby ludnościTę kontrowersyjną tezę, nawiązującą do teorii Malthusa wyznaje wielu naukowców. Kiedy odwiedzisz Science Museum w Londynie, świątynię wiedzy naukowej od czasu Wystawy Światowej w 1851 roku, licz się z jego nowym, gromko głoszonym przesłaniem. Nowy dyrektor muzeum jest święcie przekonany, podobnie jak Al Gore, że jeśli ma się coś ważnego do powiedzenia, należy "mówić to przez megafon". 60-letni Chris Rapley przyszedł tu z British Antarctic Survey. Podczas dziesięciu lat jego dyrektorowania instytucja ta, która w latach 80. odkryła dziurę ozonową, zajęła ważne miejsce w klimatologii. Rapley posługiwał się tam swoim ulubionym instrumentem, by obwieścić światu, iż pokrywa lodowa zachodniej Antarktydy, którą wcześniej określano mianem "drzemiący gigant" i uważano, że przetrwa tysiąc lat, zaczyna się topić.
Fot. Getty Images/FPMDwa lata temu, podczas konferencji w Exeter poświęconej zmianie klimatu, naukowiec oznajmił, że Antarktyda jest "gigantem obudzonym" – rozpoczęło się topnienie jej lodów, co może podnieść poziom mórz o pięć metrów.Profesor Rapley uważa, że istnieje "jednoznaczny związek" pomiędzy emisją paliw kopalnych a globalnym ociepleniem notowanym w ostatnich dziesięcioleciach. Nie tylko jednak ten pogląd może napawać strachem. Chodzi też o przekonanie o trafności prognozy Thomasa Malthusa, XIX-wiecznego demografa, który sądził, że rodzajowi ludzkiemu zabraknie żywności, ponieważ stanie się zbyt liczny.W zeszłym roku w artykule zamieszczonym na stronie internetowej BBC Rapley napisał: "Skoro uważamy, iż presja człowieka na środowisko jest poważnym problemem (a mamy na to wiele dowodów), należy racjonalnie przyjąć, że obok kroków zmierzających do ograniczenia tej presji, trzeba też podjąć kwestię ograniczenia wielkości populacji".Podkreślił wprawdzie, że jest to jego osobisty pogląd, ale wybranie go jednogłośnie na dyrektora Science Museum przez radę, w której zasiadają między innymi prezes lord William Waldegrave i lord Martin Rees, przewodniczący Royal Society, wskazuje, iż w środowisku naukowym podobnego zdania jest wiele osób.Spotykam profesora Rapleya w towarzystwie jego szefa, Martina Earwickera, dyrektora National Museum of Science and History, któremu podlegają muzea nauki w Londynie i Swindon (otwarcie w 2010 roku), National Railway Museum w Yorku i National Media Museum w Bradford.– Moje stanowisko w sprawie populacji to przede wszystkim niepokój, że nikt nie chce o tym mówić – podkreśla Rapley. Jego propozycja, by ograniczyć wielkość populacji spotkała się z dwiema reakcjami: setkami maili z całego świata z poparciem za odwagę oraz, jak to określił, "durnymi wypowiedziami" komentatorów ostrzegających, że naukowiec nastaje na naszą swobodę prokreacji.Twierdzi on, że ludzie nie słuchają tego, co mówi, a mówi, że gdyby w 2050 roku było o miliard ludzi mniej, nastąpiłaby znaczna redukcja emisji związków węgla. Zmniejszenie jej o gigatonę, dzięki edukacji seksualnej i programom kontroli urodzin, kosztowałoby tysiąc razy mniej niż wszelkie inne techniczne rozwiązania – energia jądrowa, energia odnawialna czy bardziej oszczędne samochody. – Można uznać, że jest to tak trudne, iż nie sposób na ten temat dyskutować. A ja mówię: zacznijmy dyskusję i wtedy uznamy, czy można coś zrobić, czy nie.Tę zachętę do otwartej debaty wspiera profesor Earwicker. Wyjaśnia on, że nowa rola dyrektora muzeum polega na tym, by koncentrować się na "wysuwaniu argumentów intelektualnych", podczas gdy bieżącym zarządzaniem zajmie się główny menedżer. Zadaniem dyrektora, mówi Earwicker bez cienia fałszywej skromności, będzie uczynienie tego muzeum "najbardziej podziwianą placówką tego rodzaju na świecie". Rapley, którego zdolność do autoreklamy również warta jest osobnych studiów, dodaje: – British Antarctic Survey był najwspanialszy na świecie, więc raz już tego dokonałem.Jego decyzja, by przyjąć to stanowisko opierała się na zamyśle przekształcenia muzeum w platformę poważnej debaty nad nauką. Twierdzi, że takie programy, jak nadany przez Channel Four "The Global Warming Swindle" ("Szwindel globalnego ocieplenia") – który uważa za "świadomie nieuczciwy" – przekonały go, że naukowcy powinni z większą rozwagą wyrażać swoje poglądy. (…)Rapley wezwał sceptycznych w kwestii zmiany klimatu Jeremy’ego Clarksona i Terry’ego Wogana, by przybyli do British Antarctic Survey choćby na jeden dzień i przekonali się, czy po tej wizycie nadal uda im się tkwić w niewiedzy. Żaden z nich nie miał odwagi, by przyjąć wyzwanie. Debaty w takich dziedzinach nauki jak globalne ocieplenie, badania nad komórkami macierzystymi i klonowanie to planowane przez Rapleya projekty mające pomóc muzeum realizować zadanie docierania do szerokiej publiczności. Science Museum odwiedza każdego roku 2,5 miliona osób, w tym pół miliona młodzieży szkolnej.Profesor ma ponadto ciekawe pomysły na wystawy, w tym tak oryginalnych obiektów jak lokomotywa Stephensona czy makieta Concorde’a, zamierza też zaprezentować działanie akceleratora cząsteczek CERN i przeprowadzić eksperyment, polegający na wrzuceniu do Pacyfiku opiłków żelaza, by pochłaniały węgiel. Chciałby wyjaśniać działanie poszczególnych urządzeń – w sposób dostosowany do poziomu różnych odbiorców. Muzeum ma wiele planów, ale nie dysponuje jeszcze pieniędzmi, by zrealizować te pomysły.Rola dyrektora polegać będzie również na "zapewnieniu, by Science Museum było latarnią naukowego racjonalizmu w świecie, który niekiedy się od niego odwraca".Czy nie ma niebezpieczeństwa – zważywszy, że muzeum to jest jedną z naszych najbardziej godnych zaufania instytucji – że zamiast promować naukę, Rapley będzie prowadził tu swą kampanię? – Zachowanie dystansu między obroną nauki a głoszeniem konkretnych poglądów to spacer po linie. Ale my nie prowadzimy kampanii, lecz podajemy informacje – tłumaczy. Przyznaje jednak, że jako dyrektor muzeum będzie musiał ostrożniej wyrażać swoje prywatne poglądy, ponieważ ludzie, "co zrozumiałe", mylą osobę z instytucją.Ale kontrowersyjny profesor najwyraźniej tego nie czyni. Uważa, że sama technologia nie rozwiąże problemu globalnego ocieplenia – potrzeba zmian w sposobach zachowania społeczeństwa. Ostrzegł więc, że pocztówka z Bora Bora "może być kiedyś równie odrażająca, jak rząd zwierzęcych głów na ścianie". Stwierdził też, że za 20 lat wszelkie podróże do 1000 kilometrów będziemy odbywać drogą lądową i wodną.Zdaniem nowego dyrektora Science Museum prognoza Malthusa, zapowiadająca, że zabraknie nam żywności, może się sprawdzić – już dziś nie potrafimy wyżywić 6,5 miliarda ludzi, nie mówiąc o zapewnieniu im dostatecznej ilości wody i energii. Ale prawdziwe niebezpieczeństwo, mówi Rapley, to odpady, w tym emisja gazów cieplarnianych. – Potrzebujemy czegoś takiego, jak miejski zarząd wód, powołany w XIX wieku, gdy do Tamizy zaczęły masowo trafiać ścieki. Potrzebujemy nowego traktatu z Kioto, by wszyscy podjęli wyzwanie.Brzmi to, jakby wielce entuzjastyczny profesor Rapley znów zachwiał się na swej linie, ale trzeba przyznać, że ma wielką umiejętność rozpalania debat.
piątek, 30 maja 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz